Sesje 30.08.2011 i 23.09.2011
Obarczono nas brzemieniem
CZĘŚĆ 1
Dzień 214 - 19/5 1062 TE
Pochowali ciała trójki przewoźników, uprzednio zdekapitowane przez Kha’draza. Polecili ich dusze Pasjom i chwilę później ruszyli na wschód brzegiem Morza Selestreńskiego.
W ciągu następnych dni podróży wzdłuż kamienistych brzegów morza nie dostrzegają żywej duszy. Rozpościerające się po horyzont pustkowia zdają się być nie zamieszkane nawet przez zwierzęta. Licha roślinność także nie nastrajała optymizmem. Jedynie pogoda zdawała się im sprzyjać.
Kha’draz przez tern czas dostroił się na czwarty poziom Łez Matki (Healing Vial), a także udało mu się zdjąć Siłą Woli Amulet Związania Woli założony jeszcze w twierdzy Shiranum w Vasgothi.
Dzień 217 - 20/3 1062 TE
Popołudniem usłyszeli dzikie wrzaski i porykiwania zza wzgórza. Skradając się tam, dostrzegli wielkiego, dwunożnego stwora podobnego do Horrora Zgrzytacza, tylko kilkukrotnie większego. Ciemnobrązowe, skórzane cielsko o wielkiej paszczy i małych oczach, trzymało w przedniej łapie jakieś zwierzę wielkości sarny i odgryzało mu łeb.
Wycofali się i szybko opuścili to miejsce.
Dzień 218 - 20/4 1062 TE
Niewielka rybacka wioska przywitała ich nieufnie. Strażnik nakazał im wykonanie rytuału przywitania, sprawdzając czy nie są splugawieni. Nie byli. Przenocowali i następnego dnia ruszyli dalej.
Dzień 219 - 20/5 1062 TE
Z samego rana wyruszyli na północny-wschód kierując się na gwiazdozbiór Astendar o wschodzie słońca. Szli przez pustkowia i stepy, rzadziej lasy i rzeki, sporadycznie widząc jakiekolwiek oznaki życia. Omijali także, dzięki Balltramowi, podejrzane okolice i niezbadane, dzikie osady. Podróż dłużyła im się, jedli skromnie, pili mało. Spali w wykrotach lub pod gołym niebem. Nocą było znośnie, za to w ciągu dnia panował ukrop. Z każdym dniem jednak, zbliżali się do celu.
Dzień 222 - 21/3 1062 TE
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, na horyzoncie dostrzegli wioskę. Otoczona palisadą, sprawiała wrażenie bezpiecznej. Lud żył w niej prosty ale gościnny. Od kilku mieszkających tutaj elfów, dowiedzieli się, że są na skraju prowincji Rugaria, jak nazywają te ziemie theranie. W wiosce pojawiają się rzadko, a jeśli już to tylko przenocować. Częściej zjawiają się za to Palownicy Waldorfa, walczący z therańskim najeźdźcą i horrorami.
Przenocowali na sianie w stodole. Uzupełnili zapasy płacąc orrusami i pożegnali się następnego dnia rano. Ruszyli dalej, mniej więcej w tym samym kierunku, jednak teraz wiedzieli, że za kilka dni mogą dotrzeć do niewielkiego miasta Warhug.
Dzień 223 - 21/4 1062 TE
To co zobaczyli zmroziło im krew. Promienie zachodzącego słońca oświetlały przeszło pięćdziesiąt ciał Dawców Imion nabitych na pale. Na wschód, za wzniesieniem unosił się czarny dym, coś płonęło. Od zachodu ominęli pale, by niepotrzebnie nie ryzykować, gdy w pewnym momencie Balltram Zwiadowca dostrzegł pomiędzy nimi ruch. Zakomunikował to pozostałym i razem z orkiem Abu Hamzą Wojownikiem postanowili zagłębić się pomiędzy ociosane bele. Chwilę później, wśród martwych ciał krasnoludów i ludzi, zauważyli klęczącą i zanoszącą się płaczem krasnoludzką kobietę. Spojrzeli na pal pod którym łkała kobieta i zgroza złapała ich za serca. Na pal nadziany był krasnoludzki mężczyzna a kilkuletnie dziecko o sinej skórze zwisało powieszone za szyję.
