Sesja 24.10.2010
Pierwsza Wieża
Dzień 1
Ostrożnie otworzył oczy. Przetarł je powoli, gdyż piekły go niemiłosiernie. Poderwał się nagle na ręce, gdyż dostrzegł przed sobą delikatny ruch. Coś poruszyło się w ciemności jaka spowijała niewielkie, zagracone pomieszczenie.
"Witaj Abu" odezwał się dziwnie znajomy głos. Ork przetarł ponownie oczy i spostrzegł przed sobą zwyczajnie ubranego elfa o zaczesanych do tyłu włosach. Pothohari miał twarz nie wyrażającą żadnych emocji.
"Dlaczego mnie nie wezwałeś, gdy byłem ci potrzebny? Zresztą, teraz to i tak nie ma znaczenia. Są ważniejsze rzeczy których musisz dokonać. Musisz odnaleźć bohatera o Imieniu Al-Ghuzla, on ci powie jak odnaleźć jeden z Owoców Pasji."
Ork oparł się plecami o chłodną ścianę. "Nie rozumiem? Kim on jest? Co to jest Owoc Pasji?"
"Dowiesz się tego w swoim czasie" Pothohari rzekł lekko kiwając głową w stronę drzwi "A tera idź uratować Balltrama". Ork spojrzał na drewniane drzwi spod których przedzierało się jaskrawe światło. I nagle obudził się po raz drugi. Tym razem naprawdę.
***
Serafin czuł na twarzy ciepło słońca i chłód wiatru. W głowie mu się kręciło, czuł jakby spadał, jakby nieważkość otaczała go. Otworzył oczy i instynktownie sięgnął rękoma za siebie. Złapał się balustrady przez którą był przewieszony i wciągnął z powrotem na balkon. Opadł na tyłek i złapał framugi wejścia. Oddychał głęboko. W końcu uspokoił się i mógł spokojnie pomyśleć. Stanął i rozejrzał się. Znajdował się w jakiejś wysokiej wieży, która w dole tonęła w chmurach. Podobnie było gdy spojrzał w górę, nie było widać końca wieży. Co dziwne, dwie kolejne wieże wznosiły się w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie razem tworząc trójkąt.
Serafin usłyszał kroki z wnętrza wieży. Wszedł do środka i zobaczył zagracone pomieszczenie. Wszystko wyglądało tak, jakby jakiś szalony architekt połączył wszystkie style architektoniczne świata w jednym miejscu. Wyglądało to groteskowo i przywodziło na myśl dzieło Horrorów. Kroki zbliżały się. Serafin wycelował łuk w stronę schodów, na których pojawił się Abu Hamza.
Ork Wojownik wyciągnął ręce w stronę Łucznika, w geście aby ten nie strzelał. Serafin ucieszył się że widzi znajomą twarz, Abu natomiast miał ponurą minę. Otworzył swoje usta i wskazał na nie palcem. Galeb-Klek pojął w lot, Abu stracił głos! Serafin w końcu zaczął zadawać mu pytania, na które ork kiwał głową na tak lub na nie, jeżeli znał odpowiedź. Sam Abu zaczął pisać w dzienniku Serafina, jeżeli chciał coś powiedzieć. Na razie nie wspominał nic o Pothoharim i misji od niego. Musieli wpierw znaleźć Balltrama.
***
Balltram wędrował po trzech wysokich wieżach. Przenikał je i obserwował. Czuł. Jego zmysły skierowały go w stronę nagiego Kha'draza. Następnie wyczuł obecność Endrifana tkającego wątki do zaklęcia. W końcu wyczuł też Abu Hamzę i Serafina próbujących przejść przez dziwną komnatę z kolcami. Aż w końcu wyczuł samego siebie leżącego wśród innych trupów w ciemnej, pachnącej śmiercią komnacie. A obok niego czuwał elf Pothohari. Ten spojrzał na Balltrama i rzekł łagodnie "nie lękaj się, zaraz cię uratują".
***
Korytarz prowadził w dół. Robiło się ciaśniej a strop jął znacząco opadać. W końcu też ostatnie okno zostawili za sobą jakieś dwie kondygnacje wyżej. Rozpalili pochodnię i znaleźli się naprzeciw wejścia do niewysokiej, kwadratowej komnaty. Wejście to znajdowało się w lewym rogu komnaty, wyjście natomiast było w przeciwległym rogu. Poświecili pochodnią do wnętrza i dostrzegli kości pod ścianami oraz ciało krasnoluda pod ścianą przy wyjściu. Byli pewni, że komnata jest pułapką.
Abu pokręcił głową. "Wiem co masz na myśli" odparł Serafin. Abu wyciągnął miecz i nacisnął nim z korytarza na pierwszą płytę. Nic się nie stało. Postawił pierwszy krok na tę płytę, również nie było żadnej reakcji. Ostrożnie postawił krok na kolejnej płycie i wtedy ze wszystkich ścian wyleciały długie szpikulce i przeszyły całą komnatę wskroś. Abu miał szczęście, zorientował się rychło i wyskoczył z komnaty nim włócznie przeszyły jego ciało.
Kilka sekund później, gdy ork otrzepywał się z pyłu i brudu, włócznie schowały się w ścianach. Musieli jakoś rozgryźć tajemnicę tej komnaty. Na nieszczęście była ona zbyt niska, aby przeskoczyć ją dzięki Wielkiemu Skokowi.
