Sesja 21.05.2009
ŚCIEŻKA ŻYCIA
6 dzień Riag [wrzesień] 1500
Drzwi do sklepu Alchemika Vristala otwarły się z jękiem. W progu stała wysoka postać odziana w płaszcz z kapturem, co było zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt ulewę jaka panowała na zewnątrz. Człowiek ten zrobił krok naprzód, zamknął ze sobą drzwi i powoli, obiema rękoma zdjął przemoczony kaptur. Serafin odetchnął. Xiro przywitał się ze starszym Vristalem i jego uczniem Serafinem.
Łucznik zaczął rozglądać się po sklepie zagadując jednocześnie młodego Galeb-Kleka. Porozmawiali chwilę o wydarzeniach sprzed kilku dni, jednak rozmowa była jałowa i odnosiła się do ogólników. Po chwili milczenia Xiro zapytał się o to, co Serafin chciał osiągnąć wczorajszą akcją. Ten, odpowiedział, że sam do końca nie wie i, że było to nieprzemyślane z jego strony. Na koniec Xiro powiedział, żeby Serafin uważał na siebie, po czym zakupił maść gojącą rany i opuścił sklep.
Serafin był przyzwyczajony do specyficznego zapachu ziół, naftaliny i chemikaliów w sklepie i nie przeszkadzały mu tak jak na początku. Po wizycie Łucznika, Vristal poszedł na zaplecze, by po chwili wrócić z niedużym workiem. Uśmiechnął się i powiedział, że w tym worku znajdują się zioła i pieniądze na wymianę. Serafin wiedział o co chodzi, czekała go kilkudniowa wyprawa do orkowej osady Ghorrda, do pewnej nawiedzonej znachorki i szamanki o imieniu Orr-r-na. Był tam zresztą pod koniec Raquas wraz z Vristalem.
7 dzień Riag [wrzesień] 1500
Serafin skoro świt wstał, by zrobić poranne zakupy dla swego mistrza i przygotować wałówkę na podróż. Po śniadaniu pożegnał się z Vristalem, zarzucił torbę przez ramię, poprawił nową zbroję, przymocował miecz i wyruszył na północny trakt. Po kilku godzinach marszu i wyminięciu kilku wiosek i rzeszy Dawców Imion zmierzających do Travaru na Wielką Grę, spostrzegł jadący za sobą wóz. Przystanął i poczekał na niego. Gdy wóz zbliżył się, zatrzymał go i zapytał czy mógłby się zabrać z nimi. Dwójka elfów z miłą chęcią zgodziła się, zważywszy na to, że już jednego wozostopowicza wzięli. Varven i Frovelik, jak się przedstawiła dwójka elfów, pochodziła z jednej z wiosek w pobliżu Travaru oddalonej jednak o ponad dwa dni drogi od miasta. Teraz wracali z niego do swoich rodzin.
Trzecią osobą na wozie był dobrze ubrany człowiek, który zasłoniwszy kapeluszem z rondem swoją twarz, drzemał oparty głową o skrzynię. Serafin zauważył, że człowiek ten miał na sobie kilka sygnetów, dobre buty z klamrami i krótki miecz. Szarpnięcie wozu podczas ruszenia zbudziło go. Otworzył oczy i spojrzał na nowego na wozie. Wyciągnął rękę i ziewając przedstawił się jako Khorel.
Serafin opowiedział trochę o sobie. Mówił, że pochodzi z rodu Galeb-Kleków i jest teraz sam na obcych ziemiach. Jednak został dobrze przyjęty na termin u mistrza alchemii, Vristala.
Wieczorem dojechali do karczmy Na Drodze w jednej z osad nad Byrozą, oddalonej o niespełna dzień drogi od Travaru. W środku w czwórkę wynajęli jeden pokój. Zanim udali się na spoczynek zjedli ciepłą kolację i uraczyli się opowiastkami o karczemnym i wiejskim życiu z ust mieszkańców wioski.
