004. Droga Zabójcy Horrorów [Kha'draz]

Sesja 15.04.2009

DROGA ZABÓJCY HORRORÓW

17 dzień Gahmil [czerwiec] 1500
Travar był ogromnym miastem, w dodatku jednym z niewielu, które w stanie nienaruszonym przetrwały Pogrom. Miasto słynęło z wielkiej zamożności obywateli, złotych dachów swych wież i iglic oraz dziwacznego widowiska, jakim były coroczne zawody polityczne, zwane Wielką Grą. Zeszłoroczną Wielką Grę wygrała Niss Revees, trollica Zbrojmistrz, która nieomal porzuciła swoją Dyscyplinę, by stać się najsłynniejszym złotnikiem w Barsawii.

W mieście jednym z najbogatszych mieszkańców był obsydianin Trubadur Omasu, założyciel Kompanii Handlu Lądowego. Jego spółka handlowała w całej Barsawii, począwszy od Iopos, poprzez Wielki Targ i Królestwo Throalu, a skończywszy na Vivane i Urupie. Dom K'tenshin utrzymywał stałe połączenia pasażerskie z Pływającym Miastem Domu V'strimon. Samo miasto posiadało flotę sześciu drakkarów i czterech galer, choć chciało do niej dołączyć więcej statków.

Miastu dostarczana żywność pochodziła z setek wiosek po obu stronach Byrozy. W mieście działała stała komunikacja promowa, a oba brzegi rzeki pokrywał dobry układ dróg. Ziemia w dolinie Byrozy rodziła doskonałe plony bawełny i zbóż, a na nizinach w pobliskich górach gromu znajdowały się pastwiska dla owiec, bydła i koni.

Właśnie do takiego miasta, w pogodny letni dzień dotarła parostatkiem K'tenshin piątka Vorstów. Bil'zarim i Cha'rishim byli Zabójcami Horrorów, Ulrich Wojownik kroczył ścieżką Wojownika natomiast Sher'draz był Posłańcem, który przybył do miasta wraz z synem, nie adeptem o imieniu Kha'draz. Udali się do jednej z licznych karczm Uśmiech Bazyliszka, gdzie wynajęli pokój oraz zamówili posiłek. Karczmarz, krasnolud o imieniu Adelrak, był już pokaźnego wieku i wolno mu szło obsługa klientów, co jednak nie przeszkadzało Vorstom.

Sher'draz przybył do Trawaru z dwóch powodów. Po pierwsze, miał do dostarczenia ważne przesyłki, które chciał dostarczyć po posileniu się. Po drugie, chciał awansować na kolejny Krąg w swojej Dyscyplinie. Pomimo, że jak sam mówił, nie było mu spieszno do poznawania kolejnych Kręgów Dyscypliny, to jednak mając te 52 lata i trzeci Krąg doświadczenia, chciał móc w końcu dostrajać się do magicznych przedmiotów. Tak więc zjadłszy szybciej od pozostałych udał się pozałatwiać swoje sprawy i skontaktować się ze swoim byłym mistrzem, Rohanem.

Ulrich Wojownik, który przybył do miasta tylko dla towarzystwa, wyszedł z Uśmiechu Bazyliszka niedługo po Posłańcu, by rozejrzeć się po mieście złotych wież i poszukać jakichś okazji kupieckich lub zarobkowych.

Zabójcy Horrorów Bil'zarim wraz z Cha'rishimem mieli inne plany na popołudnie. Przybyli tutaj z jednego głównego powodu, którym był piąty Vorst, syn Posłańca, dwudziestodwuletni Kha'draz. Na razie jednak nic nie wskazywało na jakieś większe zainteresowanie Zabójcami Horrorów, krewniaka.

Wieczorem powrócił Sher'draz, który dostarczył listy kupieckie i wiadomości. Szybko też oznajmił, że jego mistrz z przyjemnością poświęci mu czas na naukę i to już od następnego dnia. Wcześniej powrócił Ulrich, który jednakże nic nie zakupił.

Wieczorem zjedli kolację i ruszyli do swoich pokoi, by oddać się snu oraz medytacji.

