Sesje 31.08.2009 i 27.09.2009
Kryminalne zagadki Wielkiego Targu
Tytuł odnosi się do polskiej nazwy seriali z serii "Kryminalne zagadki".
4 Strassa [styczeń] 1501
Wielki Targ był dziwnym miejscem. Balltram nie mógł pojąć, jak tak chaotycznie zagospodarowane miejsce może być czyimś domem i źródłem utrzymania. Niektóre domy, w których mieszkali Dawcy Imion były tylko wielkimi płachtami materiału rozwieszonymi pomiędzy ścianami innych budynków, niektóre były wybudowane na palach, ponad tymi stojącymi na ziemi a wejść do nich można było tylko po drabinie lub, jak było gdzie je postawić, po schodach. W tej lepszej części miasta, przy Trakcie Królewskim, budynki prezentowały się już lepiej, było w miarę odnowione, pomalowane, a sklepy zachęcały do zakupów. Jednak nie to pierwsze przykuło uwagę Zwiadowcy a trzy wielkie łukowe wrota prowadząca do podziemnego królestwa krasnoludów, Throalu. Wrota wysokie na 100 metrów i szerokie na blisko 45, każde z nich robiły piorunujące wrażenie. Granitowe bloki oddzielające wrota od siebie miały szerokość równą szerokości wrót.
Zatrzymali się w karczmie o zalotnie brzmiącej nazwie Żonglująca Cieniopłaszczka, prowadzonej przez kulawego i na wpół szalonego trolla Gryzimóżdżka. Shelter postanowił przenocować w niej zanim ruszy następnego dnia do podziemnych Korytarzy Throalu i zobaczy się ze swoim dawnym przyjacielem, Isamem Derrem, obsydianinem Wojownikiem na emeryturze. Jako, że był już wieczór, Abu i Balltram pożegnali się ze Zwiadowcą, który wróci do Wielkiego Targu za siedem, może osiem dni.
Zmrok szybko zapadł nad Wielkim Targiem. Abu Hamza i Balltram zagłębili się w uliczki po południowej stronie miasta. Abu był podniecony myślą, że spotka się z rodziną i przyjaciółmi oraz zaniepokojony, gdyż doskonale pamiętał, co przyczyniło się do jego opuszczenia miasta przed osiemnastoma miesiącami. W końcu Abu rozpoznał znajomą uliczkę na której się wychował, zmieniła się trochę. Nie było budynku starego Hgurda. Nagle usłyszeli "pssst". Abu spojrzał na zaczepiającego go orka, który wyszedł spomiędzy dwóch domów. "Witaj Grongo, kopę lat, stary draniu." Ork zdziwił się, ale po chwili jego twarz ukazała zaskoczenie, "Abu?". Abu za plecami Gronga spostrzegł starego przyjaciela, Wujembę oraz Tirgę, orczycę, która ofiarowała mu kiedyś wstążkę na szczęście. Abu przedstawił Balltrama i wszyscy umówili się na wino za godzinę w "starym miejscu".
Wrdatha była trzydziestoletnią orczycą, pogodną matką Abu, która wiele już przeżyła, co było widać na jej twarzy. Gdy zobaczyła jedyne żyjące jej dziecko ucieszyła się niezmiernie. W trójkę zasiedli do kolacji, Abu chciał zobaczyć się z ojcem, jednakże Mroo spał, a budzić orka, nie będąc przynajmniej na szlaku, to nic dobrego. Balltram podjadł sobie wieprzowiny przyprawionej na ostro, popił hurlgem i czuł się najedzony. Po tym, Abu zasiadł z matką w pokoju gościnnym i zaczęli grać ze sobą na bębnach i flecie.
***
"Stare miejsce" okazało się być starą ławką w zaułku pomiędzy dwoma drewnianymi budynkami w niedalekim sąsiedztwie domu Abu. Siedzieli tak w piątkę i rozmawiali o wydarzeniach jakie spotkały ich w ostatnim czasie. Abu z Balltramem opowiedzieli o swoich przygodach, o Travarze, o tym jak się spotkali, Abu opowiedział też co się z nim działo po opuszczeniu Wielkiego Targu. Sam też dowiedział się, że człowiek, którego zaatakował półtora roku wcześniej przeżył i nosił od tamtego czasu bliznę na policzku. Glock, miejscowy kupiec znany z ciemnych interesów, nie domyślił się, kto zaatakował jego ludzi. Dowiedział się też, że Wujemba od niespełna roku pracuje dla niego. Gdy skończyli sobie opowiadać i gdy wino się skończyło, a szum w głowach był już dosyć wyraźny, ruszyli na podbój, ruszyli do karczmy Glocka.