8 dzień Riag [wrzesień] 1500
Około południa Serafin pożegnał się z dwójką elfów i człowiekiem z wozu i ruszył na zachód ku Ghorrda. Pogoda była w miarę dobra, nie padało i od czasu do czasu słońce wyglądało zza chmur. Po około czterech godzinach podróży piechotą, Serafin dostrzegł przed sobą znajomy las i przycupniętą pod nim wioskę złożoną z kilkunastu chałup. Zszedł ze wzgórza i wszedł pomiędzy zabudowania. Kilku ludzi i orków przypatrywało mu się z zaciekawieniem, a jedna orkowa dziewczynka, powiedziała do niego "dzień dobry". Serafin odpowiedział i ruszył dalej pod las, do chałupy Orr-r-ny. Załomotał w drzwi. Po chwili otworzyły się a zza nich wyleciał dym i intensywny zapach wielu ziół.
Orr-r-na była już starą orczycą. Jej twarz znaczyło wiele zmarszczek i bruzd, a jedno oko zaszło bielmem. Ubrana była w kilka warstw ubrań z lnu i futer. Na szyi oraz rękach nosiła jakieś amulety i wisiorki, które zapewne miały ją chronić przed nieznanymi zagrożeniami lub po prostu były zwykłymi ozdobami. Serafin wszedł za nią do środka. W pomieszczeniu było ciemno, a jedynymi źródłami światła, były palenisko i okno zakryte błoną. Wszędzie znajdowało się pełno szpargałów, na ścianach wisiały zioła i inne rzeczy, które wytwarzała orczyca. Jednak nie to, po raz kolejny przykuło uwagę Galeb-Kleka, większość pomieszczenia zajmowały wypchane zwierzęta i poroża z łbami. Były kruki i wrony, jelenie i łosię oraz zwierzęta mniej znane lub w ogóle niewidziane wcześniej.
Orr-r-na wzięła od Serafina pakunek, otworzyła go i bełkocząc coś do siebie zniknęła w drugim pomieszczeniu za ciężką kotarą. Wróciła po chwili dając nowy, większy pakunek człowiekowi. W drugim pomieszczeniu zamiauczał kot, Orr-r-na odwróciła się w tamtą stroną i krzyknęła, że już idzie. Dotknęła na pożegnanie Serafina, gdy nagle padła na ziemię, zaczęła się ślinić i wywracać oczami. Serafin zaskoczony pochylił się nad nią, ta nagle go złapała za ramię i zaczęła mówić chrapliwym głosem opluwając gęstą śliną wszystko dookoła. "Strzeż się zielonego konika! Słyszysz mnie?! Strzeż się go, gdyż zgubę ci przyniesie! Pamiętaj, zielony konik!"
***
Serafin miał mieszane odczucia co do wydarzeń u Orr-r-ny, postanowił zachować je dla siebie. Wieczorem siedział przy stole i pochłaniając kolację z ryżu i kukurydzy z mięsem, opowiedział legendę o Nawałnicy Horrorów. Po kolacji wyszedł z Majasem na ganek. Zapadł już zmrok a w oddali wydać było błyskanie się gromów. Majas, człowiek o postawnej budowie, z krzaczastym wąsem, był dawnym przyjacielem Vristala, który nocował u niego, gdy tylko zjawiał się w Ghorrda. Rozmawiali o Vristalu i jego pracy w Travarze. Serafin mówił, że u niego wszystko dobrze, że żyje swoją pracą i nie narzeka na nic. No może oprócz tego, że czasem coś go zaboli czy strzyknie w plecach.
Majas zaczął się żalić Serafinowi o tym, że pewnie będzie musiał przenieść się z rodziną na drugi brzeg Byrozy, gdyż ziemia po tej stronie robi się coraz bardziej jałowa. A on, mimo, że bohater dla swojej dziesięcioletniej córki, jak określił to Serafin, nie chce ryzykować czymkolwiek, co mogłoby zagrozić jego rodzinie. Powiedziawszy to, dopił ostatni łyk piwa i pożegnał się z Serafinem. Ten wstał i poszedł jeszcze załatwić się do wygódki. Gdy wracał spostrzegł jakąś postać stojącą kilka domów dalej, która chwilę później zniknęła za węgłem. Rozpętała się burza.
Tej nocy Serafin śnił o burzy, w której Horrory wyglądające jak zielone koniki atakowały miasta swoimi mackami w kształcie szklanic.