18 dzień Gahmil [czerwiec] 1500
Tego dnia Sher'draz od razu po śniadaniu wyruszył na nauki do swojego mistrza, instruując wcześniej gdzie dokładnie będzie. Jeszcze przed południem pozostała czwórka Vorstów odwiedziła willę jednego z najznamienitszych mieszkańców miasta, Omana Odestrusa, człowieka będącego na X Kręgu Czarodzieja. Tutaj jednak Odestrus miał pewne obiekcje co do Kha'draza i po poprawnym przywitaniu się z nim, poprosił go, aby poczekał na dziedzińcu, gdy będzie omawiał pewne sprawy z resztą. Sam dziedziniec był przyjemnie skąpany w cieniu i straszliwy żar lejący się z nieba nie doskwierał tutaj tak bardzo.

Później tego dnia, cała czwórka pochodziła po targowiskach i sklepach, by rozejrzeć się za jakimiś ciekawymi rzeczami. Jednak Kha'draz spoglądając na wyroby tutejszych Zbrojmistrzów, nie zamieniłby swojego miecza za żadne skarby świata. Przy jednym ze stoisk spotkali starego znajomego Bil'zarima, krasnoluda Powietrznego Żeglarza III Kręgu, Gardiusa Drimsby'ego. Udali się z nim do jednego z szynkwasów, gdzie pogadali chwilę i napili się chłodnego piwa. Kha'draz dowiedział się, że Drimsby jest powietrznym strażnikiem Travaru, obecnie na kilkudniowym zwolnieniu, podobno zdarzył się jakiś wypadek na statku, ale nie chciał więcej o tym mówić. Porozmawiali tak Vorstowie z krasnoludem o starych dziejach i obecnej polityce miasta, po czym każdy z nich ruszył w swoją stronę, życząc sobie rychłego spotkania.

Wieczorem, podczas kolacji, Zabójcy Horrorów w końcu zaatakowali. Cha'rishim jak zwykle bardziej gadatliwy począł wypytywać Kha'draza o to, co myśli o Dyscyplinie Zabójcy Horrorów. Zaczął opowiadać mu o ścieżce, którą kroczy, o życiu i śmierci, którą należy zaakceptować. Kha'draz odpowiadał na pytania, a odpowiedzi te były niemal tymi jakie chcieli usłyszeć pozostali dwaj.

19 dzień Gahmil [czerwiec] 1500
Krasnolud w podeszłym wieku i paskudnej bliźnie na czole wpuścił ich do ciemnego korytarza. Szedł kulejąc w stronę schodów, w końcu zatrzymał się przy drugich drzwiach, mamrocząc coś o tym, że pani czeka na piętrze. Trójka Vorstów weszła po drewnianych schodach i znalazła się w krótkim korytarzyku zakończonym drzwiami i drugimi po lewej. Stamtąd usłyszeli jakiś hałas, Cha'rishim nacisnął klamkę i uchylił drzwi. Ze środka dobiegł ich miły, kobiecy głos, nakazujący wejść.

Stała do nich tyłem przy stole z aparaturą alchemiczną i rozłożonymi kilkoma księgami i pergaminami. W pokoju było ciemno, a jedyne okno zakryte było ciężką, czerwoną kotarą. Oprócz paru ciemnych drewnianych krzeseł, stołów i szafek zajętych przez różne graty, w pokoju można było znaleźć jeszcze przeróżne trofea po jakichś bestiach. A to wielkie oczy w słoiku czy czyjeś zębiska w pudełku. Kha'draz był zaskoczony gdy w rogu pokoju spostrzegł szkielet, najprawdopodobniej elfi. Obok niego leżał nieduży, ciężko sapiący, biało-szary pies.