Balltram cicho podszedł do kobiety i chrząknął. Krasnoludka spojrzała na niego z nienawiścią z zaczerwienionymi oczyma. Szybkim ruchem wyciągnęła miecz i w szale skierowała cios w brodacza, krzycząc mało wam!? Mnie też chcecie zabić!?„ Wymiana ciosów trwała krótko, Balltram skoczył w stronę Abu, a ten szybko trafił kobietę na tyle mocno, że ta upadła a z jej ręki wypadła broń. Balltram przystawił jej swój miecz do jej szyi, podobnie jak Abu. W kilku zdaniach wyjaśnili jej, że nie są tymi za których ich wzięła.
***
Tymczasem Serafin z Kha’drazem szli w stronę dopalającego się pogorzeliska będącego niegdyś osadą. Chcieli się upewnić, że nic nie grozi im, ani dwójce ich przyjaciół wśród pali, od strony unoszącego się dymu. Dopiero pomiędzy pozostałościami chałup dostrzegli ogrom zniszczeń. Byli pewni, że ktoś całkiem niedawno napadł wioskę, ograbił ją, podpalił, a mieszkańców zaszlachtował.
Niedługo później pomiędzy strzępy zabudowań weszli Abu, Balltram oraz młoda krasnoludka. Kobieta przedstawiła się jako Tharide Narkalan, Wojowniczka II Kręgu, mieszkanka spalonej wioski. Wróciła przed godziną z miasta Warhug i zobaczyła co się stało. Miała męża oraz syna, których dwójka bohaterów widziała na palu. Powiedziała także, że jest przekonana, że tego haniebnego czynu dopuścił się Waldorf Brytan Palownik, bo mieszkańcy wioski nie chcieli oddawać mu daniny.
Worst Zabójca Horrorów Kha’draz zaproponował jej, by ta ruszyła z nimi do Warhug, ta jednak odmówiła.
Przy świetle pochodni zdjęli ciała rodziny kobiety, ułożyli stos i spalili je. Kha’draz wiedział już, że następnego dnia będzie miał sporo pracy z ciałami na palach. Jako Zabójca Horrorów nie mógł pozwolić by taką zbrodnią zainteresowały się bestie z którymi walczył.
Dzień 224 - 21/5 1062 TE
Z samego rana, przy skromnym śniadaniu, rozgorzała dyskusja dotycząca ciał na palach. Kha’draz, jako Worst, chciał pozostać dłużej, aby spalić ciała lub chociaż poucinać im głowy. W końcu krasnoludka Tharide przekonała go, aby uszanował ich życie i pozostawił ciała w spokoju.
Gdy Kha’draz powierzał dusze zamordowanych Pasjom, Tharide podeszła do niego i spytała czy jego propozycja wspólnej podróży do Warhug jest wciąż aktualna. Worst odpowiedział, że oczywiście. W dwie godziny po świcie ruszyli na północ, w stronę miasta.
***
W leśnych ostępach skryli się przed palącym słońcem. Niedługo później przekroczyli dość szeroką rzekę o kamienistym korycie i płytkim nurcie, płynącą na zachód. Przekroczyli ją, uzupełniając zapasy wody, by po niespełna godzinie trafić na słabo uczęszczany trakt. Tharide prowadziła ich dalej jeszcze przez dwie godziny, i późnym popołudniem wychodząc z lasu dostrzegli przed sobą drewniane zabudowy Warhug miasta otoczonego wałem i mocną palisadą. Na pierwszy rzut oka widać było, że mieszkańców może być tam około 1500.
