Sesja 6.01.2012
Posłuchaliśmy zmarłego
Dzień 292 - 35/3 1062 TE
Cztery godziny drogi piechotą od Aldjekuul znajdował się niewielki sosnowy zagajnik nad małą rzeczką, której nazwy nikt nie zapamiętał. Zagajnik ten znajdował się za niewielkim wzniesieniem, tak że od traktu było widać jeno odległe korony drzew.
Pogoda w ten dzień była idealna. Słońce grzało dość mocno, od czasu do czasu kryjąc się za białymi obłokami. Ciepły wiatr orzeźwiał, a chłodzenie stóp w płynącym spokojnie z gór strumieniu było kojące.
Z tego też miejsca, widać było jeszcze wstęgę Rzeki Stranchis oraz spoczywającą nad nią twierdzę Aldjekuul. Na północy zaś wznosiły się góry, których ostre, ośnieżone szczyty niknęły w chmurach.
Trójka podróżnych, co tu dużo ukrywać - bohaterów - siedziała nad brzegiem wspomnianej rzeczułki i zastanawiała się co robić. Abu, opierając się o pień sosny grał na swojej fujarce. Balltram bacznie się rozglądał czy nie ma w pobliżu zagrożenia, a Serafin moczył swoją chorą i opuchniętą nogę.
W końcu po niezbyt długiej rozmowie postanowili odpocząć i wylizać rany w tym zagajniku. Mieli zapas jedzenia, Balltram zawsze mógł też coś upolować. Mieli wodę i zapas drewna. Sielanka.
Później tego dnia Balltram rozejrzał się po okolicy. Oprócz therańskiego traktu i kilku podróżnych nie spostrzegł czegoś, co mogłoby go zaniepokoić. Nie zauważył żadnych śladów bytności stworów, co dziwne bo słyszeli że te tereny obfitują w różne bestie. Ale być może bliskość Aldjekuul i traktu odstraszały je.
I tak do wieczora przygotowali swój obóz. Wykopali dół na ognisko, nazbierali zapas drewna, a Abu ugotował zupę na mięsie i warzywach. Wieczorem, gdy już zachodziło słońce i skryło się za horyzontem, gdy jeszcze niebo było pomarańczowe, to od wschodu, od strony zagajnika przeleciał ich po plecach chłodny powiew.
Dzień 293 - 35/4 1062 TE
Serafina zbudził przed świtem świergot ptaków zamieszkałych w zagajniku. Rozejrzał się mętnym wzrokiem po obozie i spostrzegł czuwającego i ziewającego Balltrama przykrytego kocem. Abu spał nadal.
Cała trójka była już na nogach w godzinę później. Serafinowi dość opornie szło leczenie się. Magia adepta nie chciała go słuchać. Za to Balltram i Abu już niemal w pełni odzyskali zdrowie.
W trakcie śniadania ustalili porządek dnia, czyli kto i o której medytuje aby zwiększyć możliwości swoich Talentów, oczywiście zaraz po wyleczeniu wszystkich Ran.
Dzień 294 - 35/5 1062 TE
Serafin odszedł na kilkaset metrów od obozu w dół rzeczki, gdzie usiadł opierając się o jeden z większych głazów. Noga nadal go rwała i nie chciał jej przemęczać. Nagle po drugiej stronie strumienia na szczycie wzniesienia, pojawiła się postać. Była dosyć daleko i na tle odległych gór, jednak Łucznik zdołał ją ujrzeć. Postać zbliżała się w jego stronę, jak gdyby widziała go. Gdy była w połowie wzniesienia Serafin był już pewien że jest to elf lub człowiek, mężczyzna. Ubrany w skórznie z ciemnym kapturem na głowie, miał przy boku miecz. W pewnym momencie mężczyzna przystanął i podszedł do dębu rosnącego samotnie wśród niewysokiej trawy. Usiadł tam opierając się o pień.
