Sesja 6.11.2009
Dwa Kły
30 Doddul [grudzień] 1500
Travar przyozdobiony był już od tygodnia. Domy obwieszone były kwiecistymi i kolorowymi girlandami, w oknach można było ujrzeć kolorowe świece odliczające ostatnie godziny do nowego roku. Miasto świętowało już od wczorajszego wieczora, więc w kontraście do kolorowych ozdób, znajdowali się nie mniej kolorowi pijaczkowie, rzygowiny i bród w każdej uliczce. Jednak nie psuło to ogólnego wrażenia. Miasto się bawiło i to było najważniejsze. Wielkie przedstawienie i doroczny koncert znakomitych trubadurów i aktorów miał odbyć się na Arenie, a nagłośniony przy pomocy Mistrzów Żywiołów i ich magii. Wszystko miało rozpocząć występ Iluzjonistów, a zakończyć pokaz sztucznych ogni. Bilety już dawno zostały wyprzedane. Ponoć na to sławne przedstawienie miał zjawić się sam król Throalu, Varulus III, jednak ponoć stary krasnolud nie zrobi tego, dopóki Travar nie zmieni swojej polityki co do niewolnictwa. Tak przynajmniej mówiły plotki. Swoją drogą na przedstawienie nie było już biletów, więc król nie miałby po co przyjeżdżać.
Wieczór, który nastał dość szybko był chłodny, jednak niewiele osób to czuło. Kha'draz i Serafin przeciskali się przez tłum wraz z Mileną i Khorelem. Wcześniej rozminęli się z Begoiem, który postanowił spędzić tę noc z żoną, oraz z Doldrigaremem, który obiecał pomóc swemu wujkowi - Valielowi - w prowadzeniu Lipy z Miodem.
Kha'draz też na razie miał wolne, Kurina nie dała mu żadnych zadań, więc skrzętnie korzystał z wolnego czasu. Nie w smak mu jednak była tak wielka impreza, która prosi się o atak z zewnątrz, albo co gorsza, z wewnątrz. Jak zauważył, niektórzy byli już pijani, głównie ludzie, orki i krasnoludy. Inni wesoło podpici w tym t'skrangi i wietrzniaki. Reszta trzymała się nad podziw dobrze. Straż miejska pilnowała porządku, złodzieje mieli lepkie dłonie, kurwy utarg miesiąca a karczmarze obrót roku. Tak, miasto się bawiło i weseliło.
Plac był pełen Dawców Imion. Pachniało winem, piwem i smażonymi walcuszkami, tradycyjnymi ciastkami, przygotowywanymi głównie na ostatni dzień roku. Nagle usłyszeli odliczanie, ludzie szaleli. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0! Podniósł się nieziemski ryk. Nastał nowy rok. Było to dziwne doświadczenie. W Vorst świętowano ten dzień spokojnie, jedząc uroczystą, ale skromną kolację, w Copperpick, świętowano także spokojnie, co prawda zdarzały się występy, ale z reguły świętowało się je w kręgu rodziny. Tutaj wyglądało to inaczej. Kilkutysięczny tłum wylegał na ulice miasta i świętował.
O północy fajerwerki wystrzeliły wysoko i rozpromieniły całe miasto. Sztuczne ognie o przeróżnych kształtach i jaskrawych barwach dały radość dzieciom, którym matki pozwoliły poczekać do tego momentu. Latające ogniste smoki, gwiazdy i fontanny ognia skończyły się w kilka minut później. Cóż, esencja żywiołu ognia nie była tania, a fajerwerki, jak powiedział Khorel, i tak były wspomagane magią iluzji, o czym niewiele osób wiedziało.
Serafin dość podpity, postanowił wrócić do Lipy z Miodem, Kha'draz, który z uwagi na swe pochodzenie stronił od alkoholu, wolał iść do domu. Dawcy Imion wiwatowali i cieszyli się, jakby co najmniej odzyskali niepodległość, i tylko niektórzy przyjezdni pukali się w głowę.