Przed wejściem do miasta, dwójka krasnoludzkich strażników zapytała ich o Imiona oraz cel podróży. Zgarnęli od nich po kilka brązowych monet za możliwość wejścia do miasta i polecili karczmę Pod Psem. W istocie była to porządna karczma, z dużą, wspólną salą pełną gości. U czarnobrodego krasnoludzkiego karczmarza wynajęli pokoje, zamówili posiłki i piwo. W końcu mogli odpocząć w ulubionych warunkach.
Wypytując karczmarza o Waldorfa Brytana dowiedzieli się, że dowodzi on pięcioma, może sześcioma oddziałami Dawców Imion, w których znajduje się po około sześćdziesięciu Dawców Imion. Oddziały te napadają i prowadzą niewielkie wojenki na wschodzie. Waldorf zyskuje coraz większe wpływy, przez co też nie jest zbyt lubiany przez okolicznych mieszkańców.
Balltram z Kha’drazem udali się do miejskiego skryby, przygarbionego starca z przerzedzonym włosem na głowie. Ten, za niewielką opłatą, pokazał im mapy prowincji Rugaria (na zachodzie której się obecnie znajdowali) oraz Vivane. Skryba opowiedział im po krótce o obu therańskich prowincjach w tym o Górach Karalkspur i leżących w pobliżu Ponurych Zamczyskach. Na pytanie Worsta o Wiszące Skały powiedział, że nikt dokładnie nie wie gdzie one się znajdują i za mapę prowadzącą doń, można sporo zarobić. Według legend, w ich pobliżu znajdują się jaskinie ze skarbami zrabowanymi przez złodziei. Poradził im, by ruszyli na północ, gdzie w ciągu tygodnia dotrą do granicznej między prowincjami, Błyszczącej Rzeki. A tam już w jakiejś osadzie znajdą transport na wschód, w stronę stolicy: Vivane. Balltram dokonał szybkiego szkicu połączonej mapy obu prowincji.
Tymczasem Pod Psem, Tharide rozmawiała z Abu Hamzą i w pewnym momencie poprosiła go o trening na Trzeci Krąg. Ork zgodził się i rozpoczął jej nauki w karczmie ucząc Wytrzymałości poprze picie alkoholu. Kobieta zapłaciła mu jednym ze swoich pierścieni.
Serafin natomiast poszedł się wykąpać i przespać, aby następnego dnia dokładnie określić kolejny cel podróży ze swoimi kompanami.
Dzień 226 - 22/2 1062 TE
Tego dnia, w porannym skwarze, wyruszyli na północ, w stronę Gór Karalkspur.
Abu kontynuował nauczanie krasnoludki, która pojmowała wiedzę w lot.
W ciągu tych kilku dni medytowali także nad swoimi talentami oraz dostrajali się do magicznych przedmiotów. Abu zwiększył swoje Tkanie Wątków na 4 Kręg oraz dostroił się do trzech wątków swojego miecza Vifon, Balltram zwiększył Tkanie Wątków na 5 Krąg oraz dostroił się do 3 wątku Butów Sprytu, które wcześniej były na 1. Kha’draz dostroił swój Amulet Ochrony o dwa poziomu z 2 na 4. Serafin za to zwiększył biegłość w Ognistej Strzale z drugiego na czwarty poziom.
Dzień 229 - 22/5 1062 TE
Wędrówka była nużąca. Od kilku dni nie widzieli żywej duszy. Stepy i bezdroża dawały się we znaki nie tylko mięśniom ale i psychice. Pomimo, że ostatnio często czuli samotność i odseparowanie, to nie przywykli w pełni do bezkresnych przestworów suchego oceanu.
Tharide Narkalan, wciąż budziła się w nocy z krzykiem. Wszyscy czuli, że jest ona w rozsypce i starali się ją wspierać. W ciągu dnia trzymała się dzielnie i chłonęła nauki Abu jak pergamin chłonie atrament. Tego dnia dobiegł koniec szkolenia i wieczorem, ork postanowił przeprowadzić Rytuał Awansu. Stanęli naprzeciw siebie i zatańczyli w tańcu. Walka była krótka, jednak intensywna. Pełna cięć i pchnięć, uników i zwodów. Abu był zadowolony ze swojej uczennicy i na zakończenie Rytuału oznajmił jej, że magia dyscypliny Wojownika jest w niej pełniejsza.