Kurina, bo tak miała na imię ta ludzka kobieta, Zabójczyni Horrorów VII Kręgu, nie odwróciła się nawet, gdy zadała pierwsze pytanie, pytanie o to, dlaczego młody Vorst chce wstąpić na tak niebezpieczną ścieżkę dyscypliny Zabójcy Horrorów. Kha'draz czuł się zmieszany. Wiedział co miał odpowiadać, wiedział czego chce, jednakże przy niej tracił cały swój rezon. Nie odpowiadał pewnie, tak jak dnia poprzedniego swoim przyjaciołom. W końcu po krótkiej rozmowie, Kurina odwróciła się, spojrzała na Vorsta i spytała się go o wiek. Ten powiedział, że ma dwadzieścia dwa lata. Kurina bez namysłu powiedział, że jest za stary i niech lepiej idzie sobie, jednak Vorst stał, chociaż w jego głowie kłębiły się inne myśli, chciał iść stąd jak najdalej.

W końcu wyszedł, gdy został grzeczniej poproszony. Zszedł na dół, gdzie czekał już krasnolud. Wszedł razem z nim do kuchni, gdzie krasnolud zaproponował mu wino. Vorst odmówił i poprosił o wodę bacznie obserwując jak zostaje nalana. Kha'draz siedział i rozmyślał. Tymczasem pozostała dwójka Vorstów była na górze i zapewne rozmawiała o jego przyszłości. Kilka chwil później Bil'zarim wszedł do kuchni i kazał mu pójść do Kuriny. Ten wstał i ruszył po drewnianych schodach wymijając Cha'rishima. Wszedł do pokoju i spojrzał na niemłodą już kobietę. Dostrzegł w niej ból i cierpienie ale także i nadzieję. Kurina odezwała się w końcu: "przyjdź jutro z samego rano".

20 dzień Gahmil [czerwiec] 1500
Dochodził wieczór, gdy Kha'draz ciągle stał pod drzwiami niewielkiej kamienicy Kuriny. Krasnolud, jej służący, w miarę miły poprzedniego dnia, teraz nie chciał go wpuścić. Wyzywał na niego, że blokuje drzwi i stoi przed nimi. I tak przez cały dzień. W końcu krasnolud nie wytrzymał i poszedł po straż miejską, by ta załatwiła tą sprawę. Dwójka strażników, ork i człowiek, zaczęli na początku grzecznie, prosić Kha'draza o pójście sobie. Gdy to nie poskutkowało, strażnicy zakasali rękawy i zaczęły się przepychanki. W końcu usłyszeli miły acz stanowczy kobiecy głos. Spojrzeli w górę i zobaczyli Kurinę. Ta wyjaśniła wszystko strażnikom i kazała wpuścić Vorsta do domu.

Kurina przywitała Kha'draza, pogratulowała mu wytrwałości i oddała w krasnoludzkie ręce Jahima. Ten zaprowadził go do niewielkiego pokoju przylegającego do kuchni. Tam kazał mu się rozłożyć, bo przez kilka najbliższych miesięcy będzie to jego miejsce wypoczynku.

11 dzień Sollus [sierpień] 1500
Minął niespełna miesiąc od pierwszego treningu jaki odbył Kha'draz. Poznawał znaczenie poświęcenia i ochrony bliskich i innych Dawców Imion. Zagłębiał się w naturę Horrorów, by poznawać ich największe tajemnice. Pomimo tego, że był Vorstem i wszystkie czynności wykonywał ze zdwojoną pieczołowitością, to chłonięcie wiedzy o ścieżce Zabójcy Horrorów szło mu nad wyraz szybko. Zresztą, jak podejrzewała Kurina, leżało to w naturze Vorstów, którzy przecież tak bardzo wycierpieli podczas Pogromu. Podobnie było przecież z Bil'zarimem, którego szkoliła przecież kilka lat temu.

Kha'draz poznawał kolejne talenty i sposób w jaki wpływają one na Dawcę Imion. Zaczynał rozumieć, że ścieżki różnych dyscyplin pomimo tego, że korzystają z tych samych talentów to wykorzystują go w inny sposób. Samo szkolenie talentów zaczęli od tych, zdawałoby się, prostych jak Unik i Broń Biała. Ćwiczyli całe dnie, by w końcu magia dyscypliny podpowiedziała mu, jak z nich korzystać. Wzorzec dyscypliny zaczął się powoli utrwalać i jednoczyć z wzorcem Vorsta. Nadal jednak był słaby i ledwo widoczny, wciąż trzeba było ciężko trenować.