02 Strassa [styczeń] 1501
Sklep u Vristasla był otwarty od samego rana. Yaricht obsłuż kilku klientów, którym sprzedał maści, napary i zioła. Serafin wraz z Kha'drazem zjedli śniadanie, zabrali swoje uprzednio spakowane torby i pożegnawszy się z krasnoludzkim pomocnikiem Serafina, wyszli na ulice Travaru. Ruszyli ku północnej bramie, za którą czekał na nich otwarty trakt. Serafin musiał dokonać poważnych zakupów ziół u Orr-r-ny w wiosce oddalonej o niespełna dwa dni drogi a zwącej się Ghorrda, w której Galeb-Klek był już kilkukrotnie.
Około południa, gdy zrobili sobie popas nad brzegiem Byrozy, dojechało do nich małżeństwo elfów - Leys, był kupcem, Joshua jego żoną. Okazali się być miłą parą handlującą winem i mającą kontrakty z kupcami z Travaru. Pochodzili z niedużej wioski Krenchyps oddalonej od Travaru o trzy dni drogi na północ, tam gdzie znajdowało się kilka ładnych winnych wzgórz.
Za ich pozwoleniem dosiedli się do wozu i razem ruszyli dalej. Serafin opowiedział co nieco o sobie i prowadzonym przez siebie sklepie "U Vristala", opowiedział też o swoim alchemicznym mentorze, o jego śmierci i rozterkach w głowie jakie miał po tym wydarzeniu.
Wieczorem dotarli do Borssi, niewielkiej osady z dużym zajazdem prowadzonym obecnie przez krasnoluda Ertyka Puginała. Zatrzymali się na nocleg. Serafin szybko udał się do swojej komnaty, aby tam wymedytować kolejny, drugi już Poziom talentu Broń Biała. Zresztą jeszcze przed wyjazdem z Travaru medytował nad talentami" Mistyczny Znak, Broń Miotana a także poświęcił sporo czasu nad odnowieniem Karmy.
Kha'draz położył się wcześniej spać, wolał być wypoczęty z samego rana. Pożegnał się z elfim małżeństwem i udał się do swego pokoju. Nawet nie chciało mu się słuchać opowieści szalonego miejscowego krasnoluda o Imieniu Dipko, które mówił coś o sprowadzaniu piorunów i tajemniczych badaniach Mistrzów Żywiołów.
03 Strassa [styczeń] 1501
Około południa dotarli do rozwidlenia dróg. Leys wraz z Joshuą pojechali dalej na północ, Kha'draz z Serafinem skręcili na zachód ku Ghorrdzie, orkowo-ludzkiej wiosce.
***
Okrzyki, jazgot, tętent kopyt i szczęk broni słychać było z daleka. Zastęp kilkunastu orkowych nomadów kolorowo upstrzonych jak t'skrangowe targi mordowało z radością mieszkańców wioski Ghorrda. Ubrani w skórzane kaftany, przeszywanice, futra, czapy i misiurki, nosili także tarcze z wymalowanymi na nich dwoma kłami na czerwonym tle.
Kha'draz i Serafin z początku widzieli tylko, że jeden z orków o niemal czarnej cerze, łysym czerepie i futrzastym kaftanie z kościanymi ozdobami rozmawia z jakimiś wioskowymi, orkiem i człowiekiem. Gdy rozmowy nie przyniosły skutków ów czarny ork machnął z szybkością pioruna nadziakiem i wbił go w łeb poczciwego orka. Człowiek chwilę później został stratowany przez kilka koni. I wtedy właśnie rozpętało się piekło.
