001. Wejście w dorosłość [Abu Hamza]

Sesja 14.03.2009

001. WEJŚCIE W DOROSŁOŚĆ

9 dzień Riag [Wrzesień] 1499
Noc była ulewna. Drogi Wielkiego Targu stały się błotniste i pełne wielkich kałuż, i właśnie w taką noc doszło do podwójnego morderstwa. Abu stał z zakrwawionymi dłońmi nad dwoma ciałami. Gahad mijał, czuł się osłabiony. Szybko przeszukał ciała, zabrał broń i sakiewki. Uciekł w boczne uliczki. Tam odpoczął. Uciekł z miasta. Jakiś kilometr od ostatnich zabudowań wśród topól zatrzymał się. Obmył się z krwi, wyrzucił zakrwawioną koszulę i położył się. Usnął tak jak Wielki Targ. A deszcz padał.

10 dzień Riag [Wrzesień] 1499
Wielki Targ żył swoim tempem. Większość Dawców Imion rutynowo przygotowała się do dalszej części dnia. Tylko nieliczni odbiegali od tej normy. Abu zakradł się na kilka domów od swojego. Obserwował. Chwilę później z domu obok wyszedł jego kumpel, Grango. Zawołał go, a to czego się od niego dowiedział, uspokoiło go. Nikt go nie podejrzewał, jedynie matka go szukała. Powiedział młodemu orkowi, że to on zabił ludzi Glocka i dał mu do przechowania pałasz jaki wczoraj zwinął, po czym ruszył w stronę domu.

W domu zastał matkę, porozmawiał z nią. Ojca, na szczęście, nie było. Matka przeczuwała, że to jej syn jest odpowiedzialny za śmierć ludzi Glocka. Zresztą byli tu wczoraj po jego wybiegnięciu z domu, nikogo nie podejrzewali. Na razie. Ale Abu już wiedział co chce zrobić, wczorajsze wydarzenia były tylko katalizatorem, chciał odnaleźć wujka. Powiedział o tym matce, która go poparła. Wkrótce zaczęła szykować mu zapas pożywienia na podróż, a on w tym czasie przeszukiwał pokój wujka Jashy. Znalazł jego stary dziennik, krótki miecz i kilka innych przydatnych w podróży rzeczy. Pół godziny później pożegnał się z matką i ruszył w świat.

Nie dane mu było daleko zajść. Szybko spotkał swojego dobrego przyjaciela Wujembe. Starszy o rok ork siedział na starej miejscówce z kilkoma innymi orkami i pił nalewkę swojej matki. Chwilkę posiedział ze znajomymi, napił się nalewki i pożegnał. Wujemba życzył mu powodzenia w odnalezieniu wujka, a młoda orczyca o Imieniu Tirga zawiązała mu wokół nadgarstka wstążkę na szczęście.

Następny przystanek odbył się na ławce pod jednym z budynków przy Trakcie Królewskim. Tam zjadł śniadanie, korzystając ze słońca, gdyż wiatr rozgonił chmury. Wyciągnął dziennik wujka i zaczął wertować kartki. Notatki były chaotyczne. Pełno rysunków, jakieś nieopisane mapki. Na ostatniej stronie znalazł niejasną notatkę o jakiejś bibliotece w pobliżu Eidolon. Był to jedyny punkt zaczepienia. Mając przy sobie ponad dwieście sztuk srebra, pełny plecak żarcia i wachlarz możliwości wiedział już gdzie ruszyć.

22 dzień Riag [Wrzesień] 1499
Zbocze, niewielka osada położona jakieś pół kilometra od brzegu Wężowej Rzeki i dzień drogi na wschód od Kaeru Eidolon. Karawana kupców dotarła tu przed południem toteż Abu miał sporo czasu, by się rozejrzeć. Pożegnał się z kupcami i ruszył od razu w stronę miejscowej karczmy. Wewnątrz były zajęte dwa stoliki, jeden przez ludzi i krasnoludów, najpewniej tutejszych, a drugi przez piątkę orków, na pewno przyjezdnych. Zamówił piwo i ruszył w kierunku ich stolika.
- Można się dosiąść?
- Spierdalaj! - powiedział pierwszy z brzegu.
Abu nie dał się zbić z pantałyku. Odpowiedział równie zaczepnie, na co dwóch orków wstało, a pierwszy z nich złapał za fraki Abu i potrząsnął. Wtedy zza nich odezwał się głos.
- Bru, Palik, zostawcie go. Siadaj młody.
I tak Abu Hamza poznał bandę Verhuta do której należeli: Verhut szef; Bru, nikogo nie lubiący osiłek; Schrda, małomówny i niski; Mirdo, bard i grajek lubiący zakładać na siebie dziwne ozdoby (chociażby wisiorki z króliczych łapek); Palik, nadpobudliwy ale wesoły ork.