Już po kolacji, przy ognisku pod lasem, Kha’draz z Serafinem zagrali w pergamin-kamień-nożyce o to, który z nich ma objąć ostatnią wartę. Wygrał Worst.
Dzień 230 - 23/1 1062 TE
Szarzało. Kha’draz wpatrywał się w dopalające się ognisko, gdy wyczuł coś swoim zmysłem Zabójcy Horrorów. W ostatniej chwili obudził swoich towarzyszy, gdy do jego uszu dobiegł dźwięk trących o siebie kości. Spojrzał w stronę skąd dobiegał odgłos i w bladym świetle dostrzegł zbitkę kości wielkości krosnaluda – konstrukt Horrora Grzechoczący Kośćmi. Stwór z impetem wdarł się pomiędzy rozbudzonych bohaterów i zaatakował. Walka trwała dłuższą chwilę, i w momencie gdy Grzechoczący rozpadł się w stertę kości Dawców Imion, pojawił się drugi, nieco większy, najeżony ostrymi kośćmi.
Serafin wskoczył na gruby konar drzewa i rozejrzał się po okolicy czy nie ma ich więcej. Przeraził się dostrzegając, że niespełna sto metrów dalej, za kępą młodych drzew, zmierza w ich kierunku około trzydziestu żywotrpów, dowodzonego przez wysoką, przeszło trzymetrową postać w czarnej zbroi. Łucznik przeczuwa, że może być to Horror Robaczywiec. Szybko posyła kilka Ognistych Strzał w Grzechoczącego Kośćmi i z pomocą reszty drużyny niszczą konstrukt. Łucznik zeskakuje z drzewa i pomaga pozostałym dźwignąć nieprzytomną i ciężko ranną Tharide Narkalan. Uciekają w las.
Kilka kilometrów dalej, po wybiegnięciu z lasu na wszechogarniającą, otwartą przestrzeń stepów, zatrzymują się na krótki odpoczynek. Kha’draz i Balltram wiedzieli, że są ścigani. Zwiadowca wiedział jednak, że mają około dziesięciu minut przewagi. Musieli się spieszyć, kobieta wykrwawiała się.
Balltram nachylił się nad kobietą i spróbował opatrzeć jej rozorane ostrymi kośćmi gardło. Ocucił ją, a Kha’draz wlał jej do gardła eliksir zdrowienia. Magiczna mikstura jednak nie pomogła, jakby była tylko zwykła wodą. Tharide Narkalan, jakby w ostatnim akcie desperacji, chwyciła Balltrama za poły koszuli i charczącym głosem wypowiedziała swoje ostatnie słowa „przeklinam cię na wszelkie świętości, na Pasje i na magię… pomścij mojego męża Ketra oraz syna Gentra Narkalanów. Znajdź Waldorfa Palownika, znajdź go i spraw by cierpiał tak jak ja, a potem… zabij go, Balltramie! Zabij! Przeklinam cię!”
CZĘŚĆ 2
Dzień 230 - 23/1 1062 TE
Tharide Narkalan wyzionęła ducha na rękach Balltrama. Cisza jaka nastąpiła po rzucenia przekleństwa zdawała się nie mieć końca. Dopiero zbliżające się zawodzenie żywotrupów oraz lecące z pomiędzy drzew strzały otrzeźwiły ich. Balltram powierzył ciało i duszę martwej krasnoludki Garlen oraz Thystonniusowi i ruszył za oddalającymi się przyjaciółmi.