Wioska przylegała od północy do lasu, toteż Kha'draz i Serafin skryli się w nim, aby nikt ich nie zobaczył. Nie mogli nic zrobić, orków było zbyt wielu, a oni dotarli zbyt późno. Skryci kilkanaście metrów wgłąb lasu, tuż za chatą Orr-r-ny widzieli już końcowe sceny. Gdy jeden z orków wyjechał za uciekającym chłopem w ich stronę, Serafin nie zastanawiał się długo. Wyciągnął strzałę z kołczanu i posłał ją w łupieżcę wykorzystując przy tym Karmę. Ten pociągnął wodze i nieomal spadł z wierzchowca, ale w ostatniej chwili sięgnął mieczem uciekającego. Człowiek ten, wpadł między pierwsze krzaki, przeszedł kilka kroków i padł na ziemię z mocno broczącą raną.
Łupieżcy przegrupowali się. Na kilku strzechach posadzili kura. Płomienie szybko wzbiły się w powietrze a ciemny, gęsty dym przysłonił niebo. Ork z wbitą strzała podjechał do dowódcy, jednak ten zarządził odjazd, widocznie zrobili co mieli zrobić. W kilka chwil później, głośno krzycząc odjechali co koń wyskoczy na południe.
Serafin nie czekał, wybiegł z lasu i z rozpędu wyważył drzwi do palącej się chaty Orr-r-ny. Ogromny żar buchnął mu w twarz, czarny gryzący dym wdarł się do płuc, drapiąc i dusząc. Krzyczał, ale nigdzie nie było starej orczycy. Szybko zgarnął pęki ziół, słoiczki z maściami i wiechcie pokrzyw i wybiegł z coraz mocniej pogrążonej w ogniu sadybie.
Kha'draz w tym czasie złapał rannego człowieka i wciągnął głębiej w las. Szybko się zorientował, że ucieka ktoś przed nim wgłąb lasu. Ruszył pędem i w kilka minut później prowadził przy sobie około dziesięcioletnią ludzką dziewczynkę o długich blond włosach.
***
Wioska była doszczętnie zniszczona. Dopalające się kikuty belek straszyły swoim wyglądem. Osmolony pies wył w niebo i nie pozwalał do siebie podejść. Kilka kur swobodnie biegało po pogorzelisku, kilka piekło się nad ogniskiem na niewielkiej polance w lesie, na tyle głęboko, aby nikt nie mógł go z zewnątrz dostrzec.
Ranny chłop leżał nieprzytomny i majaczył przez sen. Serafin opatrzył mu rany, jednak te nie chciały się goić. Dziewczynka z początku nie chciała nic mówić. Serafin jednak wiedział, że jest to córka Majasa, człowieka którego znał, a który został zaszlachtowany przed kilkoma godzinami. Nie pamiętał jej imienia. Ta w końcu rozpłakała się, pękła w niej ostateczna granica. W końcu powiedziała, że nazywa się Aggi. Serafin próbował pocieszać dziewczynkę, aż w końcu opowiedział jej bajkę o Zajączku Nieboradku, który mimo wszystko pokonywał przeciwności życia.
Kha'draz dorzucił dwie szczapy do ognia, robiło się chłodno, a przed nimi była długa noc.
04 Strassa [styczeń] 1501
Wstali skoro świt, zjedli śniadanie i postanowili co robić dalej. Serafin przewiesił łuk przez plecy i ruszył w stronę Borssi, aby stamtąd sprowadzić wóz i zawieźć rannego człowieka w bezpieczniejsze miejsce. Przez ten czas Kha'draz miał rozejrzeć się po spalonej Ghorrdzie, znieść ciała w jedno miejsce i zaopiekować się rannym i małą blondyneczką.
Kha'draz, gdy już poznosił ciała w jedno miejsce, zastało południe. Wtedy odpoczął i z dumą spojrzał na stos zaszlachtowanych, równo ułożonych ciał na klepisku jednego ze spalonych domów. Ciała obłożył drewnem, stołami, krzesłami, szafkami i polał oliwą. Wstrzymywał się z podpaleniem do powrotu Serafina.
