Sesja 11.11.2010
Ciemny Las
Dzień 1
Kha'draz ostrożnie zmierzał w kierunku oddalonych o trzy kilometry od Wież zabudowań. Zbliżając się do nich dostrzegł że jest to pięć budynków, z czego jeden przypominał wyglądem zajazd przy gościńcu. Jednak żadnego gościńca widać nie było. Pozostałe budynki wyglądały na gospodarcze lub mieszkalne. Wszystkie były dawno opuszczone. No, nie wszystkie w dawnym zajeździe paliło się światło.
Korzystając z mroku nocy Vorst ostrożnie podkradł się do jednego z okien i zajrzał do środka. Ogień w palenisku dawał niewiele światła, mimo to spostrzegł siedzącą przy nim zakapturzoną postać. Ta praktycznie się nie poruszała. Obok leżał miecz i kilka przedmiotów. Zabójca Horrorów usłyszał czyjś głos. "Przestań się już skradać, Kha'draz." Balltram wyłonił się z cienia po przeciwnej stronie i podszedł do przyjaciela. "Dobrze cię widzieć" uśmiechnął się Vorst.
Weszli razem do starej gospody i usiedli obok Abu grzejącego się przy ogniu. Ork uściskał Vorsta i powiedział że cieszy się, że nic mu nie jest. Serafin, który był w innym pomieszczeniu wszedł właśnie i także rozradował go widok Zabójcy Horrorów. W końcu usiedli w czwórkę przy ogniu i zaczęli opowiadać sobie co się wydarzyło. Abu powiedział o utracie głosu, który został mu zwrócony zaraz po wyjściu z Wieży. Opowiedział również o Pothoharim i misji odnalezienia Al-Ghuzli i Owocu Pasji. Vorst opowiedział o Endrifanie i przeprawie między Wieżami, a także co nieco o Wieżach i Vasgothii w której się znaleźli dzięki plugawej magii Horrorów. Następnie postanowili rano podejść pod Wieże a później oddalić się stąd jak najdalej. Trzeba było znaleźć wodę i jedzenie.
Czuwając na przemian położyli się spać.
Dzień 2
Wstali wczesnym rankiem. Zbudziło ich pragnienie oraz głód. Zebrali się w miarę szybko i ruszyli w las. Balltram prowadził. Z początku las był rzadki i brzydki. Wciąż było widać w nim splugawienie Wieżami, jednakże im dalej się posuwali w głąb, tym więcej pojawiało się zieleni, gęstwin i naturalnego leśnego życia. W końcu usłyszeli śpiew jakiegoś ptaka, a z oddali dobiegło ich wycie.
Po kilku godzinach poszukiwań znaleźli wodę, której uzupełnili zapasy, oraz jedzenie pod postacią korzeni i owoców. Około południa powrócili do zniszczonych zabudowań w pobliżu Wież aby tam odpocząć, spokojnie wyleczyć rany jakich nabawili się w ostatnich dniach i przygotować jakiś ciepły posiłek.
***
Po posiłku udali się w stronę Wież. Wciąż nie było widać Endrifana, który powinien już dawno opuścić Wieże. Mieli co do tego złe przeczucia.
Wieże robiły piorunujące wrażenie. Trzy niezwykle wysokie, pełne magii i niebezpieczeństw Wieże chwiały się na wietrze przez co zdawało się, że w każdej chwili mogą runąć. Zbliżyli się do nich. Pierwsze co rzuciło im się w oczy to to, że nie było ciała orka z rozprutym brzuchem. Nagle Balltram zamarł. Kilkanaście metrów dalej na włóczni wbitej w ziemię znajdowała się głowa Endrifana. Coś obeszło się z nim wyjątkowo brutalnie.