5 Strassa [styczeń] 1501
Płacz dziecka potęgował jeszcze bardziej nieprzyjemny ból głowy. Balltram zamlaskał suchymi ustami i otworzył oczy. Rozejrzał się mętnym wzrokiem i powoli podniósł. Był w nieznanym sobie pokoju, leżał w ubraniu na łóżku, a obok w kołysce płakało orcze niemowlę.
***
Abu obudził się i rozejrzał. Leżał nago w łóżku obok Wujemby. Podniósł się i ubrał. Wyjrzał przez okno, rozpoznał miejsce, był w domu swojego przyjaciela. Podszedł do drzwi i przeczytał karteczkę, którą wcześniej zauważył, "Byłeś cudowny." Nagle usłyszał kroki na schodach i dobijanie się do drzwi. Wujemba podniósł się jak poparzony, spojrzał na Abu, naciągnął na siebie galoty, "to moja żona, mówiłem ci" i wyskoczył przez okno. Abu nie zdążył za nim ruszyć, gdy drzwi otwarły się i w progu stanęła wyższa o głowę, ważąca ze 130 kilo, orczyca o twarzy nomadzkiego siodła. "Gdzie on jest, mówże parobku?!" Abu tłumaczył się jak mógł, niepostrzeżenie też zerwał liścik z drzwi, by go żona Wujemby nie zobaczyła i wymknął się czym prędzej zabierając swoje rzeczy.
Abu wracał do domu, głowa mu pękała. Chciał odpocząć i przypomnieć sobie nocne wydarzenia, gdy nagle podbiegł do niego przeszło trzydziestoletni ork ubrany w zielonoszare lniane szaty. Przedstawił się jako Drogba. Dalej mówił, że poprzedniego dnia w karczmie u Glocka słyszał, jak Abu opowiada o swoich przygodach i chciałby, aby on odnalazł jego syna. Umówili się na spotkanie około południa w sklepie z warzywami i owocami Drogby przy Alei Siekier.
***
Balltram oddał dziecko Wujembie. Cieszył się, że znalazł się ojciec, bo gdy pomyślał, że musiałby się opiekować niemowlakiem... W końcu też dotarł Abu, uśmiechnął się, poklepał Wujembę po plecach i przywitał z matką, która zaczęła szykować poranny posiłek. Ork udał się do obórki obok domu i przywitał z ojcem, posiedzieli do południa razem przy posiłku w obórce i porozmawiali o wydarzeniach ostatnich miesięcy.
***
Sklep z warzywami Drogby nie był duży, ale zapewniał właścicielowi dochód wystarczający na życie. Abu i Balltram zastali właściciela przy wykładaniu warzyw. Porozmawiali chwilę i ustalili ogólne warunki współpracy. Po Drogbie, orku, który nie bał się żadnej pracy, widać było wielką troskę. Jak powiedział Drogba "syn zaginął mi tydzień temu. Od tamtego czasu nic o nim nie słyszałem, a wiem, że na pewno nie uciekł. Obawiam się, że mogło stać się najgorsze, że mógł zostać zabity, bo Wielki Targ nie jest najbezpieczniejszym miejscem w Barsawii. Mój syn, Tarlon, widziany był ostatni przez Arshin, właścicielkę sklepu z koszami gdy szedł do piekarni po świeże pieczywo. Miał niespełna sześć lat, czarne włosy i zieloną koszulę na sobie." Bohaterowie postanowili rozejrzeć się po okolicy i popytać miejscowych.
Ruszyli śladami młodego Tarlona, który zazwyczaj chadzał do piekarni pomiędzy budynkami, w pobliżu sklepu z koszami. Rozpytywali niemal wszystkich, jednak nikt nic nie widział. Arshin okazała się być obrotną t'skrangową kobietą sprzedającą kosze niemal w każdym kształcie. Opowiedziała o ostatnim dni w którym widziała Tarlona, gdy szedł do piekarni.