Od karczmarza dowiedział się gdzie znajduje się biblioteka, ruszył tam. Budynek biblioteki był również miejscem w którym mieścił się dom wójta osady i miejsce zgromadzeń starszyzny. Był to jedyny kamienny budynek w osadzie, w dodatku największy i posiadający wieżę. Abu wszedł do środka, uiścił opłatę 5 sztuk srebra za odnalezienie informacji w księdze gości o swoim wujku oraz dodatkowe 5 za możliwość skorzystania z zasobów biblioteki.

Bibliotekarz, krasnolud w sile wieku z wielkimi bokobrodami pomógł mu odszukiwać odpowiednie informacje. Po kilku godzinach spędzonych wśród ksiąg wiedział już, że jego wuj był tutaj 16 dnia Maweg tego roku, czyli jakieś dwa tygodnie po tym jak wyruszył z Wielkiego Targu. Oprócz tego niektóre informacje potwierdziły się z tymi z dziennika wujka, jak chociażby Piekło Ośmiu, fragmenty legendy o Kathonie Krzywookim, Wojnach Orichalkowych i innych sprawach dotyczących przeszłości Kara Fahd. Jakie też było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że jeden z jego najbliższych przyjaciół nosi imię po starożytnym królu Kara Fahd, Wujembie.

Wieczorem powrócił do karczmy, by coś zjeść. Tam z powrotem dołączył do stolika zajmowanego przez bandę Verhuta. Zamówił specjał dnia i zaczął pić razem z resztą opowiadając o poszukiwaniach wujka.

23 dzień Riag [Wrzesień] 1499
Pobudka nie była miła. Głowa pękała od ilości wypitego alkoholu. W godzinę później, już po śniadaniu, szóstka orków stała na polu poza Zboczem. Poprzedniego dnia Abu zgodził się na test, teraz nie był go do końca pewnym. W dłoni dzierżył miecz wujka, na przeciw niego stał Bru. Pierwszy cios wyprowadził ten drugi i od razu ciął Abu po ręce przebijając pancerz. Młody ork przewrócił się, a jego rana krwawiła mocno. Chwycił w dłoń garść mokrej od deszczu ziemi. Wstał i rzucił nią w twarz orkowi, ten krzyknął oślepiony i wtedy Abu ciął go na odlew po żebrach, bryznęła krew. Trzecie zwarcie też było wygrane przez Abu, gdy pojedynek przerwał Verhut. Młody ork został przyjęty do bandy.

Chwilę później, po opatrzeniu ran, ruszyli wzdłuż Węża na zachód.

11 dzień Teayu [październik] 1499
W połowie drogi pomiędzy Kaerem Eidolon a Jeziorem Vors doszło do ataku. Verhut ze Shrdem od frontu, Bru wraz z Palikiem z lewej flanki i Abu z Mirdo z prawej najechali na pięciu pielgrzymów. Dwóch elfów, dwóch ludzi i jeden krasnolud praktycznie nie bronili się. Tylko krasnolud wydobywszy skądś kuszę postrzelił Shrda, który od impetu i właściwie z zaskoczenia spadł z konia. Rzeź trwała krótko. Abu nie zdążył wyprowadzić żadnego ciosu. Właściwie był zaskoczony takim obrotem spraw, to była zwykła rzeź, a nie tylko kradzież. W dwa dni później zdobyte na nich przedmioty zostały sprzedane w jednej z nadrzecznych osad.

18 dzień Teayu [październik] 1499
Drugi napad. Tym razem na samotny wóz kupiecki wędrujący w kierunku Jeziora Vors. Kilku wędrowców z wozu było łatwym celem. Tym razem obłowili się dużo lepiej.