Gdy zjadł co nieco postanowił przeszukać spalony dom Orr-r-ny, tej której najwidoczniej wczoraj szukano. Tuż przed jej domem znalazł miedzianą broszę z wizerunkiem dwóch kłów, przyozdobioną piórami i kolorowymi kościanymi koralikami. Z samej sadyby starej Orr-r-ny niewiele zostało. Kilka czarnych kikutów belek, popękane gliniane flakoniki, najprawdopodobniej spalony kocur i cały syf jaki można sobie wyobrazić. Nagle coś głucho zabębniło pod jego stopami. Nogą poodsuwał zalegające podłogę czarne śmieci i otworzył klapę.
Vorst zeskoczył do niedużej piwniczki. Ściany nie były niczym wzmacniane, był to właściwie dół w ziemi o ubitych ścianach. Jednak coś przykuło jego uwagę, z jednej z ziemistych ścian wystawał uchwyt. Kha'draz szybko rozgarnął ziemię wokół niego i spojrzał w przestrzeń astralną. Astral nie był do końca czysty, jednak zdawało mu się, że nie ma żadnych niebezpieczeństw jeśli ją wyciągnie z ziemi. W środku widać było jakieś przedmioty, z czego jeden miał dość jasną, lekko szkarłatną poświatę. Był magiczny. Postanowił na razie nie otwierać skrzynki i tylko zaniósł ją do obozu w lesie.
Serafin w tym czasie dotarł do Borssi i po blisko trzech kwadransach jechał już na wozie wraz z Ertykiem Puginałem, krasnoludzkim karczmarzem. W Ghorrdzie byli około godziny drugiej po południu. Jako, że ciemno o tej porze roku robiło dosyć wcześnie, nie mieli zbyt wiele czasu. Zapakowali na wóz rannego wieśniaka oraz Aggi i czym prędzej udali się w drogę powrotną. Zanim wyjechali Kha'draz podpalił przygotowany wcześniej stos i oddał dusze poległych pod opiekę Pasji. Aggi rozpłakała się.
Wieczorem dotarli do Borssi i udali się od razu pod dom Głosicielki Garlen, młodej i w miarę ładnej ludzkiej kobiety, Velinki. Tam pozostawili Aggi i rannego chłopa. Aggi podziękowała Serafinowi i Kha'drazowi. W międzyczasie karczmarz powraca do swojego zajazdu, zając się przybyłymi gośćmi.
***
Gdy pożegnali się z Aggi i zapłacili Głosicielce oraz upewnili się, że ta pomoże rannemu chłopu, postanowili udać się do karczmy na zasłużony wypoczynek, wcześniej jednak zaglądając do skrzynki i postanowić co robić nazajutrz. Gdy tylko otworzyli drzwi do ich nosów dotarły smakowite zapachy. Wśród gości ujrzeli siedzących orków z wymalowanymi na tarczach dwoma kłami. Kha'draz popatrzył na nich i wycofał się z karczmy, lekko wahając się przy tym. Zagadali do jakiegoś kmiotka w stajni, ten ich skierował do człowieka którego szukali. Andro Ona był człowiekiem o sumiastych wąsiskach i szorstkim obyciu, ale najważniejsze było to, że był zarządcą wioski i Wojownikiem II Kręgu. Opowiedzieli mu o wydarzeniach z ostatnich dwóch dni, ten jednak odparł, że nie chce by ktokolwiek wszczynał jakichś awantur "w jego wiosce" z prozaicznego powodu godnego Wojownika, po prostu "nie chce by komuś stała się krzywda, nawet jeśli w karczmie jest banda orków, którzy wymordowali wieś." Rozkazał jednak swoim ludziom mieć na nich baczenie.