Niedaleko miejsca, gdzie młody Tarlon był widziany po raz ostatni stała trójka młodych krasnoludów, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności. Widać było, że są to miejscy młodociane cwaniaczki, więc Balltram tym bardziej do nich podszedł, mogli w końcu coś wiedzieć. Za kilka miedzianych monet i dość długim przekonywaniu o wyższości dobra jednostki nad własną dumą, jeden z nich zdradził, że w Wielkim Targu, Królestwie Throalu, a kto wie i może w całej Barsawii istnieją Dawcy Imion, którzy z chęcią zapłacą za jakiegoś dzieciaka, zwłaszcza, że od pewnego czasu zauważono w Wielkim Targu, że znikają dzieci.
W końcu weszli w jedno podwórko, gdzie na ziemi walały się kupy śmieci, zgnilizny, kociego moczu i łajna. Zapach, ma się rozumieć, też nie zachęcał do odwiedzania tego miejsca. Zrujnowany budynek opierający się na stojących, nowszych budynkach, stał chyba tylko siłą woli. Balltram po raz kolejny zaczął szukać jakichkolwiek śladów. Zdziwił się, gdy znalazł ślady szamotaniny mającej, jak ocenił, jakiś tydzień. Podniecony zdradził odkrycie Abu. Ork zaburzył w drzwi zrujnowanej szopy. W końcu, na długość łańcucha, otworzył mu stary krasnolud, pamiętający chyba jeszcze zamykanie Throalu przed Pogromem. Dziad nie był zbyt rozmowny, a z bełkotaniny jego słów można było wywnioskować, że dużo pił i jadł sporo cebuli. W końcu dowiedzieli się tylko tyle, że w Wielkim Targu, jak zna się odpowiednich ludzi, to można pociurlać sobie z młodymi chłopaszkami w pewnym burdeliku na obrzeżach.
Abu i Balltram wrócili do rodziców tego pierwszego, zjedli co nieco i ruszyli do Wujemby. Ten, znając w miarę dobrze Wielki Targ, powiedział że rozpyta się o burdel i inne sprawy. Wziął od nich 10 sztuk srebra i umówił się nazajutrz.
Popołudniu Balltram chciał chociażby liznąć troszkę kultury throalskiej i wraz z Abu udali się na Wielki Bazar umiejscowiony tuż za wrotami Królestwa. Gdy przeszli pod wysokimi łukami throalskich wrót, trafili w huczne, pełne zapachów i kolorów miejsce. Rozglądali się po straganach i patrzyli na wspaniałości wyprodukowane w Throalu lub do niego sprowadzone z najdalszych miejsc Barsawii lub nawet spoza niej. Kilku throalczyków zaczepiło Balltrama i chwilę z nim porozmawiało, wypytując o pogodę, ulubione potrawy, a nawet tak intymne, dla Balltrama, sprawy jak rodzina i kochanki. Abu wytłumaczył krasnoludowi, że throalczycy są bardzo otwartym i w sumie dziwnym przez to ludem.
Wrócili do miejsca prawdopodobnego porwania młodego orka. Balltram spostrzegł przyglądającego im się przeszło dwudziestoletniego człowieka w zielonym wamsie bez rękawów, białej koszuli i fioletowej czapce. Ruszył w jego stronę, gdy ten nagle wszedł w zaułek. Balltram podbiegł i wbiegł w ten sam zaułek (ten sam co wcześniej badali) i zaczął biec za człowiekiem. Widział jak ucieka przed nim. Przebiegali przez kolejne podwórka, gdzieś jakiś pies przy płocie ujadał, gdzieś przebiegli przez uliczką, gdzie na sznurkach suszyła się bielizna i pościel. W końcu krasnolud wybiegł na Królewski Trakt i... zgubił uciekiniera.
Balltram wrócił do miejsca gdzie ujadał wielkie czarne psisko przy zbitym ze starych desek płocie. Widział jak tu człowiek przewraca się, wystraszony przez skaczącego o płot psa. Zbadał ślady i znalazł sakiewkę. Było w niej kilkanaście sztuk srebra. Wrócił po Abu i wykorzystując Tropienie ruszył za śladami.