Wbiegli między kolejne drzewa, położone w szerokiej niecce. Teren niemalże od razu stał się podmokły a w powietrzu unosiła się mgła. Za sobą słyszeli ciągle nacierających wrogów, jęki i okrzyki. W gęstym lesie spowitym nieprzeniknioną mgłą błądzili, szukali przejścia wśród wysepek położonych na bagnistym terenie. Abu przypomniał sobie, co kiedyś powiedział mu Pothohari, gdy ten będzie potrzebował wyjścia z ciężkiej sytuacji. Przystanął i wypowiedział słowa prośby o pomoc, by Pothohari pomógł im wydostać się z tej patowej sytuacji. Nagle dostrzegli świetlisty zarys postaci na skraju widoczności w mgle. Ruszyli w tamtą stronę, postać zniknęła, a przed nimi pojawiła się omszała, drewniana kładka prowadząca w głąb bagien. Docierają po niej na wysepkę, porośniętą pokrzywionymi drzewami i gołymi kikutami krzaków. Kładka prowadziła dalej, na kolejne wyspy. Za nimi pojawiło się kilka żywotrupów z którymi stoczyli wygraną walkę. Pod koniec, z mgły wyleciały Kryształowe Pociski i zmiotły z kładki ostatniego krasnoludzkiego żywotrupa. Z mgły wyłonił się, unosząc się w powietrzu na Powietrznym Tronie ork w powiewających ziemistych szatach ork o pociętej zmarszczkami twarzy. Mistrz Żywiołów zaprosił ich do wspólnej wędrówki w bezpieczne miejsce.
Po, zdawałoby się, długim czasie wędrowania po nieznanych bagnach poprzecinanych naturalnymi groblami i starymi kładkami, wyszli w końcu na większą wyspę gdzie mgła była przerzedzona, a nad brzegiem płynącej rzeki przycupnęła wioska z drewna i gliny. Prowadzeni przez orkowego Mistrza Żywiołów weszli pomiędzy zabudowania zamieszkane przez orków. W centralnej części dostrzegli wielki, wysoki na metr gliniany gar postawiony na palenisku. W środku coś się gotowało, a dwójka orków doglądała zawartości. Obok stała orczyca, która postawą, ubiorem i zachowaniem nie pasowała do obrazka. Gdy się odezwała, byli pewni, że nie jest stąd.
Ramina, bo tak się przedstawiła, była Wojowniczką VII Kręgu. Miała ponad 30 lat i była przywódczynią tego cudacznego plemienia dzikich orków. Otaksowała wszystkich ponętnym wzrokiem i stanowczo zaprosiła Abu do swojej chaty z drewna i błota. Wewnątrz szybko rzuciła się z zębami na orka, mocno ugryzła w ramię i zaczęła zdzierać z niego ubranie. Abu szybko pojął co się dzieje i przystał na to zaproszenie. Po chwilach uniesień, gdy już ubrali się i napili słabego alkoholu wytwarzanego z bulw miejscowych roślin, kobieta zaczęła z nim rozmawiać i pytać skąd są i co robią na bagnach. Abu odpowiadał szczerze.
W tym czasie reszta drużyny została zaprowadzona do jednego z domów, gdzie zostali zamknięci. Mieli okno, a przez nieszczelne ściany wpadało słabe światło przerzedzone mgłą. Kilka prowizorycznych stołków i łóżek nakrytych pledami i futrami stanowiło całe wyposażenie pomieszczenia. Zasiedli i czekali.
Balltram czuł, że coś dzieje się z jego twarzą. Dopiero Kha’draz powiedział mu, że na jego twarzy zaczynają pojawiać się zaczerwienienia i bąble. Czuł też, że jego zmysły się osłabiają. Klątwa działała.
W przeszło godzinę później wprowadzono Abu Hamzę oraz przyniesiono im skórzane worki z wodą oraz placki z kawałkami mięsa i kilka dziwnych, kolczastych owoców.
***
Po zmroku, gdy już się ochłodziło i dostali kolację, dwójka tubylczych orków zaprowadziło ponownie Abu Hamzę do Raminy. Nastawienie kobiety zmieniło się nieco w porównaniu do poprzedniego spotkania. Kobieta już łagodniej z nim rozmawiała, widać po niej było że chce ich do czegoś wykorzystać. Tuż przed północą opuścili jej chatę i skradając się między chatami ruszyli po resztę przyjaciół Abu. Przez nikogo nie pilnowani, zostali uwolnieni przez parę orków i ruszyli nad rzekę. Tam wsiedli na długą łódź dłubaną i wypłynęli na spokojne wody rzeki meandrującej pomiędzy bagiennymi wyspami. W pół godziny później wypłynęli na szerszą rzekę spowitą w delikatnych oparach. Dopiero teraz Ramina opowiedziała im to, co już wiedział Abu.
