Sesja 18.05.2011
Trujące Pnącze
Dzień 93 - 68/4 1061 TE
Niedościgniony Wicher, rozbity pośrodku wielkiej dżungli, spoczywał daleko za nimi. Gdy zbliżał się zmierzch rozbili obóz przy kilku przewróconych upływem czasu, drzewach pokrytych mchem i lianami. Siedząc przy ogniu i spożywając ciepły posiłek, mogli w końcu odetchnąć. Byli wolni od therańskiej niewoli, uszli z życiem przed smokiem oraz uratowali Amalię Czarną z łap pół-horrora i jego przybocznych krasnoludów.
Za to ostatnie Amalia była im niepomiernie wdzięczna. Toteż gdy już w spokoju siedzieli, odpowiedziała im na kilka nurtujących Abu Hamzę oraz Kha’draza pytań. Opowiedziała im legendę o Triumwiracie. O proroczych snach jakie miała w młodości, o tym jak zdobyć skarby należące do legendarnych bohaterów sprzed Pogromu. W końcu o mapie po którą powrócili do rozbitego okrętu, a która ma prowadzić do tych skarbów. Dokładniej część mapy prowadzącą przez Dolinę Półksiężyca, jednak nie miała drugiej części mapy prowadzącej do ów doliny.
Krasnolud Złodziej Rudvais przeczesywał swoją brodę i pogwizdywał cicho. Następnie przejrzał cały swój ekwipunek.
Abu podrapał się po swojej runicznej bliźnie na czole, która pojawiła się dzięki niedotrzymaniu obietnicy krwi. Miał dostarczyć Amalię Dolarinowi z Zamtuza, t’skrangowemu Wojownikowi z Shiranum. Następnie spróbował zdjąć z siebie amulet Spętania Woli, jednak ten za nic nie chciał ustąpić. Kha’draz natomiast spokojnie ostrzył swój miecz, wiedział że do zdjęcia tego amuletu krwi potrzeba dużo silnej woli.
Dzień 94 - 68/5 1061 TE
Dżungla była przytłaczająca. Ciemna, gęsta i pełna życia. Poruszali się powoli i często odpoczywali przez pierwsze dni lecząc rany oraz szukając jakiejkolwiek cywilizacji. Południowy kierunek zdawał się dla nich najodpowiedniejszy. Przywołując sobie mapę Vasgothi z pamięci, byli przekonani, że w końcu dotrą do stepów, a tam już dotrą do jakiegoś miasta.
Mylili się.
Dzień 97 - 69/3 1061 TE
Pogoda popsuła się diametralnie. Deszcz padał kolejny dzień, wiatr mocno targał drzewami, nawet najgroźniejsze zwierzęta nie wychylały swoich paszcz. Skryli się w niewielkiej grocie i postanowili zwiększyć stopnie swoich talentów w ciągu kilku kolejnych dni. I tak Abu zwiększył Tkanie Wątków na 1, Tygrysi Skok z 0 na 4, Przewidywanie Ciosu na 5 i Broń Biała na 5, a Kha’draz Spojrzenie Astralne na 5, Zew Cierpienia na 5, Umysł ze Stali na 5 i Rytuał Karmiczny na 5. Amalia również podniosła część ze swoich talentów.
Dzień 105 - 71/1 1061 TE
Było ciepło i parno. Korony drzew nie przepuszczały światła. Śpiew ptaków i krzyki małp towarzyszyły im od poprzedniego dnia, za to komary i muchy cięły niesamowicie po mokrym od potu ciele. Skutkiem tego nie spodziewali się ataku ze strony pełzających pnączy.
Byli akurat przy kilku wysokich skałach pnących się dwukrotnie wyżej ponad korony drzew, gdy pnącza spływające po ostrych krawędziach skał zaczęły owijać się wokół ich rąk i nóg. Wyciągnęli swoją broń i cięli opętańczo, jednakże kolejne liany zjawiały się znikąd i kąsały mocno swoimi zaczepami. W końcu uwolnili się i mocno poranieni odeszli na bezpieczną odległość. Oddychali głęboko. Skutecznie wystrzegali się dzikich zwierząt i stworów, jednak nie spodziewali się ataku ze strony roślinności. Mieli dużo szczęścia.
