016. Ukąszenie [Abu Hamza, Balltram]

Sesja 06.10.2009

Ukąszenie

10 Strassa [styczeń] 1501
Abu z Balltramem skończyli medytować późnym wieczorem. Ork wymedytował sobie kolejny, trzeci poziom Powietrznego Tańca. Balltram z kolei wymedytował drugi poziom Tropienia. Wcześniej dokonali z Shelterem zakupu odpowiedniego zaopatrzenia, aby móc wyruszyć następnego dnia na północ, ku Górom Scytyjskim.

11 Strassa [styczeń] 1501
Abu pożegnał się z Wrdathą i Mroo Hamzą (swoimi rodzicami), Wujemba wraz z Grongo przybyli z samego rana, aby napić się z orkiem rozchodniaczka. Balltram natomiast pożegnał się z wszystkimi i ruszył przodem do Żonglującej Cieniopłaszczki, aby tam spotkać się z Shelterem Biegłym i dogadać ostatnie sprawy.

W godzinę później cała trójka wędrowała już szlakiem na północ podnóżem Gór Throalskich. Trakt był dobrze utrzymany w pobliżu Królestwa Throalu, jednak im dalej się nim szło, tym widać było, że jest mniej uczęszczany, aż w końcu niemal zupełnie znikał.

13 Strassa [styczeń] 1501
Pogoda była wietrzna. Poprzednią noc spędzili w krasnoludzkiej wiosce, gdzie byli dobrze przyjęci, teraz nie mięli tyle szczęścia. Zboczyli nieco ze szlaku i weszli wyżej na skaliste zbocze podgórza. Weszli w dziurę między skałami, która odgradzała ich od wiatru, rozpalili niewielki ogień i Abu zaczął przygotowywać jedzenie. Po posiłku Balltram wyszedł ze szczerby między skałami aby rozejrzeć się po skrytej w nocy okolicy.

Shelter w tym czasie krzyknął z bólu i szybkim uderzeniem złapał sporego owada w garść i zgniótł, spojrzał mętnym wzrokiem na Abu i padł nieprzytomny. Abu zawołał krasnoluda. Shelter zalał się potem, miał gorączkę i trząsł się, jak podbródek grubego trolla. Musieli coś postanowić.

W tym samym momencie usłyszeli jak coś zbiega z gór w ich stronę. Przeskoczyło nad ich dziurą i pobiegło dalej. W kilka chwil później, na skale ponad głowami Abu i Balltram stanął t'skrang, napiął łuk i posłał strzałę w kierunku uciekającego Dawcy Imion. Skoczył i popędził w stronę postrzelonego. Abu zdążył się wychylić i spostrzec następnego nadbiegającego Dawcę Imion, orka. Gdy ten spróbował skoczyć ze skały, Abu chwycił go w locie za nogi i przewrócił. Potoczyli się razem.

Balltram ruszył za t'skrangiem. Zobaczył jak kilkadziesiąt metrów dalej, t'skrang podchodzi do leżącego i próbującego złapać oddech, człowieka. Łucznik sięgnął po torbę rannego i zajrzał do niej, uśmiechnął się i splunął na człowieka. Przewiesił sobie torbę przez ramię i ruszył w górę.

Balltram szybko wrócił do groty i zobaczył w niej związanego i zakneblowanego przez Abu orka. Zwiadowca wiedział, że Łucznik spostrzeże zniknięcie kompana, a i łatwiej wypatrzy grotę w której skryli się przed nocą. Wcześniej ugasili ognisko, jednak z paleniska ciągle się tliło i można było wyczuć zapach palonej żywicy.

Balltram wyłonił się z groty i stanął naprzeciw Łucznika. Ten spojrzał zdziwiony na krasnoluda i przywitał się uprzejmie "Witaj, nazywam się V'trish i jestem Łucznikiem Drugiego Kręgu". Zaczęli rozmawiać. Okazało się, że pochodzi z wioski Trundu położonej dzień drogi w górę i ścigał złodzieja, który wykradł z wioski sporo kosztowności. Jak się okazało, ork, którego Abu związał, był jego dobrym kompanem. Miał na Imię Trponi i był Wojownikiem, również Drugiego Kręgu.

Nie byli pewni co do intencji dopiero co poznanych adeptów, jednak postanowili im zaufać, zwłaszcza, że Trponi rozpoznał objawy ugryzienia Mieżwy, której jad paraliżuje i w końcu zabija. Sam też nie miał za złe Abu, że go związał. W końcu sam też był orkiem i dobrze wiedział, że postąpiłby podobnie.

Przenocowali razem. V'trish i Trponi wiedzieli jak wyleczyć Sheltera. Zaproponowali wyleczenie go, warunek jednakże był taki, że musieliby udać się do ich wioski, Trundu.