Udali się z powrotem do karczmy, i się zaczęło. Kha'draz niemal od razu został pochwycony. Szybko zostały mu skrępowane ręce, a kilku orków zaczęło głośno manifestować swoje prawa, zwłaszcza ten, który został dzień wcześniej wyjmował strzałę ze swego barku. Bohaterowie próbowali się wyłgać, co jednak nie skutkowało. Serafin w końcu chwycił glinianą butelkę leżącą na szynkwasie i zdzielił nią po łbie trzymającego za ręce Kha'draza orka. Ten osunął się zamroczony na ziemię, a Serafin wybiegł z karczmy i ruszył w stronę domu Andro Ona.
Serafin biegł ile sił w nogach. Było ciemno, słońce już dawno zaszło za horyzont, więc musiał wysilić swoje zmysły aby zgubić dwójkę goniących orków. Nie miał na to szans, biegła za nim dwójka orków. Serafin podbiegł pod drzwi Andro i załomotał z całej siły, nikt nie otwierał. Serafin miał niewielkie szanse, naprężył cięciwę i strzelił w jednego z napastników. Ten oberwał strzała, jednak biegł dalej. Galeb-Klek wyciągnął broń i zmierzył się z nadbiegającym orkiem wręcz. Pierwsze cięcie trafiło go pod bok, sam oddał orkowi w czerep. Ten zamroczył się i Łucznik mógł ciąć drugi raz, ork padł na kolana. Jednak Serafin nie mógł wykonać kolejnego cięcia, gdyż ktoś wciągnął go do domu przez otwarte nagle drzwi.
Kha'draz, którego trzymała dójka orków, zastanawiał się co począć. Serafin zbiegł, więc nie myślał o nim, liczyło się tylko to co tu i teraz. Goście w izbie karczemnej siedzieli i nic nie robili. Widocznie byli bardziej zszokowani niż dziewica gdy po raz pierwszy zobaczy penisa w pełnej krasie. Vorst próbował zagadać, jednak orki nie chciały go słuchać. Nagle Kha'draz wyczuł moment, jedyną chwilę gdy mógł coś zrobić. Uderzył najbliższego siebie orka głową w nasadę nosa, z buta otworzył drzwi do karczmy i wybiegł na zewnątrz.
Lekka mżawka, padająca od jakiegoś kwadransa, skutecznie rozmiękczyła ziemię, znać było, że nadchodzi pora deszczowa. Kha'dra ze skrepowanymi z tyłu rękoma biegł na oślep w stronę w która zdawało mu się pobiegł Serafin. Gdy wypieprzył się w pierwsze kałuży, szybko podniósł i spostrzegł, że za nim biegną wszystkie orki, które pozostały w karczmie, cała piątka. Nagle niebo rozświetliła błyskawica. Z oddali doszedł cichy i przeciągły grzmot. Na niebie zakotłowało się, chmury zaczęły kłębić się jak szalone, jak gdyby miały zaraz eksplodować. Kha'draz odwrócił się by spojrzeć na goniących go orków i zobaczył coś czego się nie spodziewał.
Krasnolud Dipko, ten którego poznali dwie noce wcześniej w zajeździe Ertyka Puginała, wyszedł bardzo spokojnie przed pędzących niby to na oślep orków. Rzucił się na nich niczym kot na bandę myszy i stała się rzecz niewiarygodna. Niebo rozświetliły błyskawice. Zagrzmiało tak, jakby działa ogniste strzelały zaraz obok, huk nie z tej ziemi niemalże rozsadził bębenki, a błysk i światło niemal wypaliło oczy. Gdy Kha'draz odzyskał wzrok, a zaraz potem słuch, nie mógł uwierzyć swoim zmysłom. Piątka orków która go goniła leżała martwa, upieczona przed padające pioruny pośród wioski. I tylko posiwiały krasnolud, ten ów szaleniec, który opowiadał kilka dni wcześniej szalone rzeczy, stał pośrodku martwych ciał i przeczesywał zelektryzowane włosy.
