ABU HAMZA

Na początku chciałem zrobić historię jak z Ojca Chrzestnego. Ta część z De Niro jak morduje gościa co zamiata całą dzielnicą i przejmuje pomału interes. Ale to by była lekka przesada jak na początek. :)
Historię napisał gracz, ja ją dopracowałem.

1488 (Genesis)
Urodziłem się w Wielkim Targu w roku 1488. Wiem to, gdyż wujek Jasha mi to powiedział. To on odbierał poród. Ojciec pewnie wtedy leżał pijany w "Karczmie u Glocka". Pił za moje zdrowie. Chyba mu się udało, bo rzadko chorowałem.

Głosiciel Astendara, był tam również. To on, mimo, że nie był swojakiem, przeprowadził rytuał Nadania Imienia i naznaczył mnie Mera-a-a-arg (Astendar). Od tamtej pory ta Pasja czuwała nade mną. Było to dziwne, bo rzadko zdarza się, by ów rytuał przeprowadzał ktoś poza matką. Ale takie było prawo vravraka, proroczego snu jaki miała matka.

1492-1498, 4 lata (Dojrzewanie)
Wujek Jasha był bratem matki. To on opowiadał mi o świecie kiedy byłem starszy. Często wyjeżdżał z karawanami. Pracował tam jako ochroniarz. Przywoził z odległych miast różne pamiątki, dziwnie zdobione bronie, skóry zwierząt, ale przede wszystkim najciekawsze historie z całego świata. Opowiadał o przeszłości, o Hrak Gron, tej, która zrzuciła jarzmo niewolnictwa z naszej rasy. O starożytnym Królestwie Kara Fahd i jego upadku. O Kathonie Krzywookim i Siedmiu Ramionach. O walkach z Królestwem Landis i Ustrektu.

Był odważnym orkiem. Był dla mnie wzorem do naśladowania. Chciałem być taki jak on. Uczył mnie czytania i pisania, posługiwania się bronią, radzenia sobie w świecie. Mówił, że jako orki mamy zawsze najbardziej przejebane dlatego musimy być lepsi od innych Dawców Imion.
Ojciec go nie lubił. Sam chyba nigdy nie wyjechał z miasta. Uważał że wujek jest nieodpowiedzialny, że namiesza nam w głowach.

Pewnego razu nie wrócił. Zostawił po sobie tylko dziennik ze swoich wypraw. Kiedyś go przeczytam.

Mieszkaliśmy z rodzicami i resztą rodziny na obrzeżach miasta, zajmując się hodowlą świń.
Pierwsze lata "chodzonego" życia spędziłem, jak łatwo się domyślić, na studiowaniu krasnoludzkiej wyzwolonej literatury późno-pogromowej, przesiadując godzinami w bibliotece throalskiej... A tak naprawdę to sprzątałem gówna i dawałem świniom żreć.

Nie było źle. Starzy zawsze odpalili parę miedziaków, szło się z resztą ekipy na miasto... Sami wiecie... Sielanka.
Czasem wpieprzyło się jakiejś grupce ludzkich chłopaków, czasem oni się zaczaili i wpieprzyli nam. Czasem razem z nimi zasadzaliśmy się na nadzianych pijaczków wracających chwiejnym krokiem nad ranem i wpieprzyliśmy im. Życie.

Szybko nauczyliśmy się, żeby nie urządzać wypadów pod lokal Glocka. Nawet ojciec mnie ostrzegał, że z nimi nie ma żartów. Glock to starszy gość. Zawsze jest dobrze ubrany, elegancki. Zawsze miał najlepsze panienki w okolicy. Wszyscy mu się kłaniali.
Pracują dla niego różne typy, ludzie, krasnoludy no i nasi oczywiście. Facet ma kasę i nie ukrywa tego.

Pamiętam jak kiedyś poprosił nas o wniesienie stołów i krzeseł do swojego lokalu. Za pół godziny roboty dostaliśmy tyle kasy ile u starych na świniach przez dwa tygodnie bym nie zarobił. Gość lubił się pokazać.

1499, 11 lat (Ucieczka)
Wszystko się spierdoliło pewnej nocy. Wracałem dość późno. Nie ważne dlaczego. Z oddali już widziałem, że w domu paliło się światło. Wiedziałem, że coś się stało. Przyspieszyłem kroku. Po drodze zaczepiło mnie dwóch kolesi. Człowiek i ork. Poszarpali mnie trochę. Powiedzieli żebym się nie włóczył po ich mieście po nocy póki pieniędzy nie oddamy. Pijani byli. Chwilę później dowiedziałem się o co chodzi.

W domu zobaczyłem, że meble są porozwalane po całej izbie. Usłyszałem płacz. Pobiegłem. Matka siedziała przy stole w pokoju. Krew leciała jej z nosa. Powiedziała co się stało. Ojciec pożyczył kilka tygodni wcześniej od Glocka pieniądze na paszę dla świń i nie miał z czego oddać. Tego dnia minął termin zwrotu pieniędzy. Kiedy ojciec powiedział, że nie ma jeszcze żeby oddać, tych dwóch skurwysynów zaczęło szukać pieniędzy po domu.

Matka się im postawiła. Ojciec nic nie zrobił...

Potem pamiętam już tylko przebłyski. Zagotowało się we mnie. Kiedy ojciec wszedł do domu wiem, że go uderzyłem. Kilka razy.
Potem kuchnia. Nóż. Biegłem. Wiedziałem w którą stronę. Nie odeszli daleko.
Człowiek nawet nie spodziewał się ciosu. Padł od pierwszego. Zobaczyłem plamę krwi rozlewającą się pod jego twarzą na ziemię.
Ork był szybki. Zdążył wyciągnąć pałasz. Zamachnąć się już nie zdążył. Krew z tętnicy szyjnej trysnęła na mnie. Kiedy leżał, krew dalej tryskała. Patrzyłem jak się wykrwawia...

Gahad minął... Nie mogłem wrócić do domu... Nie mogłem zostać w mieście... Zabrałem pałasz i sakiewki...

A tak w ogóle to nazywam się Abu Hamza.

© 2025 Your Company. All Rights Reserved. Designed By Wu Czyż

Please publish modules in offcanvas position.