Serafin pozostał na swym miejscu, nie ruszał się, bo nie chciał być zauważonym. W końcu obcy jakby spojrzał na niego, ale równie dobrze mogło mu się wydawać. Wędrowiec wstał tak nagle jak usiadł i ruszył na wschód.
Łucznik powrócił do obozu i opowiedział o wędrowcu. Abu, który już był zdrów zbagatelizował to i udał się na medytację nad Bronią Białą.
Balltramowi nawet przez myśl nie przeszło, aby iść poszukać śladów tego wędrowca, przecież nic z jego strony im nie groziło.
Dzień 295 - 36/1 1062 TE
Dzień był pochmurny. Mżyło, zszarzało. Wiatr mocniej wiał, zrobiło się chłodniej. Balltram medytował nad Analizą Śladów, a Abu nad Przewidywaniem Ciosu. Jedynie Serafin nie mógł, wciąż czuł rany na sobie.
Wieczorem wypogodziło się nieznacznie. Siedzieli przy ognisku i zastanawiali się, kiedy ruszać dalej do miasta Laraken aby Abu dostarczył kamień wiadomości. W końcu postanowili ruszyć pojutrze z samego rana.
Było już niemal ciemno, a światło dawał jedynie księżyc, gdy do uszu Balltrama doleciał tętent kopyt. Zaintrygowany Zwiadowca ruszył ostrożnie w stronę traktu zobaczyć kto to też tak późną nocą zapędza się na trakt. Gdy dotarł na grzbiet niewysokiego wzniesienia oddzielającego ich od traktu nie dostrzegł już nic specjalnego, za to poczuł delikatny chłód na karku wiejący od lewej z lasu. Wyostrzył wzrok i dostrzegł mrok, jakby las zdawał się kryć wielką tajemnicę.
Abu i Serafin siedzieli przy niewielkim ognisku i wypatrywali Balltrama, który w takich momentach lubił sprowadzać na nich kłopoty. Tym razem było nieco inaczej. Drzewa w lesie zaszumiały złowrogo. Cienie między czarnymi pniami i konarami drzew zdawały się nienaturalnie poruszać, tak jakby żyły własnym życiem. Wtedy też, na skraju światła dawanego przez ognisko dostrzegli kilka nienaturalnie poruszających się postaci. A jedna z nich, powłócząc za sobą łańcuchami, wyszła do przodu. Wysoka jak troll postać, była niezwykle chuda. Na sobie miała zarzucony stary płaszcz z głębokim kapturem. Postać podpierała się o powykręcany kostur swoją kościstą dłonią. Od strony lasu zaleciało trupim smrodem.
"Czego chcesz?" zakrzyczał Serafin, spodziewając się rychłej odpowiedzi. Postać popatrzyła na niego i w końcu odezwała się grobowym głosem, tym samym, który tak dobrze słyszał w podziemiach Aldjekuul.
"Chcę zawrzeć układ. Wy mi pomożecie, to i ja wam pomogę."
Zaczęli rozmawiać. Dogadywać się. Zakapturzona postać pragnęła przedmiotu, który zwał się Twarzą Uduna i miał znajdować się w miejscu zwącym się Martwymi Ziemiami na północny-zachód od Aldjekuul. Sam nie mógł jej odnaleźć, gdyż potężna magia nie pozwalała mu dostrzec pewnych wskazówek. Poza tym bohaterowie skradli mu mapę prowadzącą do tego miejsca, będącą nieco źle opisaną. W międzyczasie powrócił Balltram, któremu podkradanie niewiele już dawało.
Zakapturzona postać opowiedziała im legendę o Twarzy Uduna.
W zamian za zdobycie magicznego skarbu obiecał im pomóc w pozbyciu się klątwy, jaką rzuciła na Balltrama krasnoludka. Co prawda nie obiecał że ją zdejmie, ale obiecał, że pozwoli mu dotrzeć do Waldorfa Palownika, którego ten ma zabić.