Dzień 108 - 71/4 1061 TE
Późnym popołudniem z doliny ujrzeli pnącą się wysoko przed nimi na wzgórzu kamienną piramidę schodkową. Rozpalili ogień, zjedli upolowanego węża i popili wodą. Następnego dnia postanowili sprawdzić co tam może ich spotkać.
Dzień 109 - 71/5 1061 TE
Piramida pamiętała czasy przedpogromowe. Zakradli się w jej pobliże i ujrzeli blisko pięćdziesiątkę Dawców Imion, głównie elfów i ludzi, którzy zajęci byli swoimi sprawami. Byli to dzicy, więc postanowili ich ominąć. Ruszyli dalej na południe z nowym planem: odszukania rzeki, wzdłuż której mogliby wędrować. W końcu po kilku godzinach i marszu brzegiem strumienia, dotarli do większej rzeki. W ciągu następnych kilku dni szli wzdłuż jej meandrującego biegu.
Dzień 113 - 72/4 1061 TE
Dostrzegli przed sobą t’skranga stojącego po kolana w rzece. Był ubrany w cywilizowany sposób, w dłoniach trzymał włócznię i polował na ryby. Podeszli w trójkę do niego i spróbowali zapytać o drogę do najbliższej wioski lub miasta. T’skrang o czerwonej łusce nie zwracał na nich uwagi. Gdy Kha’draz podszedł bliżej, t’skrang odwrócił się w jego stronę, szybko skoczył w kierunku Vorsta i zaatakował.
Walka była heroiczna, jednak t’skrang był dużo lepszym wojownikiem od trójki bohaterów. Skakał, przewidywał ciosy i zadawał mordercze rany. W końcu po kilku minutach stanął nad ciałami trójki zbłąkanych poszukiwaczy przygód. Patrzył na ulatujące z nich życie.
Dzień 111 - 72/2 1061 TE
Wokół ich ciał owinięte były pnącza, których kolce powbijały się w skórę. Kha’draz ocknął się i ostrożnie zerwał z siebie pnącza. Następnie uwolnił orka Abu i odciągnął osłabionego przyjaciela na bezpieczną odległość. Następnie powrócił po Amalię i Rudvaisa.
Zdali sobie sprawę, że to pnącza sprowadziły na nich halucynacje, wtłaczając do ich krwi truciznę. Byli niezwykle osłabieni, wiedzieli, chociażby po zaroście, że musiało minąć około pięciu dni.
Gdy oddalili się o kilka kilometrów od skał z pnączami, rozbili obóz i rozpalili ogień. Przed snem Abu miał wrażenie, że Amalia Czarna rozmawia z Pothoharim.
Następnego dnia, wypytywana Amalia w końcu uległa Abu Hamzie i powiedziała, że faktycznie rozmawiała z elfem Pothoharim – dziwnym bytem lub duchem, który nawiedził ją już raz wcześniej, gdy byli w Shiranum. Powiedział jej, że mają odnaleźć Ogród Pamięci oraz plemię dzikich Flagę Kruka.
Dzień 120 - 1/1 1062 TE
Nowy Rok.
Wędrowali na południe wzdłuż jakiejś nieznanej rzeki. Czuli się już lepiej, choć wędrówka dawało im się we znaki. Było zimno i parno. Byli głodni, brudni i zmęczeni. Mieli dość.
Dzień 125 - 2/2 1062 TE
Las się przerzedził, gdy do ich uszu doszły głuche dźwięki siekier. Na ich twarzach zakwitły uśmiechy. Ruszyli szybszym krokiem, przed sobą dostrzegli większe prześwity między drzewami. W końcu jakiś ruch i donośne głosy vasgothiańskich drwali. I wtedy nastąpił atak. Nie od frontu, ale z boku. Dwa czające się, dwumetrowej wysokości, kuroliszki skoczyły na nich ze szponami i rozpostartymi dziobami. Abu i Kha’draz wyciągnęli swoje miecze. Amalia chwyciła za dwa sztylety. Rudvais swoim mieczem zaatakował. Walczyli w gęstwinie, by już po kilku minutach wypatroszyć dwa stwory.
Wyszli z lasu na polanę, gdzie stało kilku orkowych drwali. Dzierżyli w dłoniach siekiery i wyglądali groźnie. Widać, że słyszeli odgłosy walki. Gdy Kha’draz wyciągnął z lasu jeden zewłok kuroliszka, opuścili siekiery.
Byli uratowani.