27 dzień Teayu [październik] 1499
W końcu po błąkaniu się po bezdrożach i nocowaniu w niewielkich osadach czy pod gołym niebem, dotarli do większej osady na szlaku, miasteczka Tessesta. Miasteczko leżało na brzegu Węża, dzień drogi na zachód od Jeziora Vors. Mieszkali tam głównie obrotni t'skrangowie, ale także ludzie, krasnoludy i orki. Cztery razy do roku organizowany był tam wielki jarmark na którym można było sprzedać swoje towary i kupić coś, czego normalnie nie szło dostać. W tych dniach zjeżdżali się tam t'skrangowe wspólnoty kupieckie zwane kohyin, wielu kupców z okolicznych osad, miasteczek i wiosek, którzy chcieli wymienić swoje plony na przyprawy, kosze, magiczne miotły i setki innych przedmiotów. Ogólnie mieszkało tam około 500 Dawców Imion.

Zatrzymali się w jednej z kilku karczm. Abu złożył zamówienie u karczmarza, który każdemu przyniósł to samo. Bru się mocno zdenerwował, mówił nowemu, że chce kraby, które tu są wielką specjalnością. Abu postawił mu się. Bru rzucił miską z kaszą i rybą i poszedł do karczmarza. Pomimo tych kilku tygodni razem nadal nie darzyli go pełnią sympatii.

1 dzień Borrum [listopad] 1499
Do karczmy wszedł wysoki, dobrze odziany człowiek o spiętych z tyłu długich, czarnych włosach. Miał na sobie czarną skórzaną kurtę nabijaną srebrnymi ćwiekami, a przy boku zwisał długi miecz i dwa sztylety. Kiwnął głową w stronę Verhuta. Ten wstał, mówiąc, że Czarny Kos przybył. Opuścili razem karczmę. Niespełna pół godziny później ork powrócił i kazał reszcie zbierać się.

Opuścili miasteczko południową bramą i odbili na południe od traktu przejeżdżając polami na kilka pobliskich wzgórz. Abu dostrzegł jakieś pięćset metrów przed nimi biały domek. Nagle zorientował się, że jedzie przodem, odwrócił się. I wtedy cios pałką Palika dość mocno go ogłuszył. Spróbował wyciągnąć miecz lecz z drugiej strony skoczył na niego Bru. Impet skoku przewrócił konia i razem upadli. Abu stracił przytomność.

Ocknął się. Widział jak piątka orków rozmawia z Czarnym Kosem i jakąś młodą kobietą o imieniu Mrina. Była młoda, ale widać było, że wzbudza strach i respekt. Włosy miała spięte z tyłu, a ubrana była elegancko i funkcjonalnie w strój do konnej jazdy. Od piątki orków w zamian za spłatę długu oprócz niewolnika zażądała jednego konia oraz 200 sztuk srebra. Verhut protestował, jednak szybko się zgodził nie chcąc narażać się kobiecie.

Zanim orki odjechały, Mirdo podszedł do Abu i na swój sposób poprosił o wybaczenie, jednak ten nie chciał go słuchać, był wściekły, groził śmiercią. Abu wiedział, że kiedyś ich odnajdzie i pozabija.

Kobieta, piękna Mrina siadła na swoją bułaną klacz. Czarny Kos na swoją kasztankę. Mrina rozkazała wsiąść na konia Abu, jednak ten nie chciał słuchać, zwłaszcza, że miał spętane z tyłu ręce. Mrina lekceważąco zamachała ręką i wypowiedziała słowa w dziwnym języku. Ork poczuł niesamowity ból w głowie a w ustach metaliczny posmak krwi. Od tej pory był posłuszny.

Wieczorem dotarli do jednej z t'skrangowych osad nad Wężem przynależnych do Domu Ishkarat. Tam wsiedli na wojenny parostatek Domu, gdzie został wrzucony do osobnej celi. W ciągu najbliższych dni karmiono go raz dziennie a jedyne czego się dowiedział, to to, że będzie na wspaniałej służbie u czcigodnego rodu Denairastas.