Opowiedział jak trafiła na bagna ze swoim krasnoludzkim przyjacielem, gdzie odnalazła starą cytadelę opanowaną przez Horrory. Jej przyjacielowi nie udało się z niej zbiec, a sama ciężko ranna została odnaleziona przez to plemię dzikich orków. Tam została uznana za wielką Wojowniczkę i z miejsca stała się ich przywódczynią. Problem polegał na tym, że ich Mistrz Żywiołów starannie jej pilnował i sprawiał swoją magią, że nie mogła opuścić wioski. Podejrzewała, że może uciec tylko rzeką, a gdy w wiosce pojawili się bohaterowie opracowała plan ucieczki.
Po kolejnej godzinie, płynąc powolną rzeką wśród bagien, dobili do brzegu. W przebijającym się przez nocne chmury księżycu dostrzegli roztrzaskane wieże cytadeli. Kha’draz zbliżył się do nich i zjeżył się. Wyczuł swoim zmysłem Zabójcy Horrorów obecność innowymiarowych bestii. Wiedział, że to miejsce jest splugawione, czuł to w kościach. Przekazał wszystkim, aby byli ostrożni i zachowywali się cicho. Serafin jednak czuł, że musi opowiedzieć o swoich obawach, zachowywał się głośno i nieostrożnie. W pewnym momencie usłyszeli głośny syk, a następnie wrzask. Łucznik uspokoił się. Kobieta zaczęła przeprowadzać ich obok cytadeli, szli jarami i wykrotami, aż w końcu opuścili to splugawione przez Horrory miejsce. Po dwóch godzinach drogi, prowadzeni przez Raminę i Balltrama na północ, rozbili obóz. Musieli odpocząć.
Dzień 231 - 23/2 1062 TE
Wstali rano. Balltram czuł się coraz gorzej, i coraz gorzej wyglądał. Jego twarz zmieniła się nie do poznania. Krosty i bąble swędziały niemiłosiernie.
Zbliżał się wieczór, gdy weszli na podgórze, bagna mając dawno za sobą. W dolinie, pomiędzy wzgórzami dostrzegli obóz Dawców Imion. Kilkanaście namiotów, chorągwi, blisko czterdzieści koni i Dawców Imion. Spróbowali ominąć ich, jednak dość szybko z obozu ruszyło w ich stronę pięciu konnych. Ludzki dowódca, blisko pięćdziesięcioletni Kawalerzysta o twarzy pokrytej kilkudniowym, ciemnym zarostem, w skórzanej zbroi nabitej ćwiekami i z mieczem przy pasie krzyknął do nich, by się zatrzymali. Okrążyli ich, by po chwili przystanąć naprzeciwko nich. „Nazywam się Salin Ferr, jestem dowódcą Zielonego Oddziału Waldorfa Brytana, bohatera Rugarii walczącego z Horrorami.” Rozmawiają, okazuje się, że Waldorf zebrał watażków oraz wolnych Dawców Imion i zorganizował z nich kilka oddziałów walczących z Horrorami mającymi duże wpływy w tych regionach prowincji. Słysząc o niedalekiej cytadeli, przyznał im się, że wie o tym miejscu i najpewniej w najbliższym czasie będą się tam wybierać. Mówi też, że walczą także z Horrorami, które swoimi plugawymi umysłami wpływają na Dawców Imion, którzy zmieniają się w bezwolne kukły im służące.
Bohaterowie zostają sprawdzeni w standardowy sposób czy nie są naznaczeni przez plugawe bestie. Musieli przedstawić swoje artystyczne zdolności. Następnie zostali puszczeni.
Godzinę później weszli do niewielkiego miasteczka Varen.