W końcu popatrzyli na ściany. Niespełna dwumetrowej wysokości, każda ze ścian zawierała ornament w kształcie rombu z którego wystrzeliwały włócznie. Każdy z rombów miał blisko półmetrową szerokość podobnie jak płytki na posadzce. Każdy romb posiadał otwory mniej więcej w tych samych miejscach. Różniły się nieco, aby włócznie nie trafiały na same siebie, gdy pułapka była uruchamiana.
Spojrzeli na płytki i na każdej z nich dostrzegli podobny, jednakże odmienny wzór. Wzór który układał się tak jak włócznie, gdy stanie się na danej płytce. Teoretycznie już wiedzieli jak przejść, w praktyce mogło być różnie. Postanowili zaryzykować. Abu pokrył swoje cało Drewnianą Skórą i ruszył pierwszy. Stanął na pierwszej, bezpiecznej płytce po czym oświetlając sobie brudnym światłem pochodni patrzył na trzy sąsiednie płytki. Odnalazł wzór i stanął na nim. Ze wszystkich stron wyleciały włócznie, jednakże żadna z nich nie sięgnęła go choć niektóre zatrzymały się przed nim. To było coś nowego. Myślał że włócznie nie wystrzelą. ten kto zaprojektował to miejsce był szaleńcem i zapewne liczył na to, że widząc jak wystrzeliwują kolce, zrobi nieopatrzny ruch i nadzieje się na nie. Włócznie schowały się po kilku sekundach, mógł dalej kontynuować przeprawę. Gdy przeszedł do wyjścia, ruszył za nim Serafin.
***
Po pokonaniu pułapki z kolcami spodziewali się napotkać na swej drodze kolejne przeciwności. Nie musieli długo czekać. W dole słyszeli zgrzytanie i drapanie. Coś dużego i głodnego próbowało się gdzieś dostać. Nagle przed nimi wyrosła wielka paszcza potrafiąca chapnąć całego krasnoluda. Wielka paszcza najeżona kłami wielkości mieczy krasnoludzkich posiadała jeszcze szpony i krótkie, umięśnione nogi. Zgrzytacz zaatakował, Abu zawirował w piruecie i ciął Horrora po bebechach. Serafin wystrzelił w drugiego, który pojawił się na schodach prowadzących w dół. Zgrzytacze zaatakowały powtórnie, jednakże szybsi okazali się bohaterowie. Dwa Zgrzytacze legły martwe od ciosów miecza i łuku.
***
Balltram leżał wśród trupów. Nagle spostrzegł światłość i jakąś postać idącą w jego stronę. Usłyszał łagodny głos. Znajomy głos. Coś go szarpnęło i wyciągnęło z komnaty pełnej śmierci i żalu. Zaczął oddychać i poruszać się. Najpierw spokojnie i delikatnie. W końcu zaczęła wracać mu świadomość. Był w kaerze, spadał, potem Kostnogłowy Uzurpator biegł na niego, potem światło, a teraz... no właśnie gdzie teraz był?
"Nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy, w jakiejś wieży" odparł Serafin. "Abu w dodatku stracił głos i nie może nic mówić." Serafin wyjaśnił mu co się stało do tej pory. W końcu po godzinnym odpoczynku i opatrzeniu ran Balltrama ruszyli dalej na dół. Pierwszy raz też dostrzegli poprzez cienką warstwę chmur powierzchnię ziemi. Mieli może do niej z pięćdziesiąt metrów. Cieszyli się że widzą ziemię, gdy nagle korytarz się skończył. Nie było drogi w dół.
***
Nie posiadali liny, a jedyne co znaleźli to długi arras przedstawiający jakąś bitwę. Przywiązali go do balkonu i przerzucili przez balustradę. Pierwszy ruszył Balltram. Wieża była nieco nachylona toteż łatwo dotarł do okna pod balkonem. Stanął na parapecie i krzyknął aby schodzili. Balltram wskoczył do komnaty i wtedy się zaczęło. Kilka widmowych burz pojawiło się w komnacie i skierowało się w stronę krasnoludzkiego Zwiadowcy. Balltram zaklął i wyjął swój miecz. Rozpętała się walka. Drugi dołączył Abu, a zaraz za nim Serafin. Walka trwała, jednak widmowych burz wciąż przybywała, jedyną szansą była ucieczka. Ruszyli w stronę schodów i gdy tylko opuścili komnatę widmowe burze znikły.
Do wyjścia nie napotkało ich już nic czego by się obawiali. Teren wokół wież był niezwykle splugawiony co było widać gołym okiem. Czarna ziemia, wyglądała tak jakby ktoś ją spalił i przeorał. Powykręcane, czarne, skamieniałe drzewa straszyły swoimi groteskowymi kształtami. I cisza. Ona była najgorsza. Nie było wiatru, nie było zwierząt, nawet komarów i much. Nic nie zakłócało tego przeraźliwego spokoju prócz trójki Dawców Imion.
Na czarnym tle splugawionej ziemi dostrzegli coś wyróżniającego się brązem i zielenią. Ruszyli ostrożnie w tamtą stronę. Było to ciało orka. Zaschnięta krew zbrązowiała, coś rozorało bebechy nieszczęśnikowi, wypatroszyło go i wyrzuciło z którejś z wież. Odwrócili się od makabrycznego widoku i ruszyli na wschód, tam gdzie dostrzegli wcześniej zabudowania.