7 dzień Borrum [listopad] 1499
Miasto do którego dopłynęli było połączeniem wież t,skrangów i typowej nadrzecznej osady. Mieszkało tam wielu Dawców Imion różnych ras. Jednakże Abu nie mógł się nim nacieszyć, od razu Mrina, Czarny Kos i on opuścili je i udali się na wschód po prawej mając wysoki masyw Gór Skolskich.

13 dzień Borrum [listopad] 1499
Dotarli do niewielkiej osady na podgórzu Gór Skolskich. Tam Abu został oddany pod opiekę jednego z handlarzy niewolników będącego pod rządami Iopos. Tutaj spędził kilka dni wśród innych niewolników, po czym wraz z nimi został wysłany dalej.

3 dzień Doddul [grudzień] 1499
Góry Skolskie były nieprzyjazne dla Dawców Imion nieprzyzwyczajonych do panujących w nich warunków, zwłaszcza w ich wyższych partiach. Często padał tu śnieg i panował mróz. Miejsce do którego dotarła piesza karawana dwudziestu niewolników było oddalone o kilka dni drogi od jakiejkolwiek osady i znajdowało się wysoko pośród szczytów.

Wchodząc do górniczej osady zauważyli najpierw trzy strażnicze wieże, po czym dopiero cztery niewielkie domki i trzy długie baraki położone w pobliżu kilku wejść do sztolni. Od razu po przybyciu zostali zakuci w nowe łańcuchy łączące ręce i nogi, po czym przydzieleni zostali do baraków.

Veltom [luty] 1500
W kopalni wydobywającej esencję żywiołu ziemi był już jakieś trzy miesiące. Abu wiedział jak tu jest. Przyzwyczaił się do codziennej rutyny. Wstawał rano razem z resztą zniewolonych Dawców Imion, szli na poranne liczenie gdzie od razu dostawali podłą strawę i wodę, po czym ruszali w stronę kopalni. Tam każdy brał swoje narzędzia i schodził na dół. Tam pracowali przy wydobyciu esencji żywiołu ziemi do wieczora, w międzyczasie mając jedną przerwę na posiłek.

Przez ten czas widział jak niektórzy nie dawali rady i umierali. Właściwie każdego to musiało spotkać, prędzej czy później. Niektórzy byli tu od wielu lat i wiedzieli, że nie ma co myśleć o ucieczce. Niektórzy próbowali, nikomu się nie udało. Część zniewolonych miała lepiej, służyła w kuchni czy przy jakichś naprawach, jednak większość miała przejebane w sztolniach i podziemnych korytarzach.

Abu miał kompana, wielkiego trolla o imieniu Oshrod, który był tu dłużej od niego. Często rozmawiali o tym jak się tu znaleźli, co by zrobili uzyskując wolność i o ucieczce. Jednak Oshrod wiedział, że jest to niemożliwe. Był świadkiem jednej nieudanej próby. Później ciała uciekinierów długo dyndały z wież strażniczych.

Mawag [maj] 1500
Wracali z kopalni. Przy jednej z wież strażniczych zauważyli zacumowany powietrzny okręt. Strażnicy widocznie podnieceni wizytacją poganiali niewolników nad wyraz ochoczo swoimi batami, jednak część z nich skupiona była na rozmowie i wpatrzona w stronę domków. Oshrod wyczuł moment, odepchnął jednego ze strażników i ruszył w dół zbocza w stronę kosodrzewin i pokracznych drzew. Kilka strzał przecięło powietrze, troll upadł i poturlał się w dół zbocza, zatrzymując się dopiero kilkadziesiąt metrów dalej na kosodrzewinach. Wśród niewolników dało się słyszeć: "idiota", "oszalał", "po nim", "biegnij".

Nagle pojawiła się ona. Mrina wyszła przed strażników, spojrzała w dół na trolla, po czym podniosła wzrok na resztę, i wydała rozkaz.
- Zabić jeszcze dziesięciu.
Żaden ze strażników nie protestował, widać, że byli fanatycznie oddani swojej pani. Od tego czasu z wież strażniczych zwisało jedenaście ciał Dawców Imion. Abu podupadł na duchu, nie tylko stracił przyjaciela ale i nadzieję.