9 dzień Riag [wrzesień] 1500
Serafin opuścił Ghorrda wczesnym rankiem, by pod wieczór dotrzeć z powrotem do karczmy Na Drodze. Zasiadł samotnie za stołem i pogrążył się w myślach o swoim mistrzu Vristalu. Miał wszystkie rzeczy po jakie pojechał dla niego. Nawet dwa dni temu sprzedał parę rzeczy w tej karczmie, dzięki czemu zarobił trochę. Gdy skończył jeść udał się do wynajętego pokoju, po drodze wymijając pijanego krasnoluda. Na zewnątrz zbliżała się burza.
Coś z wielkim hukiem wywaliło okiennice w pokoju. Serafin zerwał się z łóżka i spostrzegł szybko podnoszącą się z podłogi postać. Ork wstał i chwycił człowieka za gardło. Serafin sięgnął pod poduszkę po ukryty sztylet i zamachnął się na napastnika, nieskutecznie. Ork wykręcił rękę Serafina zmuszając go do wypuszczenia ostrza. Nagle coś niewielkiego wleciało przez okno i uderzyło napastnika. Ten skrzywił się z bólu i z całej siły pchnął wystraszonego Serafina na drzwi, te rozwarły się i młody człowiek znalazł się na korytarzu. Ork znów oberwawszy kamieniem wybiegł za Serafinem.
Serafin zbiegł po omacku do izby karczemnej, otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz. Deszcz mocno lał z nieba rozświetlanego od czasu do czasu błyskawicami. Nagle coś zabłysnęło z boku i Serafin czując mroźne pieprznięcie na plecach wleciał przez okno do jednej z wiejskich chałup jednocześnie raniąc się od rozbitego szkła. Wstał powoli i ruszył do drzwi, nie oglądając się w kierunku zbliżającego się nowego zagrożenia. Przeszedł do drugiego pokoju, gdzie stanął pod zatrzaśniętymi okiennicami. Nagle za sobą usłyszał chrapliwy głos. Odwrócił się i dostrzegł stojącego w wejściu orka, w którego jednym ręku lśniła klinga, a w drugim kryształ świetlny.
Serafin dostrzegł łuk, chwycił go, napiął cięciwę i strzelił w zbliżającego się orka. Strzała wbiła się w przeszywanicę, niewiele robiąc napastnikowi. Ork podbiegł bliżej i próbując przystawić miecz do gardła człowiekowi, chciał go jednocześnie złapać. Serafin chwycił wcześniej widziany tasak i zamachnął się. Ork uchylił się i ten właśnie moment wykorzystał Serafin. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle nie zjawił się właściciel domu, który chcąc znaleźć sprawiedliwość za wyrządzone szkody w jego domu, pochwycił Serafina. gdyby się nie wmieszał, ork nie byłby zmuszony podrzynać mu gardła, by dorwać Galeb-Kleka.
Serafin wybiegł z domu, by z powrotem wbiec w błoto i deszcz. Wybiegł na środek głównego traktu, gdy nagle zauważył stojącego niedaleko niego człowieka w przemoczonej szacie wyszytej w płomienie. Człowiek ten uśmiechnął się i patrząc na uciekającego Serafina podrzucił do góry garść błota. Kryształowe Pociski nie trafiły jednak nigdy w cel, ta kupka błota nie stała się nawet nimi. Dwie strzały, w krótkim odstępie czasu przeszyły ciało Mistrza Żywiołów. Adept plując krwią upadł twarzą w błoto.
Serafin schował się za węgłem jednej z chat, sapiąc ze zmęczenia i krzywiąc się z bólu. Rozejrzał się. Zauważył, że światła w oknach domów zaczęły się zapalać i wychodzić z nich kolejni mieszkańcy. Nagle spomiędzy dwóch budynków wychynęły dwie postaci. Człowiek w ciemnym kapeluszu z rondem pchnął na środek przemoczonego i związanego orka. Człowiek krzyknął "Serafinie, wyjdź! Jesteś już bezpieczny!" Serafin rozpoznał człowieka, był to ten sam, który dwa dni temu podróżował z nim na wozie, nazywał się Khorel. Galeb-Klek wyszedł z ukrycia.
Ludzie, elfy i krasnoludy czyli mieszkańcy wioski domagali się wyjaśnień. Ruszyli do karczmy, by nie stać na deszczu. W środku miejscowa Głosicielka Garlen opatrzyła rany Serafina, za co ten podziękował. Khorel powiedział to co było konieczne czyli, że ochraniał Serafina przed ludźmi, którzy chcieli go skrzywdzić. Było mu przykro, że zginął jeden z mieszkańców. Dawcy Imion byli wściekli, żona i dzieci martwego człowieka nadal nie wierzyli w to, co się stało. To była ciężka noc w historii tej wioski. Na koniec Khorel zostawił pokaźną sakiewkę, by zapłacić za wyrządzone szkody.