Abu podszedł do głowy, zdjął ją z włóczni i wpakował do worka. Nie zdołali nic powiedzieć, gdy nagle pod nogami Balltrama wbiła się pionowo strzała. Wszyscy odruchowo spojrzeli w górę. Usłyszeli krzyk i z okna na wysokości blisko trzydziestu metrów wyleciał zielono-czarny kształt. T'skrang w czarnej zbroi wylądował nieopodal strzały. Miał przetrącony kark i rozoraną twarz.
Serafin z Kha'drazem chwycili ciało i odsunęli od Wież. T'skrang był Łucznikiem. Serafin najpierw potwierdził że Dawca Imion nie żyje i nie da się z tym nic zrobić. Przeszukali ciało. Znaleźli trochę therańskich pieniędzy, kilka racji żywnościowych, strzały bez łuku oraz dziennik pisany po krasnoludzku.
Balltram zaniepokoił się. Spojrzał na Abu i wskazał mu okno z którego wyleciał t'skrang. Stała w nim wysoka, łysa postać w płaszczu który zdawał się być za duży, a który złowieszczo powiewał na wietrze. Postanowili odejść od Wież.
***
W pobliżu zabudowań pochowali głowę Endrifana odmawiając krótką modlitwę do Pasji. Po tyt rytuale powrócili do zajazdu gdzie zaczęli szykować się powoli do wymarszu. Kha'draz przejął Dziennik Łucznika i zaczął go czytać. Okazał się on bardzo przydatny. Opisywał wyprawę do Trzech Wież po skarby jakie mogą się w nich znajdować. Wyprawa wyruszyła z Miasta Haden i opisywała każdy kolejny dzień podróży zwłaszcza przez tak zwany Ciemny Las w którym ów Wieże się znajdowały. Dalej czytał o groźnych Ulkmenach, których napotkali na swej drodze a także niegroźnych Liściowcach. Wędrowało ich czterech. On Łucznik Flaoritu, oraz trzech jego kompanów: Mistrz Żywiołów oraz Złodziej i Wojownik.
Kha'draz odłożył dziennik i poszedł spać. Był wyjątkowo zmęczony.
Dzień 3
Z samego rana zebrali wszystkie swoje rzeczy oraz kilka przydatnych przedmiotów z zabudowań i ruszyli na wschód w stronę z której przyszedł Łucznik. Po kilku godzinach marszu weszli w gęsty wysoki las, który z każdym kolejny krokiem przeradzał się w zieloną, tętniącą życiem puszcze. Saprofityczne paprocie, liany, pnącza, kolczaste pnie drzew, kwiaty i pierwsze zwierzęta były miłą odmianą od splugawionych pustkowi wokół Wież. W końcu też zaczęli przeklinać na komary i mrówki.
W niewielkim strumieniu uzupełnili wodę i posilili się przy nim. Do wieczora mieli jeszcze trochę czasu, jednak postanowili rozbić przy wodzie obóz i poszukać w okolicy jakiegoś pożywienia.
Wieczorem rozpalili ogień i zjedli kilka kolejnych owoców, które znaleźli.
Dzień 4
Udało im się upolować małpę. "W puszczy je się co się da i kiedy się da" Balltram przypomniał sobie słowa Sheltera Biegłego. Rozbili obóz, poćwiartowali małpę i ugotowali z niej zupę. Małe, przypominające chłopięce rączki dłonie unosiły się w wywarze. Pomimo obrzydliwości wyglądu i łykowatości mięsa, pojedli dość solidnie. Ruszyli dalej.
Dzień 6
Szli już od kilku dni a Ciemny Las nie stawał się wcale bardziej przyjazny. Z tego co Kha'draz wyczytał w dzienniku wiedzieli, że Ciemny Las ciągnie się przez niemal całą Vasgothię i roi się w niej wiele niebezpieczeństw.