Kolejnym talentem był Rytuał Karmiczny. Według Kuriny Karma była to czysta energia magiczna pozwalająca wzmacniać talenty i zwiększać prawdopodobieństwo powodzenia działań. To właśnie ona jest jedną z głównych rzeczy odróżniających adeptów od innych Dawców Imion. Ona pozwala korzystać z magii.

Dalej nauki dotyczyły Umysłu ze Stali i Spojrzenia Astralnego, jednak zostały przerwane, kiedy nadeszła pewna wieść. Tego dnia Kurina kazała mu się przygotować, gdyż wyruszy z dwójką jej przyjaciół do pewnej wioski z której dotarły niepokojące wiadomości o szerzącej się śmierci.

12 dzień Sollus [sierpień] 1500
Świt był ponury. Ciemne chmury wisiały nisko i nie zapowiadały pogodnego dnia. Kha'draz wraz z poznanymi kilka chwil wcześniej orkiem Porashem i krasnoludem Vtrilem, dwójką Zabójców Horrorów szedł w stronę portu ulicami Travaru. Vorst był podniecony myślą o wyprawie, jednak starał się tego nie okazywać. W porcie wynajęli niewielką żaglówkę z dwoma marynarzami i ruszyli w górę rzeki Byrozy.

14 dzień Sollus [sierpień] 1500
Wpłynąwszy poprzedniego dnia do jednego z dopływów Byrozy, znajdowali się praktycznie na podgórzu Gór Gromu. Zostawiwszy za sobą wioskę w której nocowali spakowali się i ruszyli w stronę gór. Wiedzieli, że jak się pospieszą to dotrą do wioski przed zmrokiem. Od mieszkańców osady z której wyruszyli, dowiedzieli się kolejnych szczegółów o wiosce Tartam. Ponoć jedna osoba z niej dotarła tutaj niespełna miesiąc temu i opowiedziała o zatrważających wydarzeniach. Z początku uznano ją za szaleńca, jednak kilka dni później, jeden z traperów potwierdził te wieści. Ponoć w Tartam zagnieździła się jakaś zaraza, Horror, który po kolei plugawił mieszkańców, by w końcu zabić ich wszystkich w mękach.

15 dzień Sollus [sierpień] 1500
Szli niewielką ścieżką podgórzem Gór Gromu już od kilku godzin. Wszedłszy na łyse i kamieniste wzniesienie dostrzegli przed sobą, oddaloną o kilka godzin marszu dolinę pomiędzy wysokimi szczytami tonących w chmurach gór. Teraz musieli zejść do oddzielającego ich od doliny ciemnego lasu. Odpoczęli trochę, zjedli i ruszyli dalej, by przed zmrokiem dotrzeć do Tartam.

W dwie godziny później Porash, pomimo panującego półmroku natrafił na ślady przecinające ścieżkę i jednocześnie oddalające się od miejsca do którego zmierzali. Ślady należały do bosego Dawcy Imion, człowieka, może elfa. Ruszyli dalej przez gęsty i nieprzyjemny las. Niedługo potem przerzedziło się i wyszli na płaskowyż z którego zobaczyli oddaloną o jakiś kilometr wioskę. Ciężki deszcz lał się z nieba, wśród drzew nie odczuwali go tak bardzo, teraz wyszli na otwartą przestrzeń. Ruszyli wzdłuż strumienia, by niedługo potem dotrzeć do pierwszych, opuszczonych zabudowań.

Wioska nie robiła miłego wrażenia. Domy były zniszczone i opuszczone. Drzwi powyrywane z zawiasów, a okiennice trzaskały na wietrze. Pomiędzy budynkami leżało wiele porozrzucanych śmieci i szpargałów domowego użytku. Truchła nielicznych zwierząt zaszlachtowanych przez mieszkańców lub jakieś inne siły dawała o sobie znać nieprzyjemnym zapachem. Weszli do jednego z pierwszych budynków, by zostawić niepotrzebne rzeczy, osuszyć się i zastanowić się co robić dalej.