Serafin chciał zawrzeć umowę krwi, jednak zakapturzony nie chciał się zgodzić mówiąc lakonicznie "ja nie mam krwi". Dalej przekazał, że jutrzejszego wieczora pojawi się tutaj jego sługa Zibit, który będzie im towarzyszył i relacjonował wszystko.
W końcu postać wycofała się do lasu, smród trupów zaczął powoli znikać, a las powracał do normalności.
Dzień 296 - 36/2 1062 TE
Wieczorem zjawił się czarnobrody krasnolud Zibit. Małomówny i ociężały przywitał się z nimi zdawkowo. Nie chciał opowiadać o sobie i jego Zakapturzonym Panu. Serafin bacznie się mu przyglądał, jednak nie dostrzegł niczego więcej, poza tym co widać było na pierwszy rzut oka.
Dzień 297 - 36/3 1062 TE
Wyruszyli na północny zachód w stronę Złoziemii wraz z Zibitem. Podróż mijała spokojnie. Zbadali posiadaną mapę oraz wskazówki. Wiedzieli, że mają odnaleźć biały obelisk z rysunkami ptaków na nim. Później powinno pójść już łatwo.
W czasie podróży dokonali zakupów w mijanych wioskach. Zapas jedzenia, bukłaki na wody, pochodnie, laski kredy, świece, olej, strzały do łuków.
Dzień 300 - 37/1 1062 TE
Biały obelisk obłożony był gęstwiną. Rozpoznali go z łatwością. Był stary, jednak ryciny ptaków na nim były dobrze widoczne. Czuli podekscytowanie. Wiedzieli, że są blisko. Balltram wyciągnął mapę i zaczął odczytywać wskazówki. I faktycznie niedaleko znajdowało się jezioro w kształcie nerki. Ruszyli dalej i kilkadziesiąt metrów na wschód za jeziorem, odnaleźli grupkę dziwnych drzew o pomarańczowych czubach. Z tamtąd udali się na północ gdzie widzieli już skały w których ukryte było wejście do jaskini.
Stanęli przed wąskim acz wysokim wejściem, gdy nagle czwórka zionących ogniem ogarów wykonała atak z wysokiej trawy. Abu i Zibit pierwsi wyciągnęli miecze i ruszyli do kontrataku, za nimi Balltram i Serafin z łukiem. Szybko pokonali ogary, samemu niewiele sił przy tym tracąc. Nie minęła chwila odpoczynku gdy z groty wyłonił się żywotrup, będący niegdyś orkiem. Walczyli z nim już dłużej, gdyż zdawał się potężniejszy od zwykłego ożywieńca. Jednak i jego udało się zabić.
Zibit stanął przed wejściem i powiedział, że magia tego miejsca nie pozwala mu wejść do środka razem z nimi.
Odpalili pochodnie i świetlne kryształy. Powoli weszli do cuchnącego i ciemnego korytarza. Było chłodno a powietrze delikatnie drgało, jakby był przeciąg.
Balltram spoglądał na mapę sprawioną przez Karuskara i prowadził ich korytarzami tak, by omijać korytarze labiryntu według jego wskazówek. Nie mieli pewności czy mapa zaznacza wszystkie pułapki i czy ona sama jest prawdziwa, jednak póki szli według jej wskazówek nie działo się nic niepokojącego. Gdy przebyli już większość podziemnego złowrogiego labiryntu stanęli przed stertą dziwnych ponumerowanych kamieni wielkości trollowych dłoni. Korytarz kończył się dwa metry dalej posągiem przedstawiającym ludzkiego maga trzymającego w jednej ręce zwój, a w drugiej duży klucz. Sam posąg stał na występie skalnym, otoczonym z trzech stron głęboką przepaścią.