10 dzień Riag [wrzesień] 1500
Z wioski wyruszyli skoro świt. Serafinowi nie podobało się to, że ktoś na niego poluje a Khorel nie był skłonny do rozmowy na ten temat. Prowadzili ze sobą także skrępowanego liną orka, który był jeszcze mniej rozmowny. Serafin myślał o wydarzeniach wczorajszej nocy i miał mętlik w głowie. Dlaczego ktoś chce go zabić, przecież żyje sobie spokojnie w Travarze u mistrza Vristala i nie wadzi tam nikomu. Zresztą Vristal to dobry człowiek i raczej niemożliwe jest, aby ktoś chciał skrzywdzić go przez Serafina. Na pewno nie jego syn z którym Vristal nie widział się od przeszło trzydziestu lat.
Późnym popołudniem dotarli na wzniesieniu z którego widać było położone kilka kilometrów dalej miasto Travar. Zaczęli schodzić ze wzgórza. Khorel mówił wcześniej, że muszą spotkać się z kimś jeszcze przed miastem. Odbili w prawo na zachód. Po niespełna kwadransie dostrzegli przed sobą starą i opuszczoną karczmę ze stajnią. Khorel krzyknął: "Jesteśmy!" Nie minęła dłuższa chwila, gdy w progu wejścia do budynku stanął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Ubrany był w dobre, skórzane buty ze srebrnymi klamrami, spodnie dobrej jakości na modłę travarską i rozchłestaną koszulę w kolorze słońca. Oparł się o framugę i odkrawając nożem kolejne kawałki z trzymanego w rękach mięsa, spojrzał na przybyłych. Spojrzał na nich i ruchem głowy nakazał wejść do środka.
W środku panował bałagan jak po przejściu bandy orków. Przy jedynym zagospodarowanym stole siedział ów człowiek, który ich zaprosił do środka. Jadł dalej jakiś kawał mięsa. Khorel wepchnął do środka jeńca każąc mu być cicho, co w sumie było oczywiste gdyż był od jakiegoś czasu zakneblowany. Człowiek przedstawił się: "Nazywam się Benjamin i jestem Łucznikiem VII Kręgu. Należę go grupy osób chcących wygnać z Barsawii wszelkie zło jakie chodzi po tych ziemiach. Chcę pozbawić Barsawii Horrorów." Serafin zaczął pytać się o co właściwie chodzi, dlaczego ktoś chciałby go zabić. Benjamin zaczął mówić w najprostszy sposób w jaki mógł.
"Widzisz, niespełna miesiąc temu twój wuj, Kirsten zjawił się w Domu Dziewięciu Diamentów K'tenshin. To co tam robił nie miało większego znaczenie, ważne jest to, że spotkał się tam z kilkoma wyznawcami Horrora, który zamierza doprowadzić do zagłady Dawców Imion. Mój przyjaciel, Khorel, będąc tam i śledząc ich poczynania podsłuchał ich rozmowę o najbliższych planach Kirstena. Miał on za zadanie odzyskać pewien dziennik, w którego posiadaniu byłeś, tak masz rację, ty. Zakładał on, zresztą słusznie, że dotarłeś do Travaru i się tam zatrzymałeś. Pierwszego dnia Riag twój wuj napadł na ciebie karząc ci zwrócić mu dziennik, my nie mogliśmy ryzykować, rozkazałem Khorelowi wykraść go z twojego pokoju." Khorel uśmiechnął się i pomachał Serafinowi. "Niestety po paru dniach obserwacji Kirsten zdołał się nam wymknąć i nie wiemy dokąd się udał. Wiedzieliśmy, dzięki oczom Xira, tak znamy się, że próbowałeś w jakiś sposób zaatakować swojego wujka, co niestety nie udało ci się. Postanowiliśmy wtedy obserwować ciebie, żeby być w stanie cokolwiek więcej dowiedzieć się o tym dzienniku, dzienniku, którego w stanie niewiele osób w Barsawii jest w stanie odczytać."