Trop doprowadził ich do karczmy "Pod Płóciennym Nietoperzem". Nie weszli do środka, nie musieli. Drzwi się otwarły i ze środka, wprost w błoto i łajno wyleciał dwudziestokilkuletni człowiek w zielonym bez rękawów. Ten wstał, otrzepał się, pogroził pięścią w stronę karczmy i dał się złapać Abu i Balltramowi. Nazywał się Karl i był Złodziejem I Kręgu. Oddali mu sakiewkę i zaczęli wypytywać. Człowiek sprytnie wybrnął z odpowiedzi i bohaterowie nie dowiedzieli się dla kogo pracuje. Za to dowiedzieli się od niego, że w mieście organizowane są potajemne walki gladiatorów, w którym walczą też czasem dzieci. Ponoć stoi za tym wysoko postawiona krasnoludka z throalskiego Szlacheckiego Domu Ueraven. Puścili Złodzieja.
6 Strassa [styczeń] 1501
Od Wujemby dowiedzieli się, że burdel naprawdę istnieje i jest prowadzony przez człowieka o imieniu Starmor. Potwierdził także informacje, że istnieje pewna wysoce postawiona krasnoludka i że jest podobno powiązana ze Szlacheckim Domem Ueraven.
Udali się do Drogby, by opowiedzieć mu o postępach jakie poczynili. Na miejscu zauważyli, że ork rozmawia z jakimś bogatym, odzianym po throalsku krasnoludem i równie dostojnie wyglądającym orkiem o ulizanej czuprynie, w czarnym płaszczu i białych rękawiczkach. Balltram i Abu nie chcieli wchodzić do środka, jednak Drogba, zauważył krasnoluda czającego się pod drzwiami i zaprosił ich do środka. Wewnątrz okazało się, że czarnobrody, szczupły krasnolud jest kupcem o imieniu Harboyya. Abu słyszał o nim, jak jeszcze mieszkał w Wielkim Targu, ponoć był z niego obrotny handlowiec. Ork w białych rękawiczkach nie przedstawił się, ani jego nikt nie przedstawił.
Abu i Balltram zamienili kilka słów z Harboyyą o zniknięciu Tarlona. Kupiec wyciągnął zza pasa pokaźną sakiewkę i ofiarował ją bohaterom. "Weźcie te 200 sztuk srebra, mam nadzieję, że pomogą wam w poszukiwaniach i zmobilizują do większego poświęcenia". Pożegnał się z Drogbą i wraz z orkiem w rękawiczkach opuścił sklep.
Bohaterowie zdali krótką relację Drogbie, opowiedzieli o walkach gladiatorów i burdelu. Ork ucieszył się widząc postępy w działaniu bohaterów. Nawet jeśli jego syn miał nie żyć, chciał znać prawdę.
***
Wieczorem udali się do szopy w zaułku, gdzie mieszkał stary, zdziadziały krasnolud. Walili do drzwi i gdy w końcu otworzył, zaprzeczył jakoby mówił cokolwiek o jakimś burdelu. Abu wsadził nogę między drzwi a futrynę i w końcu mocniej pchnął drzwi, tak, że krasnoluda odepchnął do tyłu, po czym upadł i zaplątał się w jakieś szmaty i futra. Nagle cała rudera zatrzęsła się. Drzwi trzasnęły z hukiem zamykając się za plecami Abu i Balltrama. Ork chwycił krasnoluda i zaczął nim szarpać, gdy znów buda zatrzęsła się. Oczy dziada zapadły się, jego wargi spierzchły jeszcze bardziej ukazując szczerbate zęby, włosy przerzedziły się a zapach trupa rozniósł się po całej szopie. Czarny dym wyleciał z oczodołów, nosa i ust, zaczął wirować po pomieszczeniu szamocząc łachmanami leżącymi na podłodze. Aż w końcu uleciał przez szpary w ścianach i tyle go widzieli. Krasnolud nie żył co najmniej od kilku miesięcy. Ostrożnie wyszli z szopy i stwierdzili razem, że była to najdziwniejsza rzecz jaka ich spotkała w życiu.
***
Troll o rogach na wysokości oczu skierowanych do tyłu i oliwkowy t'skrang o krótkim dziobie i wysokim grzebieniu grzecznie ale stanowczo podeszli do Abu i Balltrama. Zaprosili ich na kolację do karczmy "Mój Martwy Ojciec", gdzie zarządca Wielkiego Targu Qurks, chciałby zamienić z nimi słówko.
Karczma była typową przedstawicielką w swojej klasie. Było to miejsce w którym można było dostać po mordzie, ale i takie w którym, w jednym z zacienionych alkierzy, obgadać intratny interes. Pachniało w niej grochem z kapustą, piwskiem i spoconymi powietrznymi marynarzami, obłapiającymi dziewki roznoszące alkohol.