14 Strassa [styczeń] 1501
Podróż do wioski Trundu nie była łatwa. Wczesnym przedświtem wstali i zaczęli rozglądać się za jakimiś niedużymi drzewami z których mogliby zrobić nosze. Później zrobili śniadanie i gdy słońce rozświetliło równiny na zachód od nich a wciąż skryte było za górami na wschodzie, ruszyli w górę Gór Throalskich.

Z początku szli kamienistym szlakiem o niewielkim nachyleniu, jednak, gdy po godzinie dotarli na jego szczyt zobaczyli dopiero przed sobą ogrom Gór Throalskich. Wielkie, masywne góry, pięły się ponad ich głowami a ich ośnieżone szczyty ginęły w chmurach. Podgórze i te kilka gór kopiastych było niczym w porównaniu z tym co właśnie widzieli przed sobą, pionowe, ostro zakończone turnie i szczyty, między które mieli niebawem wejść. Wiatr chciał głowę urwać już na tej wysokości, a co dopiero miało się dziać tam wyżej, o tym Abu nie chciał wiedzieć. Ruszyli. Balltram wprost przeciwnie.

Dowiedzieli się od Trponiego, że ich wioska, znajduje się wyżej w dolinie pomiędzy graniami, a jej nazwa, Trundu, pochodzi od sławnego Powietrznego Żeglarza Gnonga Trundu, i oznacza Podniebny Pomruk. Gnong był trollem, który po Pogromie założył osadę w odizolowanej od zwykłych Dawców Imion dolinie, aby mieć święty spokój. Oczyścił ją z wszelkiego plugastwa i stworów i od tamtego czasu mieszkańcy żyli tam w miarę spokojnie. Sam Gnong Trundu zmarł przeszło trzy dekady temu, jednak jego zamysł o spokojnej wiosce pośród gór, wciąż żył.

Transportowanie Sheltera nie było rzeczą łatwą na tak niegościnnym terenie. Stworzone naprędce nosze sprawdzały się póki co, jednakże po kilku godzinach noszenie ich, sprawiało coraz większe trudności, zwłaszcza na co bardziej stromych podejściach.

W końcu weszli na tyle wysoko, by nie mijać już żadnych drzew - rosnących co prawda pojedynczo, ale zawsze - i wejść między kosodrzewiny wyrosłe z dziwnej, o niebieskim odcieniu gleby. Kosodrzewiny które rozciągały się aż po ostre i poszarpane krawędzie pionowych skał na wprost, wyrosły bujne i wysokie, mogąc w niektórych miejscach zakryć nawet trolla. Skały zaś oddalone były o jakiś kilometr i wznosiły się wysoko, niknąc w chmurach, które teraz będąc nieco bliżej, zdawały się nieustannie poruszać i falować na wietrze.

Weszli między kosodrzewiny, gdy mniej więcej w połowie drogi, Balltram spostrzegł ślady krwi na ścieżce, którą szli. Pozostali towarzysze podróży szli przodem i nie dostrzegli tego co on. Krasnolud wyciągnął ostrożnie miecz i cicho zawołał Abu Hamzę. Już razem odsłonili kilka gałęzi skarłowaciałego drzewa i odkryli wystające, krasnoludzkie nogi z jamy, na tyle szerokiej, by z ledwością mógł tam zmieścić się przeciętny Dawca Imion tej rasy. Martwy nagle drgnął, coś usilnie próbowało go do tej jamy wciągnąć. Nagle odezwał się Trponi "to jeden z tych szubrawych złodziei, pierwszy którego dopadliśmy".

W kwadrans później weszli wyżej i opuścili skupisko kosodrzewin. Spojrzeli za siebie i ujrzeli ogrom przestrzeni, wielkie stepy rozpościerające się od jednego kresu po drugi. Połacie ziemi nie dotkniętej przez stopę Dawców Imion. Daleko dostrzegli wstęgi jakichś małych rzeczek, kilka niedużych osad, a jakby się uważnie przyjrzeć, mogli dostrzec Dżunglę Servos na granicy horyzontu na południowym-zachodzie. Wszystko oświetlone było złotym słońcem, które rozpromieniło widok, pomimo pory deszczowej.

Weszli do niewielkiego z początku jaru, który przerodził się w sporych rozmiarów wąwóz, będący ograniczony z dwóch stron, w miarę wysokimi, pionowymi skałami o granatowej, poszarpanej dość fakturze. Wyżej można było dostrzec nierówne półki skalne porośnięte niewielką roślinnością. Droga wiodła cały czas w górę. Dowiedzieli się od V'trisha, że jeszcze nieco ponad godzina i dotrą do Trundu. Dobrze, pomyślał, Balltram, bo niedługo zapadnie zmrok.