Kha'draz przeciął krępujące go więzy, jednak nie ruszył w stronę krasnoluda i martwej piątki. Widział przed sobą jeszcze jednego orka, tego który gonił wcześniej Serafina, a teraz stał wmurowany jak widły w obornik. Ten jednak szybko się zerwał widząc powstającego ponownie Kha'draza i ruszył w stronę palisady, tam przerzucił przez nią broń i sam z niemałym trudem przeskoczył przez nią. Kha'draz szedł mu w sukurs i szybko dogonił uciekającego poza Borssią.
***
"Zabiłem go, gdy tylko powiedział mi czego szukali w Ghorrdzie. Mówił, że poszukują Kielicha Wiecznego Życia, starożytnego przedmiotu należącego do niejakiego Wujemby, króla Kara Fahd. Samą wioskę spalili dlatego, że Orr-r-na, miała im dać coś, co by ich naprowadziło na ślad ów artefaktu. Jednak ona nie wywiązała się z obietnicy, i ich przywódca, Czarny Mrug, wpadł wtedy w gahad. Wtedy zjawiliśmy się my i widzieliśmy co się działo. Podejrzewam, że odpowiedź na to, czego szukali znajduje się w ów skrzynce którą znaleźliśmy. Myślę także, że należałoby odszukać Orr-r-nę i upewnić się w pewnych, dotyczących całego zajścia, kwestiach."
Serafin zgadzał się, w całej rozciągłości. Zaproponował nawet, aby powrócić do Ghorrdy i poczekać na starą orczycę z jeden dzień, może akurat nie odeszła daleko.
05 Strassa [styczeń] 1501
Cała noc trwało przygotowanie pochówku orków. Andro Ona nie był zadowolony z całego zajścia jakie miało miejsce podczas ubiegłej nocy. Mimo że uratował Serafina od niechybnej śmierci u progu jego drzwi, Serafin czuł, że Wojownik ma go w głębokim poważaniu. Zresztą nic dziwnego, problem martwych siedmiu orków było jego problemem, zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę, że ktoś może upomnieć się o ich ciała. Świadków nie brakowało.
Jeszcze przed świtem, kilka wioskowych łódek wypłynęło na środek Byrozy i wrzuciło ciała martwych orków do rzeki. Dipko, posiwiały krasnolud, będący odpowiedzialny za śmierć większości z nich, gdzieś przepadł. Podejrzewano, i to chyba słusznie, że będzie ścigany przez resztę bandy nomadów zwącej się Dwoma Kłami, a będącej pod przywództwem Czarnego Mruga.
Niedługo po świcie i zaraz po tym jak pierwsze wozy wyruszyły w stronę Travaru Kha'draz otworzył znalezioną w piwniczce Orr-r-ny skrzyneczkę. Wewnątrz, oprócz 420 sztuk srebra sprzed Pogromu znalazł monetę o średnicy siedmiu i grubości dwóch centymetrów z wygrawerowanym kielichem i starożytnymi runami orków. Moneta miał otwór w środku przez który dało radę przełożyć mały palec. Moneta, jak Kha'draz zauważył już wcześniej, a teraz przyjrzał się jej bezpośrednio, emanowała magiczną energią. Nie wiedział co to może oznaczać, rzadko miał do czynienia z takimi przedmiotami.
***
Serafin i Kha'draz postanowili pojechać do spalonej wioski i poczekać jeden dzień na Orr-r-nę, aby wypytać się ją o ten przedmiot, o najazd Dwóch Kłów, i o wszystko co mogłoby ich naprowadzić na jakiś ślad Dwóch Kłów i legend dotyczących Kielicha Wiecznego Życia i historii Kara Fahd. Ta jednak się nie zjawiła. Pozostali do następnego dnia w swoim leśnym ukryciu. Nikt jednak się nie zjawił, więc powrócili do Travaru.