Benjamin zamilczał na chwilę i przegryzł mięso kawałkiem pieczywa. "Bo widzisz, jak dowiedzieliśmy się w K'tenshin, twój wujek znalazł jakiś dziennik, który może być pomocny w zniszczeniu pewnego Horrora. Dziennik ten swoją drogą, jak zdołaliśmy się dowiedzieć, jest przeklętym przez Horrora przedmiotem. Horror może dzięki niemu naznaczać Dawców Imion, którzy będą w jego posiadaniu przez dłuższy okres czasu. Możliwe też, że zostałeś takim znamieniem obarczony, zacznijmy jednak od początku. Wieki temu, sądzimy, że podczas poprzedniego Pogromu stworzono pewną księgę nazwaną od sposobu w jaki powstała Księgą Łusek. Księga ta została stworzona przez grupę Horrorów, które schwytały i zabiły wielkiego smoka, czemu towarzyszył wielki ból. Z łusek, tego zapomnianego przez wszystkich smoka, Horrory stworzyły księgę, zapisując na jej kartach wiele plugawych informacji, nikt nie wie dokładnie co. Karty z tej księgi porozrzucane zostały po całej Barsawii. Uważamy, że istnieje kult, który próbuje złożyć Księgę i przyzwać Horrory, by mogły one dokończyć swoje wielkie dzieło zniszczenia. Z tobą łączy się to przez twojego wujka i dziennik, który odnaleźliście, jak zapewne domyślasz się."
Serafin miał wiele pytań. Jego oczy zaszły łzami, nie chciał być naznaczonym a co dopiero zabitym w imię czegoś czego nie rozumiał. Chciał wrócić do Travaru, do Vristala i zająć się tym co umiał, chociaż miało by to być nudne jak flaki z olejem. Z tego co rozumiał, został naznaczony jakiegoś rodzaju znamieniem Horrora, które może działać na niego i jego czyny, czemu przytaknął Benjamin. Gdy Serafin zapytał się co z nimi w tym wypadku, to powiedzieli mu, że oni są wystawieni w taki sam sposób na znamię Horrora, poprzez ten skradziony dziennik.
***
Serafin wszedł do ciemnego, pachnącego ziołami i naftaliną sklepiku Vristala. W uśmiechem przywitał się ze swoim mistrzem, podał mu pakunki jakie wziął od Orr-r-ny i zarobione po drodze pieniądze. Siedli razem przy stole i kolacji, a Serafin począł opowiadać wydarzenia ostatnich dni, począwszy od napotkania po drodze dwójki miłych elfów, poprzez pozdrowienia od Majana i nocnym starciu w karczmie a skończywszy na wydarzeniach ostatnich godzin, pominąwszy jednocześnie kilka istotnych kwestii, jak chociażby naznaczenie. Vristal był zszokowany tymi doniesieniami i jednocześnie wdzięczny Pasjom za to, że doprowadziły Serafina całego i zdrowego z powrotem do Travaru.
18 dzień Riag [wrzesień] 1500
Serafin odkąd wrócił do Travaru bez przerwy oglądał się za siebie, jednocześnie wychodząc z domu tylko wtedy, kiedy musiał. Nie chciał narażać swojego życia na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Żył z Vristalem dalej, tak jak wcześniej. Tworzyli maści lecznicze i eliksiry zdrowienia, specyfiki na bóle głowy i biegunkę, przygotowywali medykamenty na wiele chorób, a ich klientelą byli zwykli mieszkańcy miasta jak i ci bogatsi i znaczniejsi.
Tego dnia odwiedził go Benjamin i zaproponował mu spacer. Zaczęli rozmawiać i tak od słowa do słowa, Ben zdradził mu, że przyszedł do niego na prośbę Xira, jego dawnego znajomego z czasów gdy razem awansowali na pierwsze Kręgi. Mówił, że jest mu winien przysługę i poprosił go, by rozsądził czy Serafin nadaje się na Łucznika, po czym, jeśli tak, wyszkolił go na niego.
Serafin niechętnie, ale zgodził się. W końcu byłoby to coś, co pozwoliłoby mu zrealizować pewien cel jaki nakreślił mu Benjamin: pokonanie Horrora odpowiedzialnego za splugawienie Kirstena, zniszczenie dziennika czy Księgi Łusek o której się nasłuchał tydzień wcześniej. Wyszli poza miasto, gdzie pod murem miejskim od północnej strony w pobliżu Byrozy stał Khorel z dwoma końmi. Serafin od razu zauważył oddaloną od nich o jakieś dwadzieścia metrów tarczę w pobliżu niewielkiego skupiska drzew i krzewów.