Według opisu na mapie, kamienie były pułapkami, toteż nie badali ich, za to nie było wzmianki o posągu. Krasnoludzki zwiadowca zaczął badać posąg. Oświetlał go sobie kryształem, by w końcu odkryć mechanizm otwierający dalszą drogę. Na zwoju było sześć długich szram, toteż wziął kamień z cyfrą sześć i położył go pod nogami posągu, na wyznaczonym miejscu. I wtedy zadziała się magia. Klucz w dłoni kamiennego czarodzieja zajarzył się błękitem i usłyszeli cichy jęk kamieni. Tajemne drzwi otwarły się po jego lewej stronie nad przepaścią. Mieli do nich niespełna metr od skraju korytarza nad przepaścią.
Po kolei przechodzą nad ziejącą dziurą, gdy nagle kamienne drzwi zaczęły się zamykać. Balltram szedł ostatni i skoczył szybko, jednak niestety wrota przytrzasnęły mu nogę. Szarpnął mocno i wyciągnął nogę z buta, który został po drugiej stronie. Krasnolud przeklął, stracił jednego z magicznych suchych butów.
Ruszyli dalej korytarzem, by po kilku zakrętach stanąć nad chodnikami rozchodzącymi się po okręgu wiszącymi nad przepaścią. Wszystkie posiadały gdzieniegdzie ściany lub kolumny. Ruszyli do przodu, gdy poczuli delikatny powiew wiatru. Mapa nie wskazywała dokładnej trasy więc poszli na wprost. W pewnym momencie pojawiły się mocne wiry powietrzne, próbujące zepchnąć ich w przepaść. Szli jednak twardo łapiąc się ścian i trzymając się razem. Przewracali się i podnosili nie dając się mocnym porywom wiatru. W końcu przeszli na drugą stronę i stanęli w wysokiej, szerokiej i długiej komnacie. Rozświetlili ją pochodniami i kamieniami świetlnymi. Na jej końcu znajdowało się kamienne podwyższenie z tronem na którym spoczywał trup w złotej koronie.
Ostrożnie zbadali komnatę. Na ścianach wymalowane były freski, przedstawiające życie przed Pogromem – szczęśliwy lud na polach i w domach. Ruszyli dalej i weszli na podwyższenie. Tam za tronem odkryli kilka niedużych skrzyń, otworzyli je i znaleźli złote i srebrne talerze oraz sztućce, srebrne i złote monety, biżuterię, zdobioną broń oraz drogocenne kamienie. A także drewnianą, pomalowaną na niebiesko ze złotymi ornamentami maskę – Twarz Uduna. Przepakowują większość rzeczy do worków i plecaków po czym zbierają się do wyjścia, gdy chciwość Abu Hamzy bierze nad nim górę. Spogląda na trupa w złotej koronie i ostrożnie zdejmuje mu ją z głowy pomimo protestów Balltrama i Serafina. Jednak było już za późno. Usłyszeli ciche grzmoty i trące o siebie kamienie. Posadzka zadrżała, posypał się pył i mały gruz z sufitu. Komnata zaczynała pękać i zawalać się. Ruszyli pędem przez siebie i labirynt powietrznych wirów, gdy huk za nimi narastał. Wszystko drgało i kamienie sypały im się na głowy.
Dotarli do tajnego przejścia. Tam Balltram pociągnął za uchwyt i otworzył wrota. Przeskoczyli nad przepaścią w pobliżu posągu czarodzieja i ruszyli pędem dalej. Po kilku minutach, w tumanach pyłu i gruzu wybiegli na powietrze. Żyli, mieli ze sobą Twarz Uduna i skarby.
Zibit pomógł wstać Serafinowi. Bohaterowie otrzepali się z pyłu i zasiedli. Opowiedzieli krasnoludowi co się wydarzyło w podziemiach i oddali mu Twarz Uduna. Zibit nie wykazał żadnych emocji, podziękował i schował magiczny skarb do swojej torby. Gdy pozostali odpoczęli, ruszyli w drogę powrotnę pod Aldjekul.