Qurks był człowiekiem o szatynowych włosach, twarzy pucołowatego rzezimieszka i spojrzeniu mordercy. Jadł kurczaka w kaparach. Obok niego siedział elf o płowych włosach spiętych w kuc i twarzy obojętnej jak partner nimfomanki. Przed alkierzem pozostali troll z t'skrangiem. "Jedzcie" powiedział Qurks, gdy któryś z bohaterów próbował zagadać. To więc jedli w milczeniu.
Po kwadransie w końcu Qurks się odezwał. "Wiecie kim jestem? Dobrze. Zapłacę wam czterysta sztuk srebra, jeśli zlikwidujecie burdel Starmora. Nie ważne jak, ma zniknąć, gdyż nie jest dobrą reklamą dla Wielkiego Targu, a przy okazji może odzyskacie tego waszego dzieciaka."
Zgodzili się. W pół godziny później, najedzeni kurczakiem i grochem z kapustą Stali kilkanaście metrów od pokaźnego budynku burdelu. T'skrang, który ich tu doprowadził, powiedział, że wejście jest na hasło a w drzwiach znajduje się zaklęcie zabezpieczające. Wejść mogą tylko zaufani ludzie.
Przez połowę nocy siedzieli w zaułku i obserwowali. Balltram rozejrzał się po otoczeniu budynku, jednak nic ciekawego wymyślić nie mógł, aby dostać się do środka. Zresztą nawet klientów nie było jakoś dużo. Tylko dwóch weszło do środka przez te kilka godzin obserwacji.
7 Strassa 1501
Wstali w miarę wcześnie rano. Wrdatha zrobiła im śniadanie składające się z jajek, boczku, placków pszennych i soku winogronowego. Mroo zjadł wcześniej i wyruszył na jakieś targi na Wielki Bazar, gdzie ponoć mógł zarobić trochę grosza, gdyż u kilku jego konkurentów padły świnie.
Do drzwi zakołatał Wujemba. Stał w drzwiach z miną mówiącą więcej niż słowa. "Glock chce się z wami widzieć. Ma dla was propozycję." Abu nie lubił Glocka, pamiętał jak wykorzystywał jego ojca i jaki potrafił być niesprawiedliwym wyzyskiwaczem i łobuzem. W karczmie Glocka było pusto. Oprócz kilku oprychów Glocka i jego samego, około pięćdziesięcioletniego, dobrze ubranego człowieka o bystrym i zachłannym spojrzeniu. Klepnął panienkę w tyłek, każąc jej odejść.
Przywitał Abu i Balltrama. Szybko przeszedł do interesów, mówiąc, że słyszał od Wujemby, że interesują się pewnym burdelem. A Glock, jako człowiek interesów, lubił wykorzystywać nadchodzące okazje, a przejęcie burdelu właśnie czymś takim było. Jego samego tam nie wpuszczano, z jakich powodów, nie chciał powiedzieć. "Chciałbym, abyście wprowadzili do środka kilku moich ludzi, jak to już wasza sprawa. Jesteście bystrzy, macie coś wymyślić."
Abu nie zdzierżył rozkazującego tonu Glocka i powiedział "weź nie pierdol".
Glock spojrzał na niego. Oprychy sięgali już broń, lecz człowiek wysyczał tylko "wyjdźcie".
***
Pogoda popsuła się tego dnia. Zaczęło padać i wiać. Zrobiło się chłodniej i jakby mniej Dawców Imion widać było na ulicach. W końcu wyszli na, niezależnie od pogody, zatłoczony Trakt Królewski i ruszyli w stronę wrót królestwa, by później skręcić w prawo, w stronę domu Abu Hamzy. Po drodze Balltram zakupił jeszcze białą koszulę za sześć srebrników i zjadł pączka.