Vtril rozpalił pochodnię i oświetlił cuchnące śmiercią pomieszczenie. To co zobaczyli wewnątrz, przerosło ich oczekiwania. Martwa ludzka kobieta w stanie początkowego rozkładu leżała oparta o ścianę w kałuży brudnej, zaschniętej krwi. W ręce martwej znajdował się brudny od ciemnej krwi młotek, a z jej całego ciała wystawały powbijane gwoździe. Przerażającym był fakt, że na jej napuchniętej, żółto-sinej twarzy widniało coś w rodzaju uśmiechu.

Obejrzeli ciało i pomieszczenie. Porash doszedł do wniosku, że to sama kobieta zadała sobie te rany. Kha'draz zasłonił usta, nie widział nigdy tak zmasakrowanego ciała, co jednak nie przeszkadzało mu patrzeć, w końcu kształtujący się w nim wzorzec Zabójcy Horrorów nie pozwalał mu na obojętność.

Zmienili dom. W następnym panował taki sam nieporządek, wszędzie porozrzucane były meble a przez otwarte drzwi naleciało liści i śmieci. Tutaj nie znaleźli żadnego ciała. Zamknęli drzwi i rozpalili w palenisku. Uprzątnęli posłanie i postawili stół na nogi. Musieli pomyśleć co dalej, a ulewny deszcz na zewnątrz i noc nie sprzyjały w badaniu wioski.

Można powiedzieć, że mieli szczęście, deszcz wkrótce przestał padać i Kha'draz z Vtrilem i Porashem wyszli na zewnątrz, by się rozejrzeć i zdecydować co robić dalej. Jeśliby działo się coś niedobrego to mieli opuścić wioskę i poczekać do świtu poza nią, w innym wypadku przenocują w jednym z domów. Przeszukali kolejnych kilka budynków, wszędzie znajdowali te same lub podobne ślady. Bałagan, porozrzucane zakrwawione przedmioty, krew na ścianach, nawet kilka kolejnych ciał ludzi i krasnoludów, którzy zginęli z własnej ręki.

Kha'draz spostrzegł ruch w cieniu pomiędzy budynkami. Porash kiwnął głową na znak, że też to widział. Vorst ruszył ku temu budynkowi za którym schowała się widziana postać. Postanowił zajść ją od tyłu, by nie dać możliwości ucieczki a w tym czasie pozostała dwójka ruszyła od przodu. Kha'draz wyciągnął miecz i cicho po grząskim błocie wychylił się zza węgła. To co zobaczył, było czymś innym niż się spodziewał. Ludzkie dziecko około ośmioletnie stało pod drewnianą ścianą budynku, było brudne i przemoczone, a w ręku trzymało szmacianą lalkę. Schował miecz i podszedł do chłopca. W tym samym momencie z drugiej strony wychynęli ork z krasnoludem. Vorst uśmiechnął się i powiedział najłagodniej jak umiał, że nie ma się czego obawiać, że przybyli bo pomóc mu. Chłopiec nie odzywał się, a w jego błękitnych oczach widać było strach i przerażenie, musiał przeżyć tu więcej niż niejeden Dawca Imion. Kha'draz wziął go na ręce i cała czwórka udała się do chaty w której się ulokowali.

Gdy weszli do środka posadzili chłopca przy palenisku, żeby ogrzało się i wyschło. Zaczęli delikatnie wypytywać go, co stało się w wiosce, jednak nie usłyszeli żadnej odpowiedzi. Porash w końcu zrezygnował, jego natura orka nie miała cierpliwości. Kha'draz natomiast chciał się czegoś dowiedzieć. W końcu dał dziecku coś ciepłego do picia i jedzenia oraz wyczyścił go błota. Zapytał chłopaka czy będzie w stanie kiwnąć głową na tak lub nie, jeśli zada mu jakieś pytanie. Chłopiec przytaknął. W krótkim czasie dowiedzieli się, że jego rodzice nie żyją już od co najmniej dwóch tygodni i jest ostatnim żyjącym mieszkańcem wioski. Jego rodzice również sami się zabili w sposób, który nie powinien nikt widzieć.

