Sesja 30.10.2009
Na ratunek zniewolonym
4 Veltom [luty] 1501
Schodzili z gór już od dłuższego czasu. Abu, Balltram, Shelter Biegły po wizycie u Wielkiego Smoka Vasdenjasa, oraz ten nowy - Pothohari, który zdawał się co nieco wyciągnięty jakby z innej bajki. W końcu, gdy elf wyszedł dalej na czoło, Shelter wypytał się o niego, jednak ważniejsze było to, co powiedział o wizycie u smoka.
Zaczął mówić o tym, że muszą udać się z powrotem do Wielkiego Targu, do Isama Derra, by sprawdzić czy wysłał już swoich ludzi do Travaru. Dalej mówił, że smok chciał też zobaczyć Balltrama, gdyż był go ciekawy. Dziwne jednak było to, że nie chciał go zapraszać do siebie na audiencję, a jak wiadomo smoki mają humory. Wspomina też o tym, że powinni czym prędzej wracać do Travaru i zacząć poszukiwania kolejnych łusek, gdyż ruchy Denairastów oraz kultystów przybrały tempa. Na potwierdzenie tych słów stwierdził, że jeden ze szpiegów smoka z Parlainth doniósł, że czwórka Dawców Imion pod przywództwem elfiego Mistrza Żywiołów o Imieniu Rismel zdobyła przed kilkoma dniami jedną z czterech głównych Łusek w ruinach Zapomnianego Miasta i niebawem będzie wyruszać w stronę V’strimon. "Musimy go przechwycić zanim dotrze gdzieś w okolicy Travaru. Najpewniej będzie szedł starą Therańską Drogą aż do V'strimon, później wsiądzie na jakiś parostatek."
Pod wieczór zeszli niemal całkowicie z gór i weszli w ciepłe doliny skąpane w wieczornej mgle. Rozbili obóz pod pionowymi, smukłymi skałami, rozpalili ogień i zjedli pieczone mięso z upolowanego sumaka, mylnie mylonego z kozicą.
5 Veltom [luty] 1501
Piątka łowców niewolników prowadząca grupę siedmiu zniewolonych krasnoludów przeszła nieopodal czających się bohaterów. Ten, który im przewodził, troll o czarnych włosach spiętych w kilka warkoczy, poskręcanych fantazyjnie szaro-brunatnych rogach i twarzy pełnej nienawiści smagał co pewien czas, krótkonożnych krasnoludów, by ci szybciej szli. Było to o tyle dziwne, że trójka z łowców była również krasnoludami, ale najwyraźniej nie przeszkadzało im to. Byli w miarę młodzi, pierwszy rudy, drugi czarny, trzeci blondyn, wszyscy ubrani w skórzane kabaty z rękawami i wełnianą podpinką, każdy z nich miał krótki miecz i torbę na plecach. Piątym z oprawców był ork, co przypomniało Abu Hamzie, to jak sam został sprzedany Danairastom przez braci orków. Ów ork, łowca niewolników, był stary, mocno pomarszczony i lekko zgarbiony. Na grzbiecie nosił skórzaną przeszywanicę, a u boku dwa toporki do rzucania, w rękach trójząb, a przez plecy przewieszoną miał sieć.
Abu podjął decyzję, należało im pomóc, w czym zgodził się bez namysłu Balltram i Pothohari. Shelterowi nie było to po drodze, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że więzić innych jest niegodne, jednak tak naprawdę mieli ważniejsze sprawy na głowie, jak ratowanie świata i tym podobne. W końcu postanowili przyjrzeć się bliżej łowcom niewolników i ruszyć ich śladem. "Jeden dzień chyba nie zaważy na końcu świata, nieprawdaż?" stwierdził Pothohari.
Poczekali aż łowcy ze swoim łupem znikną im z oczu i po godzinie ruszyli ich tropem, na zachód, ku Krwawej Puszczy, którą widzieli wcześniej z wyższych partii gór.
Kilka godzin później dogonili ich. Rozbili obóz osłaniając się od północno-zachodniej strony skałami, Balltram z Shelter zbliżyli się do nich od strony skał, by lepiej się im przyjrzeć. Niewolnicy zagonieni zostali do niecki w skałach, sami łowcy rozpalili trzy ogniska wokół i poczęli jeść. Łowcy niewolników nie byli sami, dołączyli do nich inni. Dwójka ludzi - jeden grubawy, łysawy z wąsem, drugi chudy o podgolonej czuprynie, z długaśnym wąsiskiem, wyglądali jak bracia. Trzeci był krasnoludem o sporych bokobrodach połączonych wąsami. Jednakże tym który rzucał się w oczy był krwawy elf o ciemnozielonych włosach, smukłej twarzy bez wyrazu, ubrany w zwiewne szaty z najlepszych dostępnych tkanin, lekkich niczym bryza. I to właśnie on komenderował.
Widać że krwawy elf rozmawiał z trollem, dogadywali się zapewne w sprawie zakupu niewolników. Balltram i Shelter wycofali się i powrócili do swego obozu na wschodzie. Tam skryci za skałami rozpalili ogień i położyli się spać po wieczornej kolacji. Pierwszy czuwał Abu.
6 Veltom [luty] 1501
Dzień rozpoczął się ulewą. Mokry poranek zniechęcał do jakichkolwiek działań, wiedzieli że muszą działać jak najszybciej. Podejrzewali, że kupcy z krwawym elfem na czele wezmą swoich niewolników i ruszą w swoją stronę, przez co będzie im łatwiej odbić uwięzionych. Gdy badali ślady obozowiska łowców niewolników, odkryli, że drużyny krwawego elfa i trolla połączyły się i ruszyły razem na zachód, ku Krwawej Puszczy.
Krwawa Puszcza, miejsce jednocześnie cudowne i niepokojące, ożywione i magicznie odmłodzone przez splugawione elfy, rozrosło się do niesamowitych rozmiarów i stanowi żywy pomnik elfiego piękna. Puszcza bogata jest w niskie zarośla, przeszkadzające w wędrówce. Wysokie brzozy o grubych pniach obrośniętych kudłatym mchem pochylają się ku ziemi. Ich liście pochłaniają niemal wszystkie promienie słońca, przez co las staje się wiecznie mroczną jaskinią. Z koron drzew zwisają aż do ziemi poplątane pędy pnączy. Las rozbrzmiewał tupotem saren, śpiewem ptaków i innych odgłosów życia.
Stanęli przed lśniącą zielenią wyspy wśród spustoszonego, rudawego krajobrazu. Jej piękno przyciągało i przerażało zarazem. Drzewa sprawiały wrażenie gigantycznej armii obcych stworzeń, a obfitość życia przytłaczała. Zbliżali się, wiedząc, że muszą wejść w gąszcz niebezpiecznej puszczy. Szmaragdowa uroda szeleszczących liści nagle wydała się groźna, zrobiła się ciemno. Plątanina pni i gałęzi kojarzyła się z ramionami potężnej bestii, czyhającej w ukryciu i gotowej w każdej chwili pożreć śmiałków. Wkroczyli do ciemnej i mrocznej Krwawej Puszczy i znaleźli się w innym świecie. A to doświadczenie na zawsze wycisnęło na ich duszach piętno strachu i tęsknoty. Abu przez chwilę pomyślał o swoim elfim mistrzu, Yavahilu, który czuł tęsknotę do tego miejsca.
Trop był wyraźny i magia talentu Tropienie doskonale sobie z nim poradziła. Shelter szedł pierwszy, ostrożnie, rozglądając się za niebezpieczeństwami jakie mogły czaić się na każdym kroku. Las żył i było to widać. Balltram był zachwycony poznaniem nowe miejsca, o którym słyszał tylko w legendach, a które tak naprawdę znajdowało się całkiem niedaleko jego domu. Abu Hamza szedł na końcu, zaniepokojony, z dłonią na rękojeści miecza. Deszcz nadal padał, jednak przez szczelny klosz ponad głowami nie docierał do nich niemalże wcale. Od czasu opuszczenia obozowiska minęło już dobre pół dnia, a teraz od przeszło godziny szli po obcym, dzikim terytorium, gdzie najmniejszym zmartwieniem byli łowcy niewolników, których tropem podążali.
Shelter nagle zatrzymał się i obrócił z palcem wskazującym na ustach. Balltram przystanął, podobnie Abu. Zwiadowca wyszeptał "poczekajcie chwilę" i zniknął w krzakach głogu o krwawych owocach.
Nagle zawiało, zrobiło się jakby chłodniej, liście zaszumiały a ciężkie krople z tych liści spadły na karki bohaterów. Coś poruszyło się w krzakach, i nagle Abu zrozumiał, to nie coś w krzakach, tylko same krzaki nienaturalnie poruszyły się i w kilka krótkich chwil przybrały humanoidalny kształt. Półtorametrowej wysokości zielono-szkarłatny stwór stworzony z pnączy, liści i gałęzi pokrytych kolcami zaatakował niemal od razu swoją włócznią o kamiennym ostrzu. Abu wykorzystał Karmę, aby uniknąć, po czym wyciągnął miecz i sam zaatakował, opierając się o miękką od mchu brzozę. Balltram odbiegł kilka metrów dalej, gdzie wyłonił się następny stwór. Krasnolud zaatakował swoim mieczem, jednak nie trafił. Gdzieś dalej, za kilkoma drzewami o szarawej, powykręcanej korze spostrzegł dwójkę przyglądających się wszystkiemu krwawych elfów.
Abu padł pierwszy. Poczuł jakby coś wdzierało mu się do głowy, po czym osunął się na runo. Nim całkowicie stracił przytomność spostrzegł lecący w stronę twarzy trzonek. Balltram opierał się chwilę dłużej, jednak i on padł nieprzytomny.
***
Polana nie była duża. Kilka małych pochodni porozmieszczanych wokół jej skraju oświetlało ciemną połać lasu. Shelter, który też został schwytany, potrząsnął nieprzytomnym Balltramem, ten wyrwał się z omdlenia i spostrzegł nad sobą twarz Zwiadowcy. Gdy mniej więcej doszedł do siebie, rozejrzał po okolicy. Skąpana w mrokach nocy polana, otoczona była pochodniami. Niewolnicy, za którymi podążali, siedzieli z ponurymi minami i wpatrzonymi w ziemię oczyma obok nich. Dostrzegł Abu, który patrzył gdzieś w kierunku lasu. Krasnolud spojrzał w tamtą stronę i spostrzegł tam ów grupę łowców niewolników pod przywództwem trolla o czarnych włosach. Ten ważył w dłoniach kilka sakiewek i z uśmiechem uścisnął dłoń krwawego elfa. Elf przeczesał włosy ręką, wydał rozkazy swoim ludziom i skierował się w stronę bohaterów i niewolników wraz z innym krwawym elfem.
Abu w tym czasie oceniał szanse. Piątka łowców niewolników pod przywództwem czarnego trolla. Krwawy elf o ciemnozielonych włosach ze swoją świtą - dwójką ludzi i krasnoludem, do których dołączyła jeszcze trójka krwawych elfów. W sumie dwunastu, każdy przy broni, w pancerzach, z tarczami. Będzie ciężko, zwłaszcza, że jest nas trójka adeptów i siódemka krasnoludzkich wieśniaków. A wśród nich gdzieś czaił się mag, tego był pewien.
Dwójka krwawych elfów stanęła w odległości kilku metrów od bohaterów, popatrzyli z nienasyconą dumą i pogardą na zniewolonych Dawców Imion. Odezwał się ten nowy o czarnych włosach i niemal kocich rysach elf, który mógłby być przystojny, gdyby nie goszczący ciągle na jego ustach uśmieszek, a mówił raczej do siebie niż kogoś innego. "Dobrze, dobrze. Będą wspaniale służyć aż do swojej śmierci. Będą cudowną zabawką."
Elfy odwróciły się i zaczęły odchodził, bohaterowie dosłyszeli tylko, że mają zostać jak najszybciej dotransportowani w miejsce przeznaczenia. Krwawy elf o czarnych włosach wszedł pomiędzy drzewa, a za nim jego straż - dwójka pozostałych elfów. Zielonowłosy krwawy elf, jedyny który pozostał wydał rozkazy. Jego ludzie zaczęli się zbierać.
Balltram, który zdołał oswobodzić się z więzów, pracował już nad węzłami Abu. Niespodziewanie usłyszeli krzyk dobiegający od strony lasu, po czym dość głośne i niezwykle plugawe krasnoludzkie przekleństwo. Abu, już oswobodzony wykorzystał moment i to, że dość dobrze widział co się dzieje. Pędem ruszył w stronę krwawego elfa, trolla i ich ludzi, którzy wbiegali do lasu, by ginąć z rąk... Pothohariego!
To co ten elf czynił było niewiarygodne. Był szybki, skoczny, niesamowicie zręczny i zabójczy. Poruszał się między drzewami jak duch, wyłaniał zza pni i ciął, raz, drugi, zawsze śmiertelnie. Dwójka ludzi - grubawy i łysawy z wąsem oraz chudy o podgolonej czuprynie, z długaśnym wąsiskiem co wyglądali jak bracia padli jako pierwsi, nie wypowiadając nawet słowa. Następnie krasnolud o czarniawych bokobrodach, który zdążył tylko przekląć elfa starą krasnoludzką klątwą. Z trollem o czarnej czuprynie męczył się dłużej. Swoim krótkim, kamiennym ostrzem sparował pierwsze dwa ciosy trolla, sam wyprowadził fintę, na którą troll dał się zmylić. Kolejne ciosy jednak nie były tak proste, manewry Pothohariego jednak wypełniły swoje zadanie i troll padł na ziemię obficie rosząc ją jasną krwią z podgardla.
Balltram uwolnił siebie i Sheltera i począł rozwiązywać kolejnych niewolników. Gdy spostrzegł, że ci dają sobie radę sami, ruszył w te pędy w stronę walki, tam gdzie z łukiem stał już Shelter. Chwycił jakieś leżące na ziemi żelazo i stanął obok Abu, który rozpoczął właśnie walkę z orkiem. Shelter natomiast posłał kolejny szyp w krasnoludzkich pomocników trolla, najpierw w blondyna, później w rudawego.
Abu spokojnie wyważył swój miecz w ręce, który chwilę wcześniej podniósł z ziemi, a który leżał nieopodal obozu łowców i spokojnie pokrył swoje ciało Drewnianą Skórą. Pierwszy który go spostrzegł był orkiem o przygarbionej sylwetce, któremu było bliżej do piachu ze starości niż komukolwiek innemu. Jednak trzymać żelazo umiał i zaatakował pierwszy. Abu uniknął ciosu i sam wyprowadził swój. Nie trafił. Zawirował w Powietrznym Tańcu, aby zyskać przewagę, opłaciło się, kolejny cios smagnął starego orka po grzbiecie, przychylając go bardziej do ziemi. Jednak ten nie dawał za wygraną, i szybkim sztychem próbował zaskoczyć Wojownika, jednak ten przewidział ten cios i ostrze nie sięgnęło celu. W tym momencie Balltram walnął go ostrzem po boku, a Abu dokończył dzieła.
Właściwie walka zmierzała ku końcowi. Abu wskoczył w zarośla i pobiegł za jednym z krasnoludów, tym czarniawym, który jak się zdawało miał na tyle oleju we łbie, aby nie walczyć z Pothoharim, a dać dyla.
Abu dogonił go, jednak Pothohari był szybszy. Jednym szybkim pchnięciem wbił sztylet krasnoludowi w grdykę. Ten drgnął jeno i martwy osunął się na mech. Balltram zatrzymał się i wyciągnął ostrze w kierunku elfa. "Kim jesteś?" Elf spokojnie wyczyścił ostrze z krwi o koszulę martwego "Chyba już wiesz. Znasz moje Imię, mimo, że go nie użyłeś jeszcze wobec mnie." W istocie, Abu zaczynał podejrzewać, że ma do czynienia z istotą o wielkiej mocy, z jedną z Pasji. "Weź go, przyda ci się. I pamiętaj, wezwij mnie, gdy będziesz mnie potrzebował, a gdy wypowiesz moje prawdziwe Imię, to mnie odnajdziesz." Sztylet był kamienny, mimo to dobrze wyważony i elegancko leżał w ręce. Abu spojrzał na Pothohariego, jednak jego już nie było. Jego prawdziwe Imię, LOchost, spotkałem Lochosta, myślał Abu. Mylił się.
Balltram i Shelter zebrali broń i oddali ją w ręce krasnoludów, będących do niedawna niewolnikami. Ci podziękowali, jednak nadal nie wiedzieli co czynić i w którą stronę pójść. Shelter nie zastanawiał się długo, zresztą nie było na to czasu, musieli jak najszybciej opuścić splugawiony las. Ruszyli na południe. W dwie godziny później pozostawili za sobą ciemny i krwawy las, a przed nim były pustkowia.
8 Veltom [luty] 1501
Niewolnicy pochodzili z niedużej wioski Dwarfall na południowym stoku Gór Scytyjskich, dwa dni drogi na wschód od miejsca gdzie znajduje się felerny kaer, w którym Balltram ostatnio buszował. Zostali porwani wprost ze swoich pól uprawnych, tuż przed świętem Otwarcia, świętowanego przez krasnoludów w rocznicę opuszczenia kaeru.
Z samego rana pożegnali się z oswobodzonymi krasnoludami, nie mogli ich odprowadzić, nie mieli czasu. Dali im broń, i dobre słowo na pożegnanie.
9 Veltom [luty] 1501
Wieczorem dotarli nad zielony brzeg Wężowej Rzeki, porośniętego rzędami drzew, krzewów i oczeretu. Po drugiej stronie widzieli światła niedużego miasteczka Zbocze.
Mieli szczęście, na brzegu dostrzegli kilku ludzi, którzy mieli właśnie odbijać od brzegu. dogadali się z nimi i przeprawili na drugi brzeg. Zbocze było niewielkim miasteczkiem, właściwie osadą, w której żyło kilkuset Dawców Imion, głównie rolników i pasterzy, oraz kilkunastu kupców, karczmarzy, bibliotekarzy i Głosicieli. Nad miasteczkiem górowała kamienna wieża, będąca jednocześnie biblioteką, u jej podstawy natomiast znajdował się dom wójta i bibliotekarzy. Zatrzymali się w jednej karczmie, zbudowanej z ciężkich drewnianych bali, pachnącej ciepłym jadłem, tanim winem i niewietrzonymi onucami.
Posilili się i wynajęli pokój. Ta noc była jedną z lepszych w ostatnich dniach. Zasnęli niemal od razu.
10-22 Veltom [luty] 1501
Jeszcze przed południem wyruszyli ze Zbocza ku Wielkiemu Targowi. Obkupieni w zapasy, wyruszyli na mokry i nieprzyjemny szlak. Pogoda popsuła się zaraz na drugi dzień, zaczęło padać, wiać, grzmieć. Trakty, jeśli można o nich tak powiedzieć, stały się potokami błota. Stepy utonęły w wodzie i podróż stała się męcząca. Szczęściem potrwało to tylko kilka dni i około 16-17 Veltom wypogodziło się w miarę i nawet pierwszych podróżnych można było zobaczyć gdzieś na podgórzu throalskim.
Balltram zaczął pobierać nauki, czuł że jest gotowym wstąpić na kolejny Krąg swojej Dyscypliny. Słuchał, uczył się, dokształcał o lekkim stąpaniu, o nie wywieraniu wpływu na otoczenie, o ciekawości i kolejnych krokach, które doprowadzają na niezbadane tereny. O tym, że zdolności Zwiadowcy są równie ważne w dzikich ostępach, dżunglach, górach i bezdrożach jak i miastach, wioskach i twierdzach. Krasnolud słuchał i uczył się.
23 Veltom [luty] 1501
Wielki Targ przywitał ich tak jak pożegnał, hałaśliwie. Ulice nadal były brudne, Dawcy Imion tworzyli swoisty konglomerat, biedni obok bogatych, złodzieje obok kupców, królowie podziemie obok przedstawicieli domów szlacheckich z Throalu. Ponownie zatrzymali się w karczmie Żonglująca Cieniopłaszczka, prowadzonej przez kulawego i na wpół szalonego trolla Gryzimóżdżka. Tam Shelter wysłał list do Isama Derra z zapytaniem o postępy i dalej kontynuował naukę Balltrama.
Abu powrócił do swojej rodziny i ze swoimi przyjaciółmi poszedł na małe piwko. Wujemba wypytywał się o Scythę, o Abu o politykę miasto. Okazało się, że nic się nie zmieniło, nadal panował jeden wielki burdel.
24 Veltom [luty] 1501
Shelter widział, że Balltram może już awansować. Poddał go ceremonii awansu łączącej cechy polowania i wyścigu. Balltram musiał śledzić przez cały dzień jednego kupca, który nie mógł spostrzec tego faktu. Krasnolud musiał także w ciągu tego dnia jak najwięcej się o nim dowiedzieć.
Wieczorem, gdy Balltram po kolei odpowiadał na kolejne pytania Sheltera, ten z dumą uznał, że krasnolud w pełni zrozumiał swoje zadanie i wykorzystał wszystkie nadarzające się elementy miejskiego środowiska do jego wykonania. Nie było innego wyjścia, jak pozwolić Zwiadowcy wstąpić na kolejny Krąg doświadczenia. Balltam awansował na II Krąg.