Byli zdezorientowani. Kilka dni wcześniej byli wolnymi od trosk Wielkiego Targu adeptami. Teraz, zwykłe zaginięcie przerodziło się w coś więcej. Mieli kilka tropów, z czego dwa najpoważniejsze wiązały się bardzo mocno z polityką Wielkiego Targu i Królestwa Throalu. A teraz jeszcze to. Przed sobą zobaczyli wychodzących z domu kilku krasnoludów i ludzi. Krzyczeli coś do jakiegoś Pasjom ducha winnego krasnoludzkiego kupca, że ma dwa dni na zapłatę zadłużenia. Krasnolud o czarnych włosach i splecionej na modłę throalską brodzie w trzy cylindry oraz ork w białych rękawiczkach wsiedli w końcu do stojącego przed budynkiem wozu i ruszyli. Ten ruszył, a woźnica krzyknął "z drogi przed jaśnie oświeconym Qurksem, psie juchy".
Ktoś ich oszukał. Przecież ten krasnolud nie mógł być Qurksem. Ruszyli do "Pod Płóciennym Nietoperzem" musieli pogadać z Karlem. Może ten już się czegoś dowiedział. Czekali w karczmie aż do zmroku, gdy w końcu Karl zjawił się w tawernie. Zaczęli rozmawiać, a właściwie wyciągać informacje od Złodzieja. Ten, jak to miał zapewne we zwyczaju i umiejętnościach, sprytnie wydębił od bohaterów 30 sztuk srebra, za co opowiedział im o arenie gladiatorów.
"Walczą tam raz na dwa tygodnie. Czasem gladiatorzy mordują się między sobą, czasem walczą z jakimiś bestiami specjalnie złapanymi do walki. Same walki są nielegalne w Throalu, a bliskość Królestwa sprawia, że w Wielkim Targu także nie są zbytnio popularne. Jednakże zjawiają się na nich wysocy przedstawiciele niektórych rodów szlacheckich z Throalu, prominentni kupcy, Głosiciele Thystonisa i inni, którzy wiedzą o arenie. Aby dostać się do środka, trzeba mieć zaproszenie, a ja wiem komu mogę je zwinąć. Ale oczywiście to będzie was odpowiednio kosztować."
Umówili się na sto pięćdziesiąt sztuk srebra i jutrzejszy wieczór. Opuścili głośną już karczmę i wyszli w pogrążone we śnie błotniste ulice Wielkiego Targu.
Nie odeszli daleko od karczmy, gdy dwójka zbirów wychynęła z mroku uliczek i zagrodziła im drogę. Abu rozpoznał w nich ludzi Glocka. Abu wyciągnął broń i chwycił tarczę. Balltram wyciągnął swój miecz i stanął plecami do orka, twarzą do trzeciego zbója, zachodzącego ich od tyłu. Niebo przeszyła błyskawica, zaczęło lać.
Nie było czasu na Drewnianą Skórę, dwójka oprychów zaatakowała od razu. Jednak Abu był szybszy dzięki Powietrznemu Tańcowi. Wyprowadził pierwsze cięcie i chlasnął pierwszego orka po piersi. Ten zachwiał się i odskoczył do tyłu, drugi z nich, człowiek o poznaczonej ospą twarzy, machnął mieczem jak cepem i zarył nim w ścianę ponad głową Hamzy. Balltram tymczasem uchylił się przed ciosem łysego człowieka i wyprowadził celny cios w lewy bok przeciwnika. Walka nie trwała długa. Ork padł już po drugim ciosie Hamzy i leżał w kałuży krwi i błota. Człowiek z ospą nie rezygnował i wyprowadzał kolejna cięcia, jednak to Wojownik miał Inicjatywę i to jemu udało pokonać się po kilku ciosach oprawcę.
Nagle z bocznej uliczki wyleciał zielony Efemeryczny Pocisk, trafiając boleśnie Abu. Ten padł w błoto i ciężko łapał powietrze. Drugi pocisk poleciał w kierunku Balltrama, który nadal walczył z łysym człowiekiem. Abu podniósł się i ruszył biegiem w stronę zaułka, gdzie spostrzegł Glocka z wyciągniętą w jego kierunku ręką. Kolejny Efemeryczny Pocisk trafił go w klatkę piersiową. Ork padł nieprzytomny.
Balltram skoczył pod ścianę, unikając jednocześnie cięć od łysego. I nagle usłyszał krzyk bólu, rzężenie i plaśnięcie. Łysy stał tak, że widział wszystko co działo się w zaułku z Glockiem, jego mina zrzedła. Rzucił broń i uciekł. Balltram siadł oparty i zmęczony pod ścianą, spostrzegł jeszcze wychodzącego orka w białych rękawiczkach i zemdlał.