Postanowili odpocząć i przespać się do rana. Podzielili się wartami i położyli chłopca do łóżka. Pierwszy wartę objął Vtril, po nim miał czuwać Porash a na końcu Kha'draz.

16 dzień Sollus [sierpień] 1500
Kha'draz obudził się. Na zewnątrz było jeszcze ciemno i słychać było wycie wiatru, nie padało już. Rozejrzał się rozkojarzonym wzrokiem. Vtril spał, jednak nigdzie nie widział Porasha. Podniósł się cicho i podszedł do łóżka, gdzie powinien spać chłopiec. Nie było go. Vorst zaklął plugawie. Wybiegł na zewnątrz i rozejrzał się, spostrzegł ślady butów na zewnątrz, jednak nigdzie nie dostrzegł śladów dziecka. Wrócił do chałupy i obudził krasnoluda. "No żeż kurwa" skomentował wszystko Zabójca Horrorów. Dzieciaka faktycznie nie było wewnątrz, szybko ubrali się i zabrali swój ekwipunek, by ruszyć za śladami pozostawionymi przez Porasha. Mieli najgorsze przeczucia, podejrzewali nawet wpływ Horrora, który mógł zawładnąć jego umysłem. A co z dzieckiem? Może zabrał je do jego kryjówki. Albo coś z tym chłopakiem było nie tak.

Na zewnątrz było chłodno i wietrznie, w dodatku szarówka oznajmiła, że świt niedługo zagości nad doliną. Ruszyli śladami, gdy nagle usłyszeli obłąkańczy śmiech. Zatrzymali się i spojrzeli po sobie. Nagle od wschodniej strony weszła śmiejąca się krasnoludka z nożem w ręce, jednocześnie wycinająca sobie tym nożem kawałki skóry z drugiej ręki. Zatrzymała się i spojrzała przekrwionymi i podkrążonymi oczyma na dwójkę obcych jej Dawców Imion. Nagle wbiła sobie nóż w oko, a jej śmiech niemal ogłuszył Kha'draza i Vtrila. Vorst próbował zareagować, ale niespodziewanie pojawił się inny krasnolud z łopatą w ręce zamachujący się na kobietę. Kha'draz wyciągnął łuk i wymierzył, jednak krasnolud był szybszy. Głowa kobiety odskoczyła do tyłu i jej szaleńczy śmiech urwał się nagle. Strzała Kha'draza wbiła się w ciało mężczyzny. W tym samym czasie Vtril dobiegał do niego, by zakończyć mu męki. Cięcie było precyzyjne.

Ruszyli dalej na wschód śladami Porasha. Wkrótce weszli w iglasty las pnący się ku górze po łagodnym zboczu. Usłyszeli cichy gwizd, wśród kosodrzewin i innej niskiej roślinności spostrzegli Porasha. Nakazał schylić im się i ruchem głowy wskazał wejście do jaskini ukryte powyżej ich głów, jakieś piętnaście-dwadzieścia metrów od nich. Spojrzeli pomiędzy gałęźmi drzew i źdźbłami trawy, w tym czasie ork zaczął wyjaśniać.

"W nocy drzemałem sobie, jednak na tyle czujnie, by mieć rozeznanie na to co dzieje się w pobliżu. Usłyszałem skrzypnięcie i otworzyłem oczy. Spostrzegłem, że chłopak wychodzi z domu, ruszyłem za nim i dotarłem tutaj. Po drodze minąłem dwójkę krasnali, jednak nie zaczepiałem ich, byli splugawieni." Kha'draz przytaknął, że widzieli ich. Ork mówił dalej, że chyba wie z jakim Horrorem mają do czynienia. Vorst zaczynał rozumieć, że dali wyprowadzić się w pole. Nagle zobaczyli, że chłopiec stanął u wejścia do groty, nadal trzymał w ręku szmacianą lalkę, uśmiechnął się zjadliwie a w jego ustach dostrzegli ostre, błyszczące zębiska. Chłopiec odwrócił się i wszedł do środka, a jego cień padający na ścianę z ogniska zmienił się momentalnie. Zamiast cienia chłopca zobaczyli cień groteskowej i gibkiej postaci ludzkiej o wielkich szponach i wydłużonej w szerz gębie.