Nagle, kilka kroków przed nimi posypało się kilkanaście drobnych kamyczków. Trponi zaklął, Balltram spojrzał w górę i mu zawtórował. Spostrzegł dwa podłużne, zniekształcone łby, obserwujące ich lekko skośnymi żółtymi ślepiami. Humanoidalne stwory miały wzrost nie przekraczający przeciętnego ludzkiego, ręce - zakończone długimi szponami - zazgrzytały po granicie. Skóra, o zabarwieniu ziemi, poznaczona była bruzdami, przypominającymi wtopione weń kamienie. Ich wielkie, nietoperzowate skrzydła rozpostarły się, dwa gargulce wydały ostry, skrzypiący wrzask i zaatakowały.

Pierwszy zleciał w stronę pozostałych z tyłu V'trisha i Abu, niosących Sheltera. Łucznik posłał pierwszy strzałę, nim jeszcze gargulec zdołał dolecieć. Strzałą wbiła się między żebra, mimo to gargulec dalej pikował. Abu z wyciągniętymi już mieczem i tarczą czekał na atak. Podbiegł kilka metrów do przodu i wtedy stwór próbując go pochwycić, rozorał mu rękę. Wojownik nie był dłużny, jednak jego ciosy nie stwarzały większego zagrożenia.

Balltram z mieczem w dłoni spróbował zbliżyć się do pozostałej dwójki, jednak nie pozwolił mu na to drugi gargulec. Razem z Trponim, udało im się go odpędzić na krótką chwilę. Zwiadowca nie wiedzieć kiedy znalazł się w pobliżu leżącego Sheltera, gdy nagle kolejne trzy gargulce pojawiły się na horyzoncie.

Abu wiedział, że mają przejebane. Gargulec z którym walczył miał przewagę. V'trish wraz z Trponim - widocznie znając swoje możliwości jak własną sakwę - jakimś cudem pokonali kamiennopodobną pokrakę. Wciąż jednak pozostały trzy. Abu Hamza wykorzystując Karmę i niemalże wszystkie swoje pierwszokręgowe Talenty nie był w stanie zadać większych obrażeń atakującej szaleńczo bestii. Przez ułamek sekundy pomyślał, że jeżeli z tego wyjdzie, to przy awansie na kolejny Krąg, wyszkoli sobie Wytrzymałość.

Delikatnie zatrzęsła się ziemia. Głuchy łoskot przeciął wąwóz. Kilko dużych kamulców oderwało się i spadło w dół kanionu przygniatając jednego z gargulców. Chwilę później, łoskot powtórzył się, był mocniejszy i bardziej złowieszczy. Kolejne kamienie i głazy posypały się z góry, tworząc niewielką lawinę. V'trish wrzasnął "uciekaj!". Balltram ostatnim wysiłkiem wciągnął Sheltera pod nawis skalny i sam się tam skrył. Abu nie miał tyle szczęścia. Zasłonił się tarczą i próbował biec. Kilka kamieni spadających z potworną siłą, ogłuszyło go. W minutę później zapanowała kompletna cisza.

***

Ciszę przerwał żałosny jęk. Balltram wyciągnął się. Zakaszlał i splunął mieszanką śliny, krwi i pyłu. Wysilił się by odepchnąć sporych rozmiarów kamulec, wpuścił rozrzedzone w szarym pyle światło. Wygrzebał się powoli, otarł krew spływającą z czoła i rozejrzał się mrużąc oczy. Usłyszał zawodzenie gargulca, po czym spostrzegł unoszące się w bólu skrzydło. Gargulec ruszył w stronę leżącego w połowie drogi między nimi, zasypanego Abu. Młody krasnolud dzierżył miecz w dłoni i dobiegł do rannego stwora, i ciął z krwawym krzykiem na ustach. Jucha chlusnęła na kamienie. W tym samym momencie Kryształowe Pociski rozorały gargulca, pozostawiając krwawy zewłok.

Balltram spojrzał w kierunku skąd przyleciała pomoc. Ork - jak dało się zauważyć po Powietrznym Tronie - Mistrz Żywiołów, podleciał bliżej i uśmiechnął się troskliwie. Trponi i V'trish pojawili się w chwilę później. W tym momencie gargulec ostatnim wysiłkiem wbił ostre szpony w ciało Balltrama.

17 Strassa [styczeń] 1501
Abu Hamza czuł się na tyle dobrze, żeby mógł spokojnie chodzić i zacząć pobierać nauki u Trponiego. Opuścili wioskę i ruszyli kilkaset metrów poza nią, by tam spokojnie przejść do pierwszych treningów.