Wrócili do baraków. Tam czekało na nich trzydziestu nowych niewolników: elfów, ludzi, orków i krasnoludów.

Gahmil [czerwiec] 1500
Jeden z nowych, ork Wirko, zdawał się nie pasować do reszty. Ciągle wesoły, nie podłamał się nawet w dzień przyjazdu, gdy zabito jedenastu niewolników. Abu szybko się z nim zakumplował. Pod koniec miesiąca, Wirko zaproponował mu wspólną ucieczkę. W końcu lepiej umrzeć próbując niż dać się zaszlachtować. Plan był prosty, czekają do późnej nocy, oswobadzają się z kajdan, uciekają w stronę drzew i liczą na szczęście.

Z kajdanami nie było większego problemu. Wirko wyciągnął z buta kilka gwoździ i zaczął grzebać nimi w kajdanach. Pół godziny później kończył oswobadzać Abu.
- Teraz liczymy na szczęście - powiedział uśmiechając się i w tym momencie coś zaryczało na zewnątrz, dało usłyszeć się łopot skrzydeł i coś zerwało część dachu baraku.

Kilka belek przygniotło przypadkowych niewolników, ktoś krzyczał z bólu, ktoś błagał o pomoc a inni zdezorientowani patrzyli z niedowierzaniem na zaistniałą sytuację. Jednak najbardziej przerażały odgłosy dochodzące z zewnątrz od strony domków strażników i zarządców. Wrzaski i krzyki Dawców Imion mówiły same za siebie. Wirko zaśmiał się i pociągnął za sobą Abu. Dopadli drzwi i wyjrzeli ostrożnie przez nie. Dwóch strażników biegło w stronę domków mijając ich o kilka metrów. Wychynęli bardziej. Abu spojrzał w stronę domków i przeraził się. Stwór miał z dziesięć metrów długości, ogromne skrzydła, siedem łbów z których każdy pluł ogniem lub jadem. Swoimi łapskami chwytał Dawców Imion i rozrywał na strzępy. Pomimo adeptów Łuczników i Wojowników strażnicy nie dawali bestii rady. Wirko pociągnął Abu, czas było uciekać.

Dobiegali do kosodrzewin, gdy nagle Wirko zachwiał się i przewrócił. Z jego ciała wystawała strzała. W tym momencie hydra wściekle dopadła wieży strażniczej z której padł strzał. Abu nie myślał długo, chwycił kompana i przewieszając prze plecy znikł w mroku pomiędzy kosodrzewiną i karłowatymi drzewami.

Wirko oddychał szybko i płytko, strzała przeszyła płuco. Z oddali słychać wciąż było odgłosy nierównej walki z hydrą. Abu próbował wyjąć strzałę, jednak sprawiał orkowi tylko ból. Wirko kazał iść samemu Abu, gdyż on już uzyskał wolność i może umrzeć. Chwilę później wyzionął ducha.

Minęło pięć może siedem dni od ucieczki, sam nie wiedział. Jadł niewiele, bo też niewiele było w górach pożywienia. Był wycieńczony, przemarznięty, poobijany. Przy życiu trzymała go miłość do życia i upór. Miał też szczęście co do pogody, ociepliło się trochę, chociaż nadal śnieg zalegał w wyższych partiach gór. Z każdym dniem poruszał się coraz wolniej. Nie myślał już o pościgu, był prawie pewnym, że nikt go nie ściga.

Wdrapał się na skałę, by rozejrzeć się. Nagle przed sobą zobaczył niewielki stadko kozic o dziwnie poskręcanych rogach, krótkich nogach i małych oczkach wielkości guzików. Pomyślał o mięsie na ich ciele. Rzucił w jedną kamieniem, jednak ta się nie spłoszyła tylko podskoczyła kilka metrów bliżej, a inne zaczęły go otaczać. Chciał zaatakować lecz nagle poczuł obojętność, stał się apatyczny. Usiadł, a dzikie kozice zaczęły atakować rogami. Zrzuciły go ze skały, upadł kilka metrów niżej na kępy trawy i sturlał się w stronę strumienia. Zanim zemdlał, zobaczył jak przez mgłę jakiś kształt przelatujący nad nim i usłyszał, jak coś zabija zwierzęta.