***
Qurks nie był człowiekiem o szatynowych włosach. Był krasnoludem. Ocknęli się dzięki eliksirom podanym im przez jego ludzi. Ocknęli się w ciemnym, ciasnym i dusznym pomieszczeniu. Qurks stał nad nimi, obok niego stał ork w rękawiczkach. Abu dostrzegł w ciemnościach jeszcze dwie osoby. Dałby sobie rękę uciąć, że jednym z nich był Karl.
Qurks mówił, a oni słuchali. Powiedział, żeby wrócili do domu i odpoczęli, a on sam zajmie się burdelem jaki powstał, oraz burdelem-burdelem. Powiedział także, że popyta się o poszukiwanego przez nich Tarlinem. Co do samego Glocka, to dobrze, że się stało jak się stało. Niewiele osób będzie tęskniło za jego gębą.
Abu zapytał się, czy dla niego pracuje Karl, on przytaknął i w tym momencie z cienia wyszedł Złodziej. Qurks rzekł "Nie bierz już od nich pieniędzy, co Karl?" Złodziej uśmiechnął się tylko i przytaknął kiwnięciem głowy. "No, a my spotkamy się jutro" zwrócił się jeszcze do Abu i Balltrama.
8 Strassa [styczeń] 1501
Dzień minął spokojnie. Abu i Balltram przesiedzieli niemal cały dzień w domu i tylko widzieli się z Wujembą, który przyniósł im wieści, o zamordowaniu przez nieznanych sprawców Glocka.
Wieczorem przybył po nich Karl. W trójkę udali się w okolice Alei Kapeluszy. Tam weszli między kilka połączonych ze sobą budynków. Karl zapukał do solidnych dębowych drzwi i pokazał pierścień przez okienko w drzwiach. Weszli do jednego z nich i o dziwo przekonali się, że wszystkie z nich są ze sobą połączone, a pośrodku nich w ziemi wykopana była arena. Wokół niej znajdowały się ławy na wysokości trzech metrów od dna areny. Większość miejsc była zajętych. Zasiedli obok Qurksa i rozpoczęła się walka dwójki trolli. Krasnolud przemówił w końcu.
"Zająłem się burdelem. Faktycznie, byli tam przetrzymywani chłopcy w młodym wieku. Żadnych śladów jednakże po Tarlonie tam nie było. Nikt nie słyszał o takim orku. Tutaj, jak widzicie też go nie ma i, mogę wam przysiąc, nigdy go tu nie było. Tutaj może i walczą młodzieniaszki, ale żadni nie są porywani."
Abu i Balltram byli w punkcie wyjścia. Nie znaleźli Tarlona, a wszystkie ślady jakie mieli urwały się. Z tego co wiedzieli, chłopak raczej nie uciekł, nie miał ku temu powodów. Może jednak został przez kogoś porwany, przez inną siłę?
Obejrzeli walkę do końca. Troll o czarnych włosach i wymalowanej na czerwono skórze rozłożył drugiego z trolli. Zawył donośnie na znak zwycięstwa, a rozradowana w większości publiczność zaczęła krzyczeć i winszować.
***
Wracali do domu, gdy z zaułka wyszedł t'krang o oliwkowej skórze i krótkim dziobie. "Nie wiem jak to zrobiliście, ale Qurks jest zadowolony. To dla was. Z premią za szybkie załatwienie sprawy." I rzucił im sakiewkę z 500 sztukami srebra.
Wrócili do domu Abu i położyli się spać. Byli wykończeni.
9 Strassa [styczeń] 1501
Ciało Tarlona zostało odnalezione z samego rana. Niedaleko sklepu z warzywami Drogby znajdowała się budowa. Skoro świt zjawili się tam robotnicy, którzy po kilku tygodniach wrócili do roboty. Zaczęli sprzątać i pod zawaliskiem belek znaleźli ciało orka z roztrzaskaną głową. Chłopak zmarł na miejscu.
Abu i Balltram dowiedzieli się tego od Drogby w południe, gdy poszli złożyć mu raport i wycofać się, gdyż nie mieli już żadnych pomysłów ani czasu na jakiekolwiek działania. Drogba był załamany.
10 Strassa [styczeń] 1501
Shelter powrócił do Wielkiego Targu w słoneczne i ciepłe popołudnie. Odnalazł ich w domu Abu i od progu zapytał się jak minął im ten czas, na co Abu odpowiedział: "opowiemy ci po drodze".