Serafin wybrał łuk spośród dwóch sztuk jakie znajdowały się przy jukach konia. Jak wcześniej zauważył, Ben nie miał przy sobie łuku, gdy po niego przyszedł. Wziął łuk o mniejszym naciągu, który powinien wystarczyć na te dwadzieścia metrów. Stanął na wprost celu i zaczął mierzyć, gdy Ben powiedział "musisz odnaleźć prawdziwy cel." Serafin chciał podejść do tarczy w takim wypadku, jednak Ben nie zgodził się, gdyż mijałoby się to z celem tego testu i ze zrozumieniem wzorca Dyscypliny.
Serafin podniósł łuk i napiął cięciwę. Zaczął wypatrywać. Zwolnił cięciwę i wypuścił strzałę, jednak nie w kierunku tarczy, a w krzaki znajdujące się o kilka metrów od tarczy. Benjamin uśmiechnął się, Xiro miał rację. Sam Ben, mimo, że drugi raz widział się z Serafinem, poklepał go po plecach i kazał wrócić do domu "Jutro zaczynamy."
4 dzień Teayu [październik] 1500
Serafin stał w tym samym miejscu, w którym stał kilka tygodni wcześniej, podczas pierwszego, łuczniczego testu. Teraz, wciąż w lekkiej opozycji do nauk Benjamina, zdawał sobie już lepiej sprawę z tego jak być Łucznikiem. Wiedział, że świat składa się z dwóch elementów: pocisków i celów. Należało ustalić co jest celem a co pociskiem. Mimo, że był młody miał już ustalone cele na przyszłość, do których chciał dojść. Wiedział, że droga nie będzie łatwa i trzeba będzie pokonać wiele przeciwności po drodze, ale to właśnie one były tymi mniejszymi celami do osiągnięcia, by w końcu dojść do samego końca.
Tego dnia Serafin przeszedł Inicjację, stał się Łucznikiem I Kręgu. Benjamin był zadowolony. Teraz czekała ich znacznie trudniejsza praca, o której na razie nie chciał mówić uczniowi.
8 dzień Doddul [grudzień] 1500
Serafin wstał tego dnia, tak jak każdego poprzedniego czyli wcześnie. Umył się i ubrał, by zejść po schodach, wziąć pieniądze i kupić świeże pieczywo, owoce, warzywa, jakiś nabiał i mięso. Pogoda była słoneczna toteż zahaczył jeszcze o winiarnię i zakupił małą flaszkę czerwonego wina, w sam raz do koziego sera. Wrócił do domu i wszedł do kuchni, gdzie rozpalił w piecyku, po czym wstawił wodę, by zaparzyć miętę z herbatą uprawianą w okolicach Tansiardy. Przyszykował śniadanie i ruszył, jak to miał w zwyczaju, obudzić mistrza Vristala. Uchylił drzwi i podszedł do okna, by odsłonić zasłony i wpuścić trochę światła. Podszedł w końcu do łóżka i lekko szturchając Vristala próbował go zbudzić. Od razu zauważył, że coś jest inaczej niż zwykle. Vristal kurczowo trzymał kołdrę i miał otwarte usta. Serafin zrozumiał, jego mistrz nie żył, umarł podczas snu. Pomyślał o maści ostatniej szansy, jednak szybko się zreflektował. Po pierwsze Vristal zapewne nie żył już od wielu godzin, po drugie, to nie byłoby moralne przyzywać jego ducha z objęć Śmierci.
Serafin zaczął przetrząsać pokój w celu znalezienia jakiejś informacji o krewnych zmarłego. Na biurku znajdowały się informacje o dochodach i przychodach, dawanych podatkach i wiele innych spisów. W końcu Serafin natrafił na kopertę ze swoim imieniem. Chwycił ją w ręce i spojrzał na Vristala. Wziął głęboki oddech i otworzył. To co przeczytał w liście wprawiło go w osłupienie, Vristal przepisał całą kamienicę na niego, w dodatku wszystkie jego rzeczy i pieniądze. Serafin usiadł, nie wiedział co powiedzieć.