Dni Ziemi 1500
Poczuł ciepło. Powoli otworzył oczy, jego wzrok przykuł ogień w palenisku. Czuł zapach ziół, gotowanego mięsa i zwierząt. Powoli rozejrzał się. Chatka nie była wielka, na ścianach znajdowało się kilka tarcz, mieczy, łuków i skóry zwierząt. Spod sufitu zwisały suszone owoce i mięso oraz lampy, narzędzia, wnyki. Po kątach poupychane były przeróżne szpargały, a na środku znajdował się duży stół. Dopiero teraz zauważył, że ktoś przy nim stoi. Sam leżał opatulony w koce i futra na jednym z dwóch posłań. Było ciasno i ciemno, ale przytulnie.
- Gdzie jestem? - zapytał zachrypłym głosem.
Postać stała tyłem szykując coś na stole. Podeszła do kominka gdzie na hakach zawieszone były garnki, nalała z jednego z nich wrzątku do kubka i wsypała jakichś ziół. Odwróciła się i podeszła do leżącego Abu, każąc wypić mu napar.

Był to elf o ciemnoblond włosach i pokaźnej poskręcanej brodzie, nie pasującej do tak wyniosłej rasy. Twarz miał miłą i młodą, chociaż broda strasznie go postarzała, jeśli można mówić o elfach i starości. Gdy Abu wypił napar, elf podał mu miskę strawy, ten jednak nie był w stanie przełknąć więcej niż połowę.

Raquas [lipiec] 1500
Minęło kilka dni, podczas których ork w większości spał, rzadko schodząc z posłania. Po tygodniu jednak wyszedł pierwszy raz na zewnątrz, gdzie zobaczył elfa, jak patroszy kilka ryb. Szybko obskoczył go niewielki szczekający i merdający ogonem, pies. Kamienna chatka o drewnianym szkielecie była ładnie wkomponowana w zbocze góry, tak, że idąc z góry można było swobodnie wejść na jej dach. Pokryta była strzechą, gałęźmi i konarami a gdzie nie gdzie leżały większe kamienie. Sama chatka miała niskie wejście i jedno okno na tej samej ścianie z widokiem na dolinę i masyw górski po jej drugiej stronie. Przed nią znajdowała się ława i stół a obok kilka pieńków.

Na dworze było chłodno ale słonecznie, co sprawiało wrażenie przyjemnego dnia. Abu rozejrzał się. Daleko w dole widział zalesioną dolinę pogrążoną we mgle. Wokół leżał świeży śnieg spod którego wystawały większe kamienie i kępy trawy.

Dopiero teraz tak naprawdę porozmawiali. Elf miał na imię Yavahil i był pustelnikiem. Przywędrował w te góry jakieś dziesięć lat temu w pogoni za czymś o czym nie chciał mówić, chociaż później wielokrotnie przyłapał elfa wpatrującego się gdzieś w dal za góry. Yavahil nie opowiadał o sobie i o swojej przeszłości wiele. Abu jednak wiedział, że postanowił on osiąść samotnie w górach z powodu jakiegoś ważnego wydarzenia z minionych dni.

Ork opowiedział o sobie. O tym skąd pochodzi, z jakiego powodu opuścił rodzinny dom, jak znalazł się w górach, o ucieczce z niewoli. Od Yavahila dowiedział się, że kopalnia znajduje się kilka dni drogi stąd, a w okolicy oprócz dzikich zwierząt żyją tylko trolle, jednak dość daleko stąd, i wietrzniaki po drugiej stronie stromego i skalistego grzbietu górskiego.

Mijały dni. Abu odzyskiwał siły i kondycje. Do końca miesiąca już był całkowicie sprawny, jednak nadal czuł brzemię noszenia łańcuchów. Pomagał Yavahilowi rąbać drwa na opał, sprzątać, przyrządzać jedzenie, preparować skóry zwierząt, opiekować się Bobikiem. W dolinę schodzili rzadko, tylko po drewno, czasem nałapać ryb lub sprawdzić wnyki. Czasem też zaglądali do jaskiń w dolinie, gdzie zrywali dziwne kartoflane grzyby wielkości głowy.