Porash wiedział z czym mają do czynienia, był to najpewniej Horror Joie, który ubóstwiał doprowadzać mieszkańców wiosek do samo okaleczania się, co sprawia im przyjemność, a jemu samemu dawało pożywienie. Postanowili ruszyć w drogę powrotną, sami nie mieli szans i nie chcieli narażać na śmierć uczącego się dopiero na Zabójcę Horrorów Vorsta. Musieli to zresztą przedyskutować z Kuriną.

Wrócili do Tartam. Zza gór wyłoniło się słońce, jednak na niebie wciąż było sporo ciężkich chmur zapowiadających ciężkie dni dla tego rejonu Gór Gromu. Kha'draz wiedział co musiał zrobić, nakazywała mu to natura. Poprosił Vtrila i Porasha o pomoc. Zebrali wszystkie ciała jakie znaleźli w wiosce i umieścili je w jednym z domów. Vorst polał je oliwą i podpalił, nie chciał aby przydarzyło się coś złego, jak podczas Mrocznych Dni w jego kaerze.

Zebrali swoje rzeczy i ruszyli w drogę powrotną, wiedzieli, że muszą się spieszyć, nie wiadomo było ile Horror spędzi tu jeszcze czasu. Oddalając się od wioski widzieli wzmagający się ogień.

19 dzień Sollus [sierpień] 1500
Dotarli do Travaru. Kha'draz chciał odpocząć, jednak wiedział o obowiązkach, musieli z Porashem i Vtrilem zdać raport. Kurina przyjęła ich w kuchni częstując ciepłą herbatą. Wysłuchała w skupieniu ich słów. Była zaniepokojona, że tak blisko Travaru odezwał się jakiś Horror i to jeszcze tak osławiony jak Joie. Kazała im odpocząć, a sama ruszyła do ratusza, by powiadomić Radę Miejską i otrzymać wsparcie i rozkazy.

21 dzień Sollus [sierpień] 1500
Tego dnia Kha'draz nadal odpoczywał, natomiast Kurina wysłała kolejną ekspedycję z Vtrilem i Porashem oraz kilkoma innymi adeptami, by zajęli się tą sprawą. Vorst również chciał jechać, jednakże Kurina nie zgodziła się, musiał najpierw dokończyć treningi, które tak dobrze mu szły. Nie było sensu za wcześnie ryzykować tak dobrym materiałem na Zabójcę Horrorów. Vorst ucieszył się, w końcu był to pierwszy komplement jaki dostał od swojej mistrzyni.

12 dzień Riag [wrzesień] 1500
Kha'draz przetarł ręką z wody krótkie włosy na głowie. Kurina była z niego zadowolona. Vorst schował miecz, przed chwilą stał się adeptem Zabójcą Horrorów. Spojrzał na swoją mistrzynię, ta kiwnęła tylko głową. Zaczęli powoli schodzić ze wzgórza ku wielkiemu miastu o złotych wieżach leżącemu nad Byrozą. Kurina była wyraźnie zadowolona z osiągnięć swojego ucznia, co potwierdziły jej słowa. Powiedziała mu, że Vorstowie, pomimo tego, że wszystko wykonują dwa razy staranniej od innych Dawców Imion, co zajmuje im odpowiednio więcej czasu, to jednak mają oni naturalną predyspozycję do zostawania Zabójcami Horrorów, co wynika z ich bolesnej historii. A ona, będąc jednocześnie Zabójczynią Horrorów, Ksenomantką oraz Najwyższą Strażniczką Straży Ochrony Travaru, wiedziała o tym aż za dobrze.

© 2025 Your Company. All Rights Reserved. Designed By Wu Czyż

Please publish modules in offcanvas position.