Tego dnia postanowili zatrzymać się wcześniej i odpocząć przy podnoszeniu na kolejne Kręgi swoich Talentów, zwłaszcza że już nie posiadali żadnych Ran. I tak tego oraz następnego dnia Abu zwiększył swoje możliwości w Wytrzymałości, Uniku oraz Powietrznym Tańcu. Balltram zwiększył Sztukę Przetrwania, Rytuał Karmiczny i Wspinaczkę. Kha'draz zwiększył Oparcie się Mocy Znamienia oraz Osłabienie Klątwy, natomiast Serafin zwiększył swoje Celny Strzał, Mistyczny Znak oraz Broń Miotaną.
Dzień 8
Balltram prowadził ich dalej na wschód zgodnie z wytycznymi w dzienniku w ciągu dwóch, może trzech kolejnych dni mieli dotrzeć nad rzekę o nazwie Zheikuez która miała zaprowadzić ich do Miasta Haden na południu.
Zwiadowca przystanął nagle. Pokazał reszcie aby zatrzymali się i poczekali na niego. Sam schylił się i ostrożnie ruszył do przodu w stronę ruchu. Kilkanaście metrów przed sobą ujrzał dziwną, humanoidalną postać stworzoną z... powykręcanych gałęzi i liści. Liściowiec, jak się domyślał, stał pod drzewem i spoglądał na dziwny kokon wielkości dorosłego człowieka, który zwisał z jednego z grubych konarów. Nagle liściowiec zaatakował kokon wielokrotnie uderzając w niego z furią. Zwiadowca zaczął się wycofywać gdy kokon pękł a z jego środka wysypała się miliony zarodników. Rozprzestrzeniły się niewyobrażalnie szybko i otoczyły po części Balltrama zanim całkowicie opadły na ziemię.
Powrócił do przyjaciół czekających w ukryciu. Zaczął kaszleć i dusić się. Węzły chłonne zaczęły mu pchnąć, twarz czerwienieć. W końcu upadł ciężko dysząc. "Antidotum... Kelii..." wymamrotał. Kha'draz szybko wyciągnął z Balltramowej torby antidotum i zaaplikował je krasnoludowi. W kilka chwil później Zwiadowca zaczął odzyskiwać normalny wygląd i zdrowie.
Odpoczęli ponad godzinę z dala od kokonu. Ruszyli dalej, gdy na swej drodze napotkali kolejnego liściowca. ten stał pomiędzy drzewami i przyglądał im się. W kilka chwil później odwrócił się i odszedł w gęstwinę. Później zaczął padać deszcz i zrobiło się zimno.
Dzień 9
Dotarli do niewielkiej rzeki, szerokiej może na cztery metry. Jej nabrzeża były rozmoknięte i bagniste pokryte gęstym oczeretem i chaszczami. W pewnym momencie spostrzegli wykonany ręką Dawców Imion niewielki pomost. Weszli na niego ostrożnie jednak nie dostrzegli żadnej ludzkiej działalności. Ruszyli dalej wzdłuż rzeki która niedługo potem odbijała na północny-wschód. Opuścili ją i szli dalej na wschód.
Las zdawał się przerzedzać dzięki czemu szło się łatwiej i przyjemniej. z prawej dostrzegli ruch. Zza drzew wyłoniła się dziwna, zniekształcona postać o trzech rękach, wielkiej głowie, nierówno rozłożonych częściach twarzy o różnej wielkości. W dłoni trzymała wielką maczugę. Ulkmen - przypomniał sobie zapiski z dziennika Kha'draz.
Ulkmen zawył i nagle wokół bohaterów pojawiło się jeszcze kilkoro mu podobnych. Nie było sensu walczyć, nie wiedzieli czego można było się po nich spodziewać, zwłaszcza że ci zaczęli się zbliżać. Bohaterowie zaczęli uciekać, byle jak najdalej od tych straszliwych Dawców Imion.
Kilkadziesiąt metrów dalej wybiegli na polanę zarośniętą wysoką trawą na środku której rosło ogromne, rozłożyste drzewo. A pod nim stał szary ork. Za sobą usłyszeli ryk ulkmenów, ruszyli w stronę drzewa i orka, który gdzieś zniknął. Zatrzymali się pod drzewem. Tam wśród grubych korzeni dostrzegli wejście do jakiejś nory, być może tuneli. Nie zaryzykowali, nie wiedzieli co mogli tam spotkać. Podobną sytuację w Górach Scytyjskich wypomniał Balltramowi Abu. Ruszyli dalej pozostawiając za sobą nierozwiązaną zagadkę dziury w ziemi oraz wściekłych ulkmenów.
Dzień 10
Ciemny Las przerzedził się i od południowej strony zauważyć można było wielkie prześwity. Postanowili ruszyć w stronę tychże i zaczerpnąć trochę słońca, które zaczęło się wyłaniać spod ciężkich chmur. Drzewa rosły tam dość oszczędnie dając sporo miejsca słońcu i skałom.
Nagle obok nich przeleciała włócznia. Z gęstwiny z której wyszli wybiegło na nich kilkudziesięciu pomalowanych w niebieskie barwy tubylców. Poleciały strzały, szczęściem udało im skryć się za kilkumetrową skałą. Nie było szans na walkę z nimi, nie znali ich sił ani możliwości. Postanowili uciekać. Jednak nie znając terenu i będąc wyczerpanym wielodniowym marszem musieli to zrobić w odpowiedni sposób.
Ruszyli. Biegli pomiędzy skałami, gdy nagle Abu spostrzegł wejście do jakiejś jaskini. "Tam!" zakrzyknął. Wszyscy wbiegli do niej. Jaskinia była wąska, a niewielka komnata przy wejściu nie dawała należytego schronienia. Ruszyli wgłąb oświetlając sobie drogę kryształem świetlnym. Jaskinia zwężała się i robiła ciasna. W pewnym momencie musieli niemal pionowo zejść w dół o kilka metrów. Tam cały czas szli w dół po śliskiej gliniastej powierzchni. Ciągle słyszeli za sobą jak kilku z tubylców podążą za nimi.
Będąc już dość głęboko, nagle poczuli delikatny powiew przed sobą. Korytarz rozszerzył się na jakieś dwa metry i po kilkudziesięciu krokach po lekkiej pochyłości w dół wyszli do wielkiej, podłużnej groty. Wyglądała tak, jakby ogromy robak o średnicy dziesięciu metrów wydrążył ogromny tunel.
Nie było czasu na myślenie o tym. Za nimi wciąż ktoś podążał i był coraz bliżej. Widać już było światło pochodni. Serafin zgasił kryształ świetlny i usadowił się naprzeciw wyjścia. Napiął łuk. Abu, Balltram i Kha'draz stali po dwóch stronach wyjścia i czekali.
Najpierw pojawił się krasnolud w skórze wymalowany w niebieskie wzory, za nim człowiek i ork. Serafin zwolnił cięciwę i trafił krasnoluda w pierś. Ten padł charcząc. Abu krzyknął i zaatakował orka. Balltram z Kha'drazem człowieka. Barbarzyńcy nie spodziewali się takiego ataku przez co nie stanowili wyraźnego zagrożenia dla bohaterów. Czwarty barbarzyńca, który nie wyszedł z korytarza zaczął uciekać.
Było praktycznie po walce. Nie gonili uciekającego, bo wiedzieli że na zewnątrz jego kamratów jest przynajmniej trzydziestka. Teraz im się udało, ale nie wiedzieli co może zastać ich na górze.
Rozejrzeli się po wielkiej, wydrążonej jaskini. Mogli iść tylko w lewą bądź prawo. Balltram wykorzystał swoją wiedzę i wskazał, jak mu się zdawało, wschód. Ruszyli w tamtą stronę, mając jedynie nadzieję, że uda im się rychło opuścić te podziemia.