Sollus [sierpień] 1500
Abu coraz bardziej niecierpliwił się. Jestem zdrowy, muszę ruszać dalej, myślał, odrąbując na pieńku łeb złapanej wcześniej rybie. Bobik zaczął warczeć i niespokojnie kręcić się. Ork spojrzał w kierunku w którym szczekał pies. Jakieś trzydzieści metrów dalej stał biały wilk, węszył. Za nim dalej widać było jeszcze kilka innych. Abu złapał psa i wprowadził go do chaty, a sam wziął miecz i tarczę. Wilki zbliżyły się. Nagle jeden skoczył na niego z dachu, w ostatniej chwili organizm orka zareagował. Jego skóra stała się twarda i chropowata, zmieniając jednocześnie barwę na brunatną. Wilk upadł na tarczę, przewracając jej właściciela. Wilk zaskowytał i upadł. Z jego bebechów wystawała strzała. Yavahil powrócił z doliny, razem przepędzili wilki.

Następnego dnia, Abu wstał wypoczęty, tego dnia pospał dłużej. Ubrał się, zajrzał do kociołka nad ogniem i wyszedł na zewnątrz. Elf siedział tyłem do niego i dumał paląc fajkę. Chwilę później, nie odwracając głowy, spytał się orka, czy zdarzało mu się już wcześniej coś takiego jak wczoraj. Abu zaprzeczył. Elf wstał.
- Jeżeli zechcesz, będę mógł wyszkolić cię na adepta Wojownika. Sam nim kiedyś byłem, jednak jak wiesz, przestałem podążać tą ścieżką dawno temu.

***

Pierwszy trening dotyczył talentu Drewniana Skóra, jako, że właśnie wczoraj Abu nieświadomie wykorzystał jego moc. Mistrz Yavahil zaczął wyjawiać mu tajniki talentu, które Abu starał przekuć w prawdziwą umiejętność. Szkolenie talentu trwało przeszło tydzień i sprowadziło się do długotrwałego powtarzania nowej zdolności, aż wreszcie wzorzec Wojownika dostroił się do jego wzorca.

Najłatwiej było z talentami Broń Biała, Walka Wręcz i Unik, chociaż one też wymagały ciągłej pracy, skupienia i całodziennych treningów. Wzorzec Wojownika stawał się coraz większą integralną częścią wzorca Abu. Ćwiczyli przed domem, gdy schodzili do doliny po opał i pożywienie. Wszędzie.

Yavahil wiedział od dawna, że ork ma predyspozycje, jednak jego zdolność pojmowania wiedzy przerosła jego oczekiwania. Widział jak niektórzy próbujący wstąpić na ścieżkę Wojownika potrzebowali miesięcy na treningi, ten potrzebował niespełna czterech tygodni. Być może było to uwarunkowane jego przejściami w ciągu ostatniego roku, nie był tego pewien.

Kolejnym talentem był Rytuał Karmiczny. Według Yavahila Karma była to czysta energia magiczna pozwalająca wzmacniać talenty i zwiększać prawdopodobieństwo powodzenia działań. To właśnie ona jest jedną z głównych rzeczy odróżniających adeptów od innych Dawców Imion. Ona pozwala korzystać z magii.

Jak mówił Yavahil, każda Dyscyplina posiadała główną ścieżkę rozwoju tak zwany wzorzec, jednak jest on na tyle ruchomy, że co kolejny Krąg wtajemniczenia pozwala na dobór jednego z bliskich Wojownikowi talentów. Dla niego najlepszym wyjściem było wybranie Akrobatycznego Ataku. Jednakże magia dyscypliny u Abu podpowiedziała mu coś innego. Jego wybór padł na Powietrzny Taniec. Najpierw medytował długo nad nimi, później przyszło oświecenie, a później ciężki trening.

Pod koniec miesiąca Sollus 1500 roku TH Abu Hamza stał się adeptem Wojownikiem pierwszego Kręgu. Następnego dnia opuścił Yavahila, dziękując za trening i pomoc oraz obiecując, że w niedalekiej przyszłości zjawi się u niego w odwiedzinach.

© 2025 Your Company. All Rights Reserved. Designed By Wu Czyż

Please publish modules in offcanvas position.