Shelter dostał odtrutkę zaraz po przybyciu do wioski, miejscowa znachorka utarła zioła i podała mu doustnie w gęstej papce. Shelter tego dnia czuł się już na tyle dobrze, aby móc pójść na zwiad. Wybrał się razem z krasnoludzkim traperem, Eldorfem, który pokazał mu szlaki i ciekawe miejsca w okolicy.

Balltram wciąż był nieprzytomny i leżał w jednym z drewnianych domów pod opieką dobrych kobiet Trundu.

19 Strassa [styczeń] 1501
Balltram został wybudzony ze sztucznej śpiączki. Był to zabieg celowy, gdyż podczas snu rany lepiej się goiły. Z domu wyszedł już o własnych siłach, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i pobyć trochę na słońcu. Wioska mieściła przeszło stu mieszkańców zamieszkałych w około czterdziestu drewnianych domach z kamienną podmurówką. Dawcy imion, w większości orki i krasnoludy, byli życzliwi, choć nieco podejrzliwi. Nie było się co dziwić, w końcu każdy obcy był potencjalnym zagrożeniem, a w tak odizolowanej społeczności, przede wszystkim należało się wystrzegać obcych.

Popołudniu powrócił Shelter wraz z Eldorfem. Ucieszył się, że Balltram wraca do zdrowia i będą mogli na dniach wyruszyć dalej, zaraz po tym, gdy Abu osiągnie Drugi Krąg. Krasnolud ucieszył się, że wszyscy byli zdrowi. Podobnie jak Trponi i V'trish. Zapytał się też o orkowego Mistrza Żywiołów, który ich uratował. Shelter wyciągnął z zanadrza czerwone, duże jagody i poczęstował krasnoluda.
"Nazywa się Salro i jest na VI Kręgu. Nie mieszka w wiosce, raczej gdzieś poza nią. Mieliśmy szczęście, że przebywał akurat w pobliżu. Pomógł nam, dobry z niego Dawca Imion, trochę taki samotnik. Podobny do nas, Zwiadowców."

20 Strassa [styczeń] 1501
Abu Hamza kończył nauki u Trponiego. Wieczorem, w towarzystwie Balltrama, Sheltera, Trponiego i V'trisha, przy rozpalonym poza palisadą Trundu ognisku, Abu Hamza stoczył krótki awansujący pojedynek z Trponim. Wiedział, że to wystarczy, aby awansować na kolejny, Drugi Krąg.

Na sam koniec, Trponi uśmiechnął się zadowolony, że udało mu się wyszkolić brata w rasie i Dyscyplinie na kolejny Krąg. No i zgarnął 200 sztuk srebra, które po części Abu pożyczył od Balltrama.

"Powiedz mi jeszcze jaka płynie nauka z treningów, jakie odebrałeś ode mnie w ciągu ostatnich dni."
Abu wyprężył się i rzekł "Wytrzymałość podczas walki świadczy o poświęceniu i wytrwałości w dążeniu do pokonania wroga."
"Dobrze" potwierdził Trponi.

24 Strassa [styczeń] 1501
Balltram wyzdrowiał do końca. Wstał wcześnie rano, aby poświęcić czas na medytację nad dwoma Talentami, Tropieniem i Sztuką Przetrwania. Wiedział, że jutro będą wyruszać, więc nie chciał marnować czasu na obijaniu się i leniuchowaniu, jak to właśnie czynił Hamza. Poprzedniego dnia podniósł sobie Poziom Wspinaczki. Wiedział też, że Abu oprócz treningu awansu poświęcił wolny czas na podniesienie Powietrznego Tańca na Trzeci Poziom i medytację - przy treningach - drugo-kręgowych Talentów.

Wieczorem zasiedli w trójkę przy niedużym stoliku pod gołym niebem, by omówić jutrzejszą wyprawę. Wiedzieli, że czeka ich jeszcze sporo drogi, a w Trundu zmitrężyli już wystarczającą ilość czasu. "Byłem kilka dni temu na zwiadzie, razem z traperem Eldorfem, mniej więcej wiem jak pójść, aby zaoszczędzić trochę czasu."

Znienacka usłyszeli krzyk, o dziwo, krzyk radości. Jeden ze strażników krzyczał coś z palisady przy bramie, kilku orków i krasnoludzkich kobiet przędących nici zawtórowało mu. Nagle okazało się co jest powodem krzyków, radosnego śmiechu i uścisków wśród mieszkańców wioski, na niebie pokazał się, zniżający lot, powietrzny drakkar.

Trponi podszedł do bohaterów i odpowiedział - niby to drwiąc, niby to mówiąc całkowicie poważnie - na zaskoczone miny Abu i Ballreama "Nie mówiliśmy wam, że mamy powietrzny statek?"

© 2025 Your Company. All Rights Reserved. Designed By Wu Czyż

Please